piątek, 28 lutego 2014

Chapter 7 { Heavy tears }

- Czy ty już kompletnie oszalałaś?!- wrzasnął jeden z opiekunów, obdarzając  blondynkę lodowatym spojrzeniem. Nikt nie mógł rozdziału t ona mogła tak się zachować. Nie dość, że nawrzeszczała na prezydenta, pokazała mu, że ośrodek nie radzi sobie z nią to, jakby tego było mało, po prostu wyszła i zostawiła go samego- Jak śmiałaś to zrobić?! Jak mogłaś do niego mówić po imieniu?!
- A jak miałam mówić?! Drogi panie prezydencie! Tak ?!!- krzyknęła wyprowadzona z równowagi- Znam go od trzech lat i nigdy w życiu nie mówiłam do niego inaczej niż mówię!
-  Okazałaś brak szacunku!- dodał inny mężczyzna, chwytając dziewczynę mocno za ramię
- Puśćcie ją!- rozkazał sam Alfred, powolnym krokiem wchodząc do środka- Kim, proszę porozmawiajmy- westchnął- W cztery oczy- dodał, spoglądając na otaczających ich ludzi- Proszę
- Nie chce z tobą rozmawiać...- przyznała- Wiesz co o tym myślę. O tym jak traktujesz ludzi, jak ich wykorzystujesz! Pomyślałeś kiedyś, że twoja córka może tu trafić?!- szepnęła, starając się zachować kamienną twarz, kiedy w środku cierpiała z bólu
- Nie, Kim... Nigdy nie dopuścił bym do czegoś takiego i gdybym wiedział wcześniej, że cie wylosowali, też by cię tu nie było- warknął- Jest to powód, dla którego tu jestem. Chce, żebyś wróciła do domu- powiedział, poprawiając garnitur. Momentalnie wszyscy zastygli w miejscu, a ich usta pozostały na wpół otwarte.
- Chcesz mnie z tond zabrać?- spytała, niedowierzając w słowa mężczyzny. Jej ciało przeszło przyjemne ciepło i szczęście. Może wrócić do domu... Do kochanego domu, do rodziny, do Cece. Crawford rozejrzała się po sali, a jej wzrok po kolei zmierzył, każdego człowieka. Jednak to Jack'owi zwróciła najwięcej uwagi. Siedział tam z oczami, pełnymi smutku i radości. Jego szkarłatne usta, jak zawsze nie dawały nic po sobie poznać, jednak brązowooka dostrzegła, że jego kąciki są wręcz niewidzialnie podniesione, jakby ten chciał się uśmiechnąć- Nigdzie nie idę Alfred- odparła spokojnie, zaciskając ręce w pięści- I ty to dobrze wiesz
- Kim nie bądź głupia!- prychnął- Dobrze wiesz, że szansę, że tutaj przetrwasz są równe zero!- krzyknął, pewny siebie- Nie rób sobie tego. Nie rób sobie mnie za wroga!
- Ty dalej nie rozumiesz! - wrzasnęła wyprowadzona z równowagi- Tu nie chodzi o mnie! Ja nie mam cie za wroga, ale pomyślałeś o tym jak Emma się czuje?- spytała- Jej ojciec jest odpowiedzialny za śmierć tysiąca osób... Nie oceniam cię, ale nigdzie nie idę!- zawiadomiła- Nie wybaczę, sobie, jeżeli ktoś będzie musiał cierpieć tak samo jak ja.... Nie wymienisz mnie na nikogo!
-  Byłem pewny, że to powiesz- westchnął, chociaż czuł do tej małej dziewczyny sympatie i za żadne skarby nie chciał, żeby coś jej się stało, wiedział, że nic nie poradzi. Nie jeżeli chodzi o nią.... - W takim razie mam coś dla ciebie. Rodzice chcieli, żebyś to wzięła- dodał , wyciągając z klapy marynarki niewielki przedmiot, przypominający większy długopis.
-Myślałam, że zgubiło się podczas podróży- pisnęła szczęśliwa,  wyrywając mężczyźnie jej ukochaną rzecz. Nacisnęła guziczek, a koniec pałeczki zaświecił czerwonym światłem


- Strong- odczytała, napis na swoim nadgarstku i uśmiechnęła się- Dziękuje!- z krzykiem, rzuciła się w ramiona Alfreda, prawie go przewracając.
-   Żaden problem mała... Niech ci przypomina, jaka jesteś- zaśmiał się, uśmiechnął i opuścił pomieszczenie, na dowidzenia, grzecznie kiwając głową do reszty osób.

***

- To tatuaż?- spytała Alison, dokładnie oglądając rękę przyjaciółki.
- Coś w tym stylu... Zrobiłam to sobie, kiedy zabrali Nate'a, żeby nigdy nie zapomnieć kim jestem- westchnęła- Moi rodzice się nie zgodzili, więc go ukryłam... Widać go tylko pod światłem mojej pałeczki- zaśmiała się, odkładając przedmiot w bezpieczne miejsce
- To w takim razie, skąd prezydent o tym wiedział... I w ogóle jak to jest możliwe, że zwracał się do ciebie po imieniu?!- zapytała, rozkładając sie na łóżku blondynki i z ciekawością się jej przyglądając. Wiedziała, że ma ona wiele tajemnic, ale nigdy nie oczekiwała czegoś takiego... To przerosło jej wszystkie oczekiwania, wobec tej małej kruszynki.
- Znam jego córkę, a moi rodzice są jego najlepszymi przyjaciółmi... On zna mnie, ja go znam- rzuciła, grzebiąc w walizce. Mimo, że kochała Ali, ostatnią rzeczą jaką w tym momencie pragnęła, było jej towarzystwo. Chciała się w spokoju wykąpać, ubrać i pójść do Jack'a by wyznać mu swoje uczucia. Może i nie miała stu procentowej pewności, że ten czuje, to samo, że ją chociaż lubi, ale miała nadzieje.... Nadzieje, na lepsze jutro i wiedziała, że tylko on jest jej je w stanie zapewnić.
- Ale super!- krzyknęła- Znasz samego prezydenta, który chciał cię stąd zabrać, a ty powiedziałaś " NIE!"- warknęła, wyrzucając ręce w górę. Jej głos był oskarżycielski, wręcz słychać w nim było złość- Dlaczego to zrobiłaś?
- Wiem, że nikt tego nie rozumie, ale ja mogę znaleźć tysiące powodów, dla których nie chce się z tond ruszać- westchnęła, wyciągając wybrane ubrania.
- Podaj chociaż jeden !- zażądała
- Ty, Nate.... Jack- szepnęła, uciekając do łazienki.
- Jack?!- krzyknęła za nią niebiesko włosa, jednak ta zniknęła już za drzwiami pomieszczenia.


***

- Dasz radę Kim- szepnęła, opuszczając pomieszczenie i powolnym krokiem kierując się do pokoju Brewera- Jack wiem, że to bardzo, ale to bardzo dziwne, ale proszę cie nie przerywaj mi.... Jack chodzi o to, że ja cie lubię. Tak lubię, lubię.. . Nie jak przyjaciela, tylko chłopaka... Zakochałam się w tobie- wymamrotała w myślach, starając się ułożyć kilka prostych zdań- Spokojnie Kim... On na pewno cie zrozumie... Prawda?- spytała samą siebie, podążając korytarzem.
- Jack! Poczekaj !- wrzasnęła Nickie, a Crawford momentalnie stanęła jak wryta. Wyjrzała za roku, gdzie zobaczyła jak brunetka podbiega do jej ukochanego. Rzuciła mu sie na szyję, poczym złożyła namiętny pocałunek na ustach chłopaka. Ten owinął ręce wokół jej talii i przyciągnął ją bliżej siebie, odwzajemniając pocałunek, który z minuty, na minutę stawał się coraz namiętniejszy.
- A jednak nie będzie dobrze- szepnęła załamana Kimberly, pozwalając łzą spokojnie płynąć .


Złość, smutek, gorycz, ból- to uczucia, które w tym momencie jej towarzyszyły. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego ona ma takiego pecha? Dlaczego musiała pokochać akurat go? Łzy płynęły, jednak po drugiej, rozmazując jej makijaż. Dziewczyna ostatni raz spojrzała na całującą się parę, po czym obróciła sie i jak najszybciej umiała ruszyła biegiem przed siebie. To wszystko ją przerosło...

***

- Hej.. Ty jesteś pewnie Kim... WOW ! Co się stało?- spytał jakiś chłopak, zatrzymując ją na korytarzu i przytulając do siebie- Wszystko dobrze?
- Nie- szepnęła, przytulając się do nieznajomego- Przepraszam, ale jak masz na imię?- spytała, zważając sytuacje z ostatniego treningu. Mimo, że była w rozsypce, musiał poznać tą osobę. Przynajmniej imię...
- Jerry. Jerry Martinez- przedstawił się wyciągając rękę- Jestem przyjacielem Jacka- dodał, a ta ponownie wybuchła płaczem i odsunęła sie od czarnowłosego- Co się stało?
- Widziałeś Sama?- spytała, ocierając policzki. Potrzebowała go, jego bliskości, uczucia jakim ją darzył... Jego !
- Nie Kim, ale Jack nie był by zadowolony, że się z nim... - zaczął, jednak ta nie dała mu skończyć
- Niech Jack nie wtrąca się w moje życie!- warknęła i ruszyła do pokoju Dawna.

***

Blondynka powolnym ruchem drzwi otworzyła drzwi swojego pokoju. Nigdzie nie potrafiła znaleźć swojego przyjaciela, dlatego ze smutkiem wróciła do siebie. Nie wiedziała co ma robić... Co ma ze sobą zrobić, jeżeli osoba dla której tu została, którą kocha, woli kogoś innego. Jej największego wroga.. . Panna Bley na zawsze trafiła na jej czarną listę.
- Hej Kim- nagle usłyszała ten głos, za którym tak bardzo tęskniła. Podniosła zapłakaną twarz i spojrzała na niego. Sam spokojnie siedział sobie na jej łóżku i uśmiechał się do niej.
- Sam!- pisnęła radośnie i rzuciła sie na chłopaka. Nie czekając na nic zatopiła swoje usta w jego.


 Mimo wielkiego szoku, brunet momentalnie oddał pocałunek, obejmując dziewczynę w tali. Ich języki stoczyły zawziętą walkę, ale ostatecznie to Sam mógł penetrować podniebienie Crawford. Dziewczyna od razu poczuła się lepiej. Taka chciana i kochana... Mimo, że nie lubiła go w ten sposób, nie mogła mu tego powiedzieć, zrezygnować z tego, co jest między nimi. Nawet jeżeli miało by to być jedno wielkie kłamstwo, ona go potrzebuje... Może kiedyś go pokocha? Tak! Kiedyś na pewno !

- Kim, Jerry mówił... Co tu się do cholery dzieje?!!- krzyknął podenerwowany Brewer wchodząc do pokoju blondynki.

Na początku chciałam przeprosić, za to, że rozdział nie pojawił się wczoraj, ale miałam małe problemy z internetem...
Co do rozdzialu to mógł być lepszy. 
Poprawie się przy nastepnym !
Kocham was
Emi <3


niedziela, 23 lutego 2014

Chapter 6 { Moment of weakness }

Blondynka leżała na łóżka co chwile ścierając gorzkie łzy, spływające po bladych policzkach. Wzrok miała pusty, wręcz niewyrażający żadnych emocji, utkwiony w jeden punkt, a ciało zwinięte w kłębek. Nie umiała przestać myśleć o tym co się stało.... O tym , że to jej wina. Gdyby nie odchodziła, najprawdopodobniej nikt nawet nie dowiedział by się o niedźwiedziu, a on by nie zaatakował. Mark by żył... To wstrząsnęło nią najbardziej. Mimo, że nie znała bruneta było jej przykro, czuła jakby straciła kogoś ważnego. Jednocześnie zdała sobie sprawę, jak łatwo jest umrzeć. Wystarczy chwila, ułamek sekundy, a ty znikasz z tej planety pozostawiając osoby, którym na tobie zależy. Tak bardzo chciała cofnąć czas i to wszystko naprawić... Wybiec z racą, chwilę wcześniej i możliwe, że wtedy on by żył.  Ona nie czuła by się tak jak teraz, a jego przyjaciele nie byli by w rozsypce- To twoja wina- warknęła, jej podświadomość krzyżując ręce na piersiach i obdarzając lodowatym spojrzeniem.
-Kim?- nagle drzwi pomieszczenie się otworzyły, a do pokoju wszedł Jack. Crawford nawet nie zareagowała. Skuliła się i pozwoliła łzą płynąć- Boże Kim, co się stało?- krzyknął szatyn momentalnie znajdując się przy dziewczynie. Nienawidził oglądać jej w takim stanie. Czuł wtedy takie dziwne uczucie, które wcale mu się nie podobało.
- To moja wina- wyłkała, wtulając się w jego tors- Ja go zabiłam- szepnęła, po raz pierwszy mówiąc to na głos. W jej oczach zebrało się jeszcze więcej łez.
- Kim, nie, nie! Nawet tak nie mów!!- warknął, jednak zaraz się opanował. Nie chciała na nią krzyczeć, ale czuł się dziwnie w jej towarzystwie. Czasami po prostu nie umiał utrzymać swoich uczuć na wodzy- Kim tu tak po prostu jest. Ludzie przychodzą i odchodzą. Przyzwyczaisz się- zapewnił, usadzając ją na swoich kolanach i delikatnie kołysząc.
- Jak możesz tak mówić?- wymamrotała, podnosząc na niego oniemiały wzrok- Ludzie tu cierpią, a ty mówisz o tym tak spokojnie, jakby to nie miało w ogóle znaczenia! To nie było coś Jack, tylko on! Mark! Nie zabawka, ale człowiek, taki sam jak ty, taki sam jak ja!- pisnęła, nie rozumiejąc szatyna. Zabolało ją jego zdanie na temat tego całego cyrku, który się tutaj wyrabia... Brzmiał tak, jakby sprawiało mu radość robienie ludziom krzywdy
- Kim ja...- westchnął, zaczerpnąwszy powietrza-  Po prostu jestem do tego przyzwyczajony. Nauczyłem się nie zwracać na to uwagi i taki już jestem- burknął, przeczesując ręką włosy- Może opowiesz mi co o sobie?- zaproponował, chcąc jak najszybciej zmienić temat. Na jego szczęście blondynka połknęła haczyk i promiennie się do niego uśmiechnęła.
- A co chciałbyś wiedzieć?- spytała, przygryzając wargę.
- Opowiedz mi o twojej przeszłości... Jaka byłaś zanim tu przyjechałaś- poprosił, jeżdżąc kciukiem po jej knykciach, na co ta się zarumieniła. Nie umiała przy nim inaczej. On był taki...
- Cóż nie ma co dużo mówić... Miałam cudownych przyjaciół i rodzinę. Nigdy nie musiałam martwić, się o nic. Mieliśmy wszystko, od jedzenia w lodówce po złote zestawy Studźców. Moi rodzice mieli bardzo wysokie posady i zarabiali sporo pieniędzy więc wiesz... Byłam jedną z tych idealnych córeczek, które nigdy nie mogły popełnić najmniejszego błędu. Żyłam w przekonaniu, że nasze państwo jest jednym wielkim cudem świata- prychnęła, piorąc głęboki wdech- Jednak trzy lata temu, mój świat wywrócił się do góry nogami. Zabrali mi brata, pokazali tą ciemną stronę, której nigdy nie chciałam i nie powinnam zobaczyć. Wtedy się zmieniłam. Stałam się mniej ufna, a nawet najmniejszy szelest doprowadzał mnie do szaleństwa.... Bałam się. Nie robiłam już tego co lubiłam- westchnęła, ocierając mokre policzki- Czasami uciekałam do lasu, gdzie mogłam włączyć muzykę i no wiesz być sobą. Wyrazić się poprzez taniec.  No, a potem, wylądowałam tu... koniec historii- zaśmiała się, nawet sama nie wiedząc z czego. Jednak zapomniała o wszystkim co złe i po prostu cieszyła się tą chwilą, którą spędzała z nim... w tak normalny sposób.
- Chyba nie jest aż tak źle ,co? - spytał, spoglądając w jej brązowe oczy, które bezwiednie podążały za każdym jego ruchem. Szatyn strasz ją rozpraszał i mimo wielkich chęci nie umiała pozbierać swoich myśli...
- Nie. Chyba nie- szepnęła, po raz kolejny tego dnia moc no się w niego wtulając. Momentalnie całe ciepło płynące od jego, zawładnęło jej ciałem, powodując przyjemne, wręcz nie do opisania uczucie- Dziękuje- dodała, całując jego policzek- Za wszystko...


- Kim nie musisz mi dziękować. Jestem twoim opiekunem, to moje zadanie- powiedział speszony, chcąc jak najszybciej opuścić pokój dziewczyny. W tym momencie musiał na chwilę odejść, pobyć samemu, zapanować nad tymi ekstremalnymi emocjami, których unikał całe życie, jednak ta mała, krucha osóbka, odkrywa przed nim inną wersje jego samego.
- Hej- nagle w pokoju  odezwał się trzeci głos, którego właścicielką była szczupła brunetka. Już na pierwszy rzut oka, można było stwierdzić, że zielonooka jest wysportowana i na pewno nie zna się na modzie. Nie równała się plastikom ubranym całym na różowo, z dawnej szkoły Crawford, ale na pewno powinna pooglądać telewizje i nauczyć się łączyć podstawowe kolory- Jack- pisnęła, a Crawford, aż miała ochotę zakryć uszy jednak zdołała się powstrzymać. Dokładnie zlustrowała nieznajomą, która wcale nie przypadła jej do gustu, po czym przeniosła wzrok na Brewera.
- Nicki- rzucił brązowooki, sadzając Kim na łóżku i przytulając dziewczynę, co wyraźnie uraziło blondynkę. W tym momencie cała miła atmosfera zniknęła, a okropne uczucie zwane zazdrością ogarnęło jej ciało. Nie wiedziała co ich łączy, jednak miała nadzieje, że są tylko przyjaciółmi
- Jestem Nicki. Dziewczyna Jack'a- powiedziała, obdarzając blondynkę promiennym uśmiechem, kiedy ta próbowała przyswoić, dostarczone przez nią informacje.
- Była- sprostował szybko, dzięki czemu brązowooka odetchnęła z ulgą.
- Oj Jack.. Nie musisz od razu tego, tak podkreślać- prychnęła- A ty to?- spytała, podnosząc znacząco brew.
- Kim, jestem tu nowa- przedstawiła się, wyciągając przyjaźniej dłoń. Mimo tego, że brunetka trafiła na jej czarną listę postanowiła dać jej szansę. W końcu może nie jest taka zła, prawda?
- To siostra Nate'a... Mała buntowniczka- zaśmiał się, wspominając jak gonił ją po lesie. Na jego twarzy od razu pojawił się uśmiech, który zaraz zniknął kiedy jego wzrok przeniósł się na czarny zegar, wiszący na ścianie- Kimi zbieraj się, za 10 minut jest śniadanie i nie mam mowy, że się wykręcisz. Sam dopilnuje, żebyś zjadła wszystko!- powiedział głosem niewyrażającym sprzeciwu- Poczekam, a ty się ubierz- Blondynka niechętnie pomaszerowała do łazienki, gdzie wzięła szybki prysznic.
 Ubrana w króciutki ręcznik, wparowała do pokoju i zaczęła grzebać to w walizce, to w szafie z ubraniami. Brewer przyglądał się temu z niemałą fascynacją. Jego oczy wyglądały jak dwa duże spodki i tym razem to on nie umiał oderwać wzroku od brązowookiej. Ta jednak szybko wróciła do małego pomieszczenia, zwanego łazienką, zostawiając go wpatrującego się w drewniane drzwi.
- Ślicznie wyglądasz- komplementował ją, wstając z łóżka i dokładnie lustrując ją wzrokiem. Jego serce zabiło szybciej, jednak ten postanowił to zignorować. W końcu nic sie nie dzieje i nie będzie dziać. Ma po prostu gorszy dzień. Tak to zdecydowanie gorszy dzień!
- Dziękuje- powiedziała, ukazując szereg śnieżnobiałych ząbków.
- Ammm.. Kim? Sam tu był i cie szukał, ale powiedziałem, że jesteś zajęta. Mam nadzieje, że nie masz nic przeciwko, że spławiłem twojego chłopaka?- westchnął, jak na dżentelmena przystało otwierając przed nią drzwi.
- Co? Nie! On nie jest moim chłopakiem- zaprzeczyła, kręcąc głową- To co wczoraj się stało... to był błąd- przyznała- To znaczy lubię go, ale nie w ten sposób.
-To dobrze- rzucił Brewer, wchodząc do stołówki, gdzie znajdowało się już pełno ludzi. Ujął drobną dłoń Kimberly i pociągnął ją w stronę reszty drużyny.

***

- Ty chyba żartujesz?! Ja mam to zjeść!- pisnęła brązowooka, kiedy doczekała się swojej porcji jedzenia. W porównaniu do innych jej się nie spieszyła i najchętniej to odłożyła by porę posiłku do wieczora. Z przerażeniem spojrzała na dwa wielkie naleśniki leżące na jej talerzu. Przełknęła głośno ślinę, a jej żołądek był pełny od samego patrzenia.
- Jedz- powiedział Jack, biorąc łyka orzeźwiającej wody i zabierając się za swoja porcje.
- Nie dam rady!- zaprotestowała
- Jedz!- warknął, miażdżąc ją wzrokiem.
- Ale...- chciała coś jeszcze powiedzieć, ale kiedy napotkała jego spojrzenia, stwierdziła, że lepiej sobie odpuścić. Pan Kontroler- westchnęła jej podświadomość. Blondynka grzecznie chwyciła widelec i nabiwszy jedzenie, powoli wsadziła jej do ust, zaczęła przeżuwać.  Już po chwili stwierdziła, że danie jest dużo lepsze niż wczoraj i nawet jest dobre. Uśmiechnęła się i już z większą chęcią nabrała kolejną porcje

***

- Już nie mogę. Jestem pełna- oznajmiła, kończąc jednego naleśnika. 
- Na pewno?- spytał szatyn, na co otrzymał twierdzące kiwnięcie głową. Nie chciał na nią naciskać, więc po postu odpuścił- no przynajmniej tym razem postanowił to zrobić. Zdawał sobie sprawę, że musi nakłonić ją do jedzenia, jednak wmuszanie na siłę na pewno w tym nie pomoże.
- Hej wszystkim- do stolika dosiadła się Nicki, wymieniając z większością osób przyjacielski uścisk. Pominęła tylko blondynkę i Ali, która wręcz zabijała ją wzrokiem- Słyszałam, że dobrze wam wczoraj poszło- pisnęła, siadając obok Jacka i całując jego policzek- Szkoda, że ominęła mnie taka zabawa. Walka z prawdziwym niedźwiedziem to musiało być coś!
-  Szkoda tylko, że nie dla wszystkich- warknęła Stone, zajadając się  czekoladowym ciastem, które było na deser. Niebiesko włosa miała ochotę wysmarować nim buzie Bley, jednak wiedziała, że nie wypada... No przynajmniej na razie. Ona w porównaniu do przyjaciółki znała zielonooka. Kilka lat temu była ona jej najlepszą przyjaciółką, jednak po krótkim  czasie okazało się wredną jędzą bez serca. Odbiła jej chłopaka, jednak kilka tygodni potem zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Chociaż ciemnooka miała wtedy nadzieję, że już nigdy więcej jej nie zobaczy.
- Alison jak zwykle dramatyzujesz... Cóż Mark może i tego nie przeżył, ale tak tutaj jest. Nigdy nie wiesz kiedy zginiesz. Możliwe, że stanie się to nawet z rąk najlepszego przyjaciela- powiedziała, uśmiechając się chamsko- Dużo osób tu ginie. Przyzwyczaisz się.
- Dziwne, że ty jeszcze się trzymasz- prychnęła- Ja to zlikwidowałabym cię jako pierwszą- przyznała jednocześnie zwracając uwagę wszystkich zgromadzonych przy stoliku na nią.


- To dobrze, że jesteśmy w jednej drużynie- zaśmiała się brunetka
- Po prostu świetnie!

***

- Podsumowujmy wasze wyniki z treningu- westchnął rudowłosy mężczyzna, włączając komputer. Z niewiadomych przyczyn na sali znajdowało się więcej opiekunów, co nie obeszło uwadze blondynki.  Dziewczyna była bardzo zmęczona po nocnych przeżyciach przez co miała małe problemy z przysypianiem. Na dodatek miała dość Nicki, która od obiadu cały czas kleiła się do szatyna i uniemożliwiała jej jakikolwiek kontakt  z nim.
- Hej- nagle obok pojawił się Christian z wielkim uśmiechem na twarzy- Wczoraj świetnie sobie poradziłaś... Pomysł z racą był niesamowity!- przyznał radośnie
- Dzięki- zaśmiała się- Chyba jesteś pierwszą  osobą, która tak uważa- westchnęła
- I raczej ostatnią. Nieźle ci się za to oberwie- rzucił- Podobno sam prezydent się pofatygował. Kim jesteś tu nie cały tydzień, a już zdążyłaś nabroić!
- Cóż taki mój urok - uśmiechnęła się, rozsiadając wygodnie na krześle- Długo to potrwa?- spytała  znudzona
- No więc- odezwał się rudowłosy mężczyzna- Muszę przyznać, że ten trening był naprawdę interesujący i nie wiem czy to zasługa fartu, czy może Panny Crawford, ale wracając do sprawy. Obie drużyny poradziły sobie naprawdę wyjątkowo dobrze. Ale drużyna Nate wykazuje ciągle minimalną przewagę, mimo tak dużego obciążenia w składzie....
- Ja już mu pokarze obciążenie- warknęła podenerwowana blondynka, mierząc rudowłosego morderczym spojrzeniem.
- Więc podsumowując... Wygrała drużyna Nate- krzyknął, a w sali rozległa się fala wymuszonych oklasków- A teraz Panno Crawford, wrócimy do pani- oznajmił, więc ta przywołując sztuczny uśmiech na twarzy, powoli wyszła na środek .
- W czym mogę panu służyć?- spytała, przybierając dziwną barwę głosu.
- Ja się nią zajmę- powiedział prezydent, przekraczając próg pomieszczenia. Wszyscy momentalnie ucichli, kiedy mężczyzna spokojnie stanął na przeciwko brązowookiej i delikatnie się uśmiechnął- Kim- przywitał się
- Alfred- mruknęła, starając się nie okazywać zbytnio uczuć. Nie przepadała za siwym mężczyznom jednak zważając na jego pozycje udawała ukochaną córeczkę jego przyjaciół. W końcu co mogła zrobić? Postawić się, protestować, walczyć z kimś, kto ma wszystko? 
- Słyszałem, że sprawiasz problemy- westchnął, rozsiadając się w jednym z fotelu- I to jest dość zrozumiałe, w końcu to ty... Ale raca! Mogę wiedzieć skąd wzięłaś racę!?- warknął oburzony, a za razem roześmiany. Uwielbiał tą małą blondynkę i zawsze ją podziwiał, ale teraz widział przed sobą kogoś innego. Inną, zupełnie mu obcą osobę.
- Cóż została mi z imprezy u Ralfiego... Razem z Emmą zwinęłyśmy kilka-  rzuciła obojętnym tonem, kiedy ten starał się obadać sytuacje- To była fajna impreza- wymamrotała, przygryzając wargę i wspominając tamten wieczór
- Nie chce znać szczegółów!- krzyknął momentalnie, wstając i zapinając guzik marynarki- Po prostu nie wymyślaj takich akcji więcej i proszę nie rób problemów!- błagał- Na prawdę nie chcę, żeby sytuacja stała się niemiła- westchnął- Postaraj się być tą małą, słodką dziewczynką, którą byłaś jeszcze trzy lata temu.

- To ty zniszczyłeś tą dziewczynkę... Zniszczyłeś bezpowrotnie- szepnęła i po prostu wyszła z sali, nie zważając na krzywe spojrzenia reszty. Nie mogła tam zostać ani chwili dłużej, nie mogła. Jeszcze chwila i by nie wytrzymała... Popłakała się na oczach tych wszystkich ludzi. Wystarczy, że Jack ją przyłapał na chwili słabości, innym się nie uda.

Może być?
Mam nadzieje, że nie zawiodła was wiadomość, że to jednak nie Nate umarł.
Potrzebuję go jeszcze... Bardzo potrzebuje!
Kocham was
Emi <3

czwartek, 20 lutego 2014

Chapter 5 { Bloodthirsty beast }

Blondynka powoli otwarła oczy i rozejrzała się dookoła. Dalej panował mrok, jednak mimo strasznych dźwięków dochodzących z zewnątrz, dziewczyna czuła się bezpiecznie w niewielkich jaskini, leżąc w ramionach Jack'a. Szczęśliwa podniosła delikatnie głowę i z uśmiechem na ustach oglądała śpiącego szatyna. Nie mogła zrozumieć dlaczego nie mogą się dogadać, dlaczego nie potrafią zamienić z sobą kilku zdań, a co najważniejsze, dlaczego ona nie może o nim nie myśleć? Dlaczego musiała zakochać się w kimś, kto nawet jej nie lubi.
- Kim- usłyszała cichy szept, który na całe szczęście nie obudził śpiącego Brewera. Crawford niechętnie wyplątała się z jego ramion i wyszła z jaskini, gdzie ujrzała Sam'a uśmiechającego się do niej- Myślałem, że już cię nie znajdę - powiedział, ujmując jej dłoń i ruszając przed siebie. Brązowooka odwróciła się za siebie, spoglądając na jaskinie. Nie był pewna czy chce to zrobić, czy chce iść gdziekolwiek z brunetem...Zwłaszcza, że ona i Jack. " Co ty gadasz?! Nie pamiętasz co ci powiedział ?! On cie NIE kocha!"- krzyknęła jej podświadomość, która ostatnio często dawała o sobie znać. Blondynka zacisnęła usta w cień kom linie i grzecznie szła za Down'em , kiedy w jej głowie ciągle dudniły okropne słowa Jack'a.
- Nie idźmy dalej- westchnęła, przystając i spoglądając na chłopaka- Musze potem wrócić, a z tond przynajmniej wiem gdzie- szepnęła, gestykulując rekami
- Dobrze- westchnął niechętnie. Miał nadziej, że blondynka z nim zostanie już do końca, ale wiedział, że kłócenie się jest bez sensu- Lubię Cię Kim- wyznał, zbliżając się do niej. Crawford nie wiedziała co ma robić. Z jednej strony tego chciała, jednak z drugiej...- Bardzo
- Sam...- wyszeptała, jednak zanim zdążyła cokolwiek dodać, brunet złapał ją w talii, przysunął do siebie i wpił w jej usta. Mimo, że tego nie chciała, jej duma wygrała z sercem i bez względy na wszystko po prostu oddała pocałunek . Wiedziała, że to jest złe, niemoralne, nieodpowiednie, ale po prostu musiała. Tak bardzo brakowało jej kogoś, kto powiedział by jej, kilka miłych słów, że nawet nie patrzyła na to, że go nie kocha.
- Kim!!- wrzasnął Jack, w sekundzie pojawiając się obok całującej się pary  i odrywając blondynkę od Down'a- Do cholery, co ty wyrabiasz?!- warknął, wyciągając pistolet na farbę, po czym oddał kilka strzałów w stronę chłopaka. Nie rozumiał co tu sie właśnie stało, ale był wściekły. Jednym ciosem powalił bruneta na ziemie i  chwyciwszy dłoń dziewczyny, szybko ruszył przed siebie. Miał ochotę zawrócić i dobić Sam'a, jednak wiedział, że na więcej nie mógł sobie pozwolić... No przynajmniej nie dziś.
- Jack, proszę zwolnij- pisnęła brązowooka, ledwie nadążając za szatynem. Zdała sobie sprawę jaki błąd popełniła, jednak była zadowolona z reakcji Brewera- Proszę!- wymamrotała, przewracając się na ziemie
- Co ty wyrabiasz?!- warknął, kucając i pomagając jej wstać- To nasz wróg do cholery Kim!- wrzasnął, lodowatym tonem.
- Proszę, nie bądź na mnie zły- szepnęła i mimo tego, że nie powinna mocno się do niego przytuliła. Schowała głowę w jego ramionach, wdychając jego cudowny zapach- Przepraszam! To był błąd... Ja nie chciałam Jack... Ja tak bardzo przepraszam- pisnęła, a po jej policzku spłynęło kilka łez- Nie bądź zły
- Ja nie jestem zły... Jestem wściekły!- przyznał, odsuwając ją delikatnie od siebie- Wściekły na siebie, że nie zauważyłem kiedy zniknęłaś- wyznał, ścierając jej łzy- Boże Kim, tak się o ciebie bałem- wymamrotał, mocno ją do siebie tuląc- Nie rób mi tego więcej... Nie uciekaj
- Obiecuje- szepnęła, spoglądając w jego oczy

***

- Ale ty masz słabą kondycje- zaśmiał się szatyn, niosąc zmęczoną blondynkę
- No może  nie jest najlepsza, ale wcale nie jest tak źle... Przypomina, że udało mi się ci uciec , jak żeśmy się poznali- przypomniała, opierając głowę na jego torsie- Zresztą nigdy nie robiłam takich rzeczy... Wiesz nie ćwiczyłam tyle
- Nie trenowałaś, żadnego sportu?- zdziwił się
- Nie... To  znaczy oprócz tańca, ale ja bym tego sportem nie nazwała- powiedziała, gryząc batonika- Tak przy okazji to pasuje ci mój plecak- przyznała, dotykając czarnego ramiączka
- Wiem- uśmiechnął sie- Taniec? W takim razie, jak wrócimy to będziesz musiała mi coś zatańczyć- rzucił przyjaźnie, a za razem stanowczo
- Może- przekomarzała się brązowooka- Chcesz?- spytała, podnosząc batonik i zanim ten zdążył coś odpowiedzieć wsadziła mu go do buzi- Jedz- nakazała, po czym zaśmiała się ze swojej wypowiedzi. Chłopak posłusznie zrobił to co mu kazano, po czym zatrzymał się i opuścił blondynkę z powrotem na ziemie.
- Jesteśmy na miejscu.. O 4.00 mamy sie tu spotkać z resztą- oznajmił, opierając sie o jedno z drzew. Kimberly odgarnęła niesforny kosmyk włosów za ucho i zaczęła się rozglądać. Nagle jej uwagę przykuł wielki odcisk w ziemi. Nie przypominał on niczego jej znanego, był wręcz obcy. Blondynka przełknęła głośno ślinę i powoli ruszyła za śladami. Co chwilę odwracała się za siebie by sprawdzić, czy coś lub ktoś nie idzie za nią. Bała się, jednak nie miała zamiaru zawracać. Musiała wiedzieć co to jest, a gdyby powiedziała Jack'owi to ten na pewno by jej zabronił. W pewnym momencie odciski stały się nierówne, porozcierane, a ta zdała sobie sprawę, że przed nią znajduje się niewielki potok. Po cichu podeszła bliżej i schowawszy się za jednym z drzew, zaczęła się rozglądać. Minęło kilka minut, kiedy jej oczom ukazała się wielki, brązowy niedźwiedź, próbujący złapać ryby. Marnie mu to wychodziło, a po chwili wściekły wrócił na brzeg. Crawford podskoczyła ze strachu i najciszej jak umiała, zaczęła się wycofywać. Kiedy była już w bezpiecznej odległości , puściła sie biegiem.
- Kim!- krzyknął szatyn, kiedy tylko zobaczył brązowooką- Obiecałaś nie znikać. Obiecałaś!- szepnął, tuląc ją do siebie
- Niedźwiedź- wymamrotała przerażona, wskazując ręką las- Wielki, brązowy, wściekły niedźwiedź- pisnęła, łapiąc oddech
-Co? Niedźwiedź? Tutaj?- spytała Nate, z niedowierzeniem patrząc na siostrę.
- Tak, tam w lesie- wyszeptała- Boję się- przyznała, po raz kolejny dzisiaj, chowając głowę w klatce piersiowej Brewera. Jak na zawołanie wielka kreatura wyłoniła się z ciemności, dając o sobie znać, głośnym , przerażającym rykiem.
- Uciekamy!- rozkazał Crawford, chwytając Ali za rękę i biegnąc przed siebie. Wszyscy momentalnie ruszyli za nim, gdyż w tym momencie, nikt nie miał przy sobie jakiejkolwiek broni, którą można było by go skrzywdzić. Chłopacy nie mogli zrozumieć, skąd tu wzięła się ta bestia, jednak nie za bardzo był czas na tego typu wyjaśnienia. Liczyła się każda sekunda... 
- Tutaj!- wrzasnął Jack, skręcając w jedną z leśnych ścieżek. Blondynka bez zastanowienia pobiegła za nim. Mimo wszystko, ufała mu bezgranicznie i była pewna, że przy nim nie stanie jej sie nic złego... - Kim!- krzyknął i zanim ta zdążyła sie zorientować co się dzieje, poczuła jego ręce na swojej talii, a po chwili jej nogi oderwały się od ziemi- Nic ci nie jest?- spytał odgarniając jej włosy za ucho i patrząc w oczy. Dopiero po chwili dziewczyna zdała sobie sprawę, że oboje leżą na ziemi w jakiejś jaskini, a reszta drużyny siedzi w kącie, lub wygląda na zewnątrz- Kim?
- Tak, tak... Wszystko w porządku- zapewniła, podnosząc się z szatyna i obierając się o ścianę. Buzujące w niej emocje nie zdążyły się jeszcze uspokoić, a niedożywienie spowodował nieprzyjemne zawroty głowy.
- Masz- rzucił Brewer, wręczając jej swojego batonika. Kimberly zamrugała kilka razy po czym pomachała przecząco głową.
- To twoje. Zresztą nie jestem głodna- wymamrotała, sięgając po swój plecak i wyciągając z niego butelkę wody. Nie miała ochoty się kłócić i mimo, że umierała z głodu nie mogła wziąć jego jedzenia. W końcu mu przyda się bardziej.
-Kim nie wygłupiaj się i bierz. Nie jadłaś nic od obiadu, a wtedy też prawie nie zjadłaś. Zresztą widzę, że jesteś wykończona. Weź- poprosił, jednak brązowooka nie chciała robić tego o co ją proszono- Do jasnej cholery, jedz!- warknął, wciskając jej batonik do ust, przy okazji miażdżąc lodowatym spojrzeniem, pod którym ta momentalnie pękła. Pośpiesznie zaczęła konsumować, wmuszane jej pożywienie, nawet nie patrząc na chłopaka. Nie rozumiała jak on może być takim zmiennym. Raz jest kochany, słodki, przyjacielski... no po prostu idealny, ale kiedy zrobi się coś czego on sobie nie życzy, od razu staje się zimny, apodyktyczny... -Pan Kontroler- pomyślała Crawford, przełykają czekoladowy przysmak.
- No jem, jem... Nie zabijaj mnie wzrokiem- szepnęła, uśmiechając się delikatny, a jego kąciki ust wręcz niezauważalnie drgnęły. Szybko jednak się opanował i już po chwili z powrotem był poważny. Blondynka wywróciła tylko oczami i wróciła do jedzenia, chcąc jak najszybciej wrócić do nastroju, który panował między nimi jeszcze chwilę temu- Skończyłam- oznajmiła triumfalnie, ukazując szereg białych ząbków.
- Brawo! To się nazywa osiągnięcie-zaśmiał się i mimo tego, że dziewczyna czuła sie trochę urażona jego słowami, na jej twarzy pojawił się uśmiech. Jej Jack wrócił, a kiedy on był w dobrym humorze, ona nie potrafiła sie na niego gniewać... -Pan zmienny- mruknęła  w głowie
-AAAAAAAA!!- nagle wokół rozległ się przeraźliwy krzyk jakiegoś chłopaka. Wszyscy momentalnie zerwali się na nogi, a przerażona Crawford momentalnie znalazła się przy szatynie.
- Zostań tu- rozkazał Brewer, głosem niewyrażającym sprzeciwu i chwytając maczetę na prąd powoli ruszył ku wyjściu z jaskini.
- Uważaj na siebie- pisnęła Kimberly, ledwie trzymając się na nogach. Jej serce znacznie przyspieszyło, a nogi trzęsły się jak galareta.  Brązowooka strasznie się bała... nie o siebie lecz o Jack'a. Wiedziała, że nie ma broni i jeżeli będzie taka konieczność nie zdoła sie ochronić.
- Kim nie ruszaj się z tond!- krzyknął Nate i razem z resztą opuścił bezpieczny próg jaskini, wychodząc wprost na spotkanie z bestią.
- Kurwa, Nate!- warknął Jack, a jego słowa rozniosły się wokoło
- Nie!- krzyknęła Alison, podbiegając do przyjaciółki i mocno ją przytulając. Niebieskooka nie mogła dopuścić do siebie myśli, żeby blondynowi coś się stało jednak on sam wystawiał się na niebezpieczeństwo. Ciemnooka jeszcze kilka godzin temu przeżywała najszczęśliwsze chwile swojego życia... Nate ją pocałował, powiedział, że ta mu się podoba, a teraz co? To wszystko ma się tak po prostu skończyć, przez jednego, głupiego niedźwiedzia- Kim oni nie dadzą rady! Przydał by się jakiś pistolet, miecze, łuk, a oni mają głupie maczety na prąd!
- Chwila!- pisnęła Crawford, podbiegając do plecaka- Mam race!- wrzasnęła, wyciągając czerwony przedmiot z torby.
- Skąd ty masz coś takiego w plecaku?!- warknęła dziewiętnastolatka, patrząc z niedowierzeniem na swoją młodszą "siostrę". Czasami nie mogła uwierzyć w jej głupotę... Przecież to mogło ją zabić!!
- Mam plan!- mruknęła, kompletnie ją olewając i szybko wybiegając na zewnątrz. Wystarczyło jej dosłownie kilka sekund żeby ocenić sytuacje. Jack i Nate starali sie odwrócić uwagę brązowej kreatury, kiedy reszta chłopaków ratowała jakiegoś człowieka, którego Crawford widziała pierwszy raz na oczy. Mimo strachu, który opanował całe jej ciało, chwyciła niewielki kamień i z impetem rzuciła w stronę niedźwiedzia, trafiając prosto w głowę.
- Pfff! Wielki matole, nigdy mnie nie złapiesz!- krzyknęła, a rozwścieczona bestia momentalnie ruszyła na nią. Blondynka wbiegła w las i niezważająca na krzyki reszty, mknęła przed siebie co chwilę skręcając w inną uliczkę. Kiedy znajdowała sie już wystarczająco daleko, odpaliła race po czym tuż przed wybuchem rzuciła za siebie. Przerażone zwierze stanęło na dwóch nogach, a siła wybuchu okazała się tak mocna, że bestia straciła prawą rękę, po czym z piskiem upadła na ziemie- Z Kim Crawford się nie zaczyna!- pisnęła dumna z siebie nastolatka, spoglądając na konającą bestie
- Kim!!- krzyknął przerażony Jack, wyłaniając sie z lasu. Odetchnął z ulgą, kiedy zobaczył blondynkę całą i zdrową, stojąca tuż przed nim- Cholera jasna, czy ty nigdy nie nauczysz się robić tego co ci karze?!- warknął wściekły, podchodząc do brązowookiej piękności
-O co tyle krzyku ? Nic mi nie jest!- rzuciła, nie mogąc nadążyć nad jego humorem.
- O co tyle krzyku?! Ten pieprzony niedźwiedź mógł ci coś zrobić, a ty się pytasz o co tyle krzyku?!- wrzasnął
- Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać, jeżeli masz zamiar na mnie krzyczeć- wymamrotała nieśmiało- Przerażasz mnie wtedy- dodała cicho, spuszczając wzrok na splecione palce. Zrozumiała, że postąpiła głupio i lekkomyślnie, ale przecież  nie mogła inaczej. Groziło mu niebezpieczeństwo, a ona miała tak po prostu stać z boku i się przyglądać?
-Kim....
- Po prostu odpuśćmy sobie ten temat- poprosiła, wtulając się w niego i mimo tego, że szatyn wciąż był wściekły, oddał uścisk- Przepraszam, ok... Wiem, że postąpiłam głupio, ale inaczej nie mogłam. Przecież mogło ci się coś stać- szepnęła, spoglądając w jego brązowe oczy, które nie wyrażały już gniewu, jak zaledwie kilka sekund temu- Pan zmienny! Jak ja mam nad tobą nadążyć?!- pomyślała, biorąc głęboki wdech
- Nie rób tego nigdy więcej- westchnął, gładząc jej blond włosy- Kończy się to tak, że czuje się gówniano- mruknął- Dobra wracajmy do reszty...
- Przepraszam- szepnęła ponownie, a ten przyciągnął ją delikatnie do siebie i musnął jej policzek, przez co przyjemne ciepło przeszło całe jej ciało. Momentalnie wszystkie troski uciekły, a ona wylądowała w krainie miłości.


***

 - Co z nim?- spytał Jack, kiedy razem z Kim wrócili na niewielką polanę na niewielką polane. Nieduża grupka ludzi pochylała się nad zieloną trawą, a pojedyncze osoby siedziały niedaleko, korzystając z uroków otaczającego ich piękna. Mimo tego nikt nie był szczęśliwy...

- Nie żyje

Rozdział nie należy do najdłuższych jednak nie było sensu dalej go ciągnąć.. :)
Co do reszty blogów to rozdziały na pewno pojawią się tam do końca tygodnie.
Kocham was
Emi <3


niedziela, 16 lutego 2014

Chapter 4 { My Guardian }

- Kim nie płacz- poprosiła Ali, przytulając zapłakaną blondynkę do siebie. Widziała, że ta bardzo cierpi jednak nie miała pojęcia dlaczego, a przyjaciółka nie chciała jej powiedzieć. Crawford natomiast czuła jak jej serce się rozpada. Nie mogła zrozumieć jak on mógł jej coś takiego powiedzieć... Potraktować jak bezużyteczny przedmiot, który leży sobie w kącie. Było jej głupio, że płacze, ale czy tak trudno zrozumieć, że ona się w nim zakochała. Pokochała od pierwszego wejrzenia, a on jej nienawidzi..." Więc po co ratował ci życie?!- warknęła jej podświadomość.
- To tak boli- wychlipała, podnosząc zaszklony wzrok na niebiesko włosom- Faceci są do kitu - dodała ścierając łzy z policzków. Po raz kolejny uświadomiła sobie tak ważny fakt. Nie mogła zrozumieć, dlaczego wszystkim się układa, są szczęśliwi z drugą osobą, a ona zawsze cierpi. Każdy chłopak, który kiedykolwiek skradł jej serce, musiał je złamać, wykorzystując ją do swoich celów. A najgorsze było to, że ona była ślepa. Wierzyła, że on się zmieni.. Pokocha ją.
- Wiem mała, wiem- westchnęła. Było jej przykro, że ta cierpi. Mimo, że znały się kilka godzin, czuła między nimi mocą więź. Kim była dla niej jak najlepsza przyjaciółka, a za razem jak młodsza siostra, której ciemnooka nigdy nie miała- Chodzi o Jack'a, prawda?- spytała, poprawiając kosmyk włosów, który spadł jej na oczy
- Tak... Ja myślałam, że wiesz jak mnie uratował, to jednak coś do mnie czuje...Że zależy mu na mnie, a on....On mnie nienawidzi - pisnęła, a łzy ponownie zaczęły cisnąć się jej do oczu.
- Kimi, nie płacz. Faceci już tacy są. Bezduszne kreatury, które trzeba trzymać krótko- powiedziała, odgarniając blond włosy z twarzy brązowookiej- Pewnego dnia znajdziesz takiego, który okaże się inny... Który będzie centrum twojego wszechświata- dodała, uśmiechając się ciepło
- Tutaj?.. Może jak wymienią ich na młodszy model- prychnęła.
-Wiesz, zawsze możesz po prostu się bawić. Miłość sama przyjdzie!!- krzyknęła radośnie, śmiejąc się z własnej wypowiedzi.
- Masz racje Ali! Od teraz liczy się tylko zabawa!- pisnęła, gwałtownie porywając się na nogi. Na jej twarzy zagościł wielki uśmiech, który pierwszy raz od dłuższego czasu był szczery- Chyba nawet wiem, co zrobię na początek - mruknęła, a jej oczy aż zabłysły. Ten plan nie był może subtelny, ani może miły, ale skuteczny. W końcu nie ma nic lepszego niż zemsta.. Oj tak! Słodka zemsta!!

***

- Wieczorem odbędzie się trening, dlatego wszyscy macie się stawić o 17.30 w sali treningowej. Podzielimy was na drużyny i wyjaśnimy wszystko- krzyknął rudowłosy mężczyzna, kiedy reszta nastolatków starała się skupić na zjedzeniu obiadu
- Wieczorem odbędzie się trening, dlatego wszyscy macie się stawić o 17.30 w sali treningowej. Podzielimy was na drużyny i wyjaśnimy wszystko- przedrzeźniała, mężczyznę Kim starając się jednocześnie odwrócić uwagę innych od jej talerza. Prawda jest taka, że ta nigdy nie jadła dużo, a od czasu kiedy zabrakło w Seaford Nate'a, jej dzienny posiłek znacznie zmalał. Blondynka nie miała problemów, nie była chora lub nie prowadziła diety... Ona po prostu nie umiała zjeść więcej! Niestety inni tego tak nie odbierali i na siłę wciskali w nią masę jedzenie, do tego stopnia, że Crawford wymiotowała.
- Ma pani jakieś uwagi, panno Crawford- odezwał się rudowłosy, który na jej nieszczęście usłyszał jej słowa.
- Nie proszę pana, nie mam. Uważam, że wszyscy tutaj powinniśmy dziękować za to, że możemy się rozwijać pod okiem tak doskonałych i doświadczonych zabójców jak państwo-  powiedziała, przywołując sztuczny uśmiech. Wszyscy momentalnie przestali jeść, zatrzymując widelce w pół drogi do buzi. Nie mogli uwierzyć, że ta mała buntowniczka, właśnie stała się potulna jak baranek.
- Naprawdę?- spytał oniemiały mężczyzna, nie mogąc powstrzymać rosnącej w nim radości.
-Nie.. Tak szczerze, to brzydzę się państwem, no ale tego raczej nie chcielibyście słuchać więc, wie pan- prychnęła, biorąc małego łyka wody.
- Wiem co robisz i nie uda ci się to- mruknął blondyn, mierząc siostrę wzrokiem- Jedz! - krzyknął, wskazując ręką pełny talerz
- Ale ja już nie mogę... Te porcje są jak dla dinozaurów!!- pisnęła, grzebiąc widelcem w jedzeniu- I tak zjadłam dużo. Błagam daj mi spokój!- poprosiła, robiąc maślana oczy.
- No dobrze, ale jutro zjesz całe śniadanie- westchnął, ponieważ nie umiał jej odmówić. Brązowooka uśmiechnęła się promiennie i wręcz momentalnie zerwała się z miejsca i pobiegła do pokoju. Wzięła szybki prysznic po czym wsunęła czarne, skórzane spodnie i założyła obcisłą bluzkę tego samego koloru. Na górę narzuciła ciemnozieloną koszulę z długim rękawem, a na nogi włożyła czarne martensy. Za dodatki posłużył złoty naszyjnik i zegarek, tego samego koloru. Zrobiła lekki makijaż i związała włosy w kłosa. Na sam koniec spryskała się ulubionym perfumem i zarzuciła na plecy czarny plecak, wcześniej wkładając do niego batonik, wodę, latarkę i kilka bandaży.
- Kim jesteś gotowa?- spytała Ali, wchodząc do pokoju  bez pukania.
- Tak, tak- pośpiesznie rzuciła Crawford, uśmiechając się w jej stronę i ostatni raz sprawdzając czy wszystko ma, opuściła pomieszczenie- Boisz się?- spytał w pewnym momencie, zasznurowując usta w cień kom linie.
- Trochę- przyznała niebiesko włosa- Ale mam nadzieje, że to minie... Wiesz chciałabym, żeby podczas tego całego treningu zmieniło się coś pomiędzy mną, a Nate'em- wymamrotała, spuszczając głowę. Mimo, że ufała Kim jak nikomu innemu było jej głupio rozmawiać z nią o jej bracie... I to jeszcze o takich rzeczach.
- Ty mówiłaś serio, że ci się podoba mój brat?!- krzyknęła szepcząc blondynka, nie mogąc uwierzyć, że coś takiego ma miejsce. Przecież Nate... To Nate. Chłopak, który zachowuje się jak pięciolatek, a jego ulubiony program telewizyjny to gwiazdy pod wodą!
- Tak. Mi też jest strasznie głupio mówić tobie o tym, no ale zrozum mnie. Te jego piękne oczy, blond włosy i te pełne usta- rozmarzyła się Stone, przymykając lekko oczy. W tym momencie, dziewczyna była w swoim świecie miłości i za żadne skarby nie chciała go opuszczać.
- Halo! Ziemia do Alison!!- wrzasnęła Crawford, pstrykając przyjaciółce przed oczami- Chodź bo się spóźnimy, a wtedy już na pewno nas zabiją!- prychnęła, popychając wielkie metalowe drzwi i przekraczając próg. Momentalnie wszystkie spojrzenia powędrowały w ich stronę.
- Ooo.. Jak miło, że panie zaszczyciły nas swoją obecnością- uśmiechnął się chamsko rudowłosy mężczyzna, wkładając w to zdanie tyle jadu ile się dało.
- Wiem, że to dla ciebie zaszczyt, ale nie musisz dziękować- rzuciła Crawford, siadając na jednym z wolnych miejsc. Blondynka zdała sobie sprawę, że zaledwie przez te dwa dni stała się odważną osobą, która ma w nosie co myślą o niej inni. Stała się kimś innym ,nową wersją siebie, która ukazywała się tylko i wyłącznie w towarzystwie wyszkolonych zabójców. Jakby nosiła maskę, która maskowała cały jej brak pewności siebie i strach, który tak naprawdę czuła. Było to za razem dziwne jak i niesamowite. Dawało złudzenie, którego ta potrzebowała, żeby przetrwać
- A więc tak, jak mówiłem zanim mi przerwano- westchnął jeden z opiekunów- Jak zawsze będziecie w dwóch drużynach, a broń będzie sztuczna, co oznacza, że jedynie będzie razić prądem- wyjaśnił natychmiastowo, napotykając na swojej drodze pytające spojrzenie brązowookiej - Celem dzisiejszego treningu jest dobra kryjówka i zwiady- dodał, jednocześnie kończąc swoją przemowę - Czy ma ktoś jeszcze jakieś pytanie?
- Tak- odezwała się Kim, co wcale nie zdziwiło mężczyzny- Czy są tu jeszcze jakieś inne dziewczyny?
- Oczywiście, że tak. Tymczasowo są na wyprawie, jednak powinny wrócić za kilka dni- odparł momentalnie rudowłosy- A dlaczego pani pyta ?
- Z ciekawości proszę pana- mruknęła, siląc się na nonszalancje. Tak naprawdę czuła się jednak jakby osaczona, a ciągłe towarzystwo chłopaków, nie do końca przypadło jej do gustu, zważywszy na panujące między nimi różnice poglądowe.
- Cóż to chyba wszystko. Weźcie co potrzebujecie i za 15 minut spotykamy się na zewnątrz- zawiadomił
- Przepraszam, ale mam małe pytanko- krzyknęła Kimberly, doganiając opiekuna- Do której drużyny mamy dołączyć?- spytała uśmiechając się przyjaźnie. Miała nadzieje, że trafi tam gdzie Sam, żeby mogła żyć bez zmartwień. Polubiła go i mimo tak krótkiej znajomości wiedziała, że brunet nie pozwoli jej skrzywdzić.
- A no tak... Jako że to wasz pierwszy trening w terenie, postanowiliśmy, że dostaniecie opiekuna, który wam wszystko wyjaśni i tak jakby wprowadzi w to wszystko- oznajmił, wyciągając z tylnej kiszeni spodni telefon- BlackBerry- Cóż Alison tobą zajmie się...
- Nate- pisnęła, zanim ten skończył dokończyć zdanie. Czarnowłosy zmierzył ją wzrokiem, a kąciki jego usta zaczęły drgać.
- Może być Nate, tylko pamiętajcie, że tu są kamery- zaśmiał się, a Stone otworzyła delikatnie usta, jednak nie wypowiedziała słowa. Spuściła głowę, a jej policzki zaróżowiły się ze wstydu i zażenowania- Hej żartowałem.. Serio rozumiem to w pewnym sensie. Tez kiedyś byłem młody- westchnął tęskno,  wracając myślami do tamtego czasu- Cóż, a tobą Kim zajmie się Jack i w tutaj akurat to jedyne wyjście- zawiadomił
- Co?! Dlaczego on?!- warknęła blondynka, niezadowolona z obrotu sytuacji. Kilka godzin temu szatyn dał jej jasno do zrozumienia, że nie jest nią zainteresowany i że nie chce mieć z nią nic wspólnego, a teraz co?! Tak po prostu brązowooka ma zapomnieć o cierpieniu, które jej zafundował i rzucić mu sie w ramiona, z uśmiechem na usta, krzycząc " Oj jak się cieszę, że to ty masz mnie pod swoimi skrzydłami" ?!- Nie może Sam się mną zaopiekować?- pisnęła, trzepocząc długimi rzęsami
- Nie Kim!- powiedział stanowczo mężczyzna- Sam jest bardzo dobry, ale daleko mu do Jack'a i szczerze to nie do końca jest on osobą od której ktokolwiek powinien się czegoś uczyć- dodał , marszcząc brwi
- Ale...
- Odpowiedź brzmi NIE i jej nie zmienię Kim- warknął. Blondynka przymrużyła oczy i skrzyżowała ręce na piersiach- To na mnie nie działa- rzucił, uśmiechając się- Zresztą tylko on umie cie podporządkować, a ja ryzykować nie będę.
- Ugh! Jeżeli coś mu się stanie to ja ostrzegałam- mruknęła
- Szczerze to nie jesteście takie złe jak wszyscy mówią.. Jesteście nawet zabawne. Ale dla własne dobra, nie zadzierajcie z nimi... To nie są osoby, który znają się na żartach- prychnął- Tak przy okazji to jestem Christian.
- Ty też jesteś całkiem spoko Christian- zaśmiała się Crawford- A i dzięki za radę- dodała- Ali chodź bo się spóźnimy!- pisnęła i śmiejąc się odciągnęła przyjaciółkę od lustra w którym ta zawzięcie poprawiała swój makijaż od dobrych 5 minut.
- Kim nie skończyłam jeszcze!- krzyknęła, nakładając na usta błyszczyk. Ciemnooka sama nie rozumiała, dlaczego zachowuje się... Tak jak się zachowuje. W końcu nigdy w życiu nie musiała się uganiać się za facetami, a tu proszę- Myślisz, że mu się spodoba?- spytała, obracając się wokoło
- Ali założyłabyś worek, a on i tak padłby się do kolan!- powiedziała Kim przyśpieszając kroku- Proszę cię! On uwielbia gwiazdy pod wodą, więc nie masz wysoko postawionej poprzeczki!- wyjaśniła, wchodząc do zbrojowni.
- Woow! -szepnęła Stone podążając za przyjaciółką- Skąd wiesz, gdzie co jest?- zdziwiła sie, widząc jak ta swobodnie porusza się po pomieszczeniu i bez problemu znajduje potrzebne im przedmioty
- Mówiłam ci... Zwiedzałam- wymamrotała, chowając do plecaka kilka noży rażących prądem i pistolety na farbę- Zresztą czy to takie ważne?
- Tak! Tu nie można wchodzić bez pozwolenia- pisnęła, przyglądając się innym.
- Wiesz... Zasady są po to by jej łamać- rzuciła, zapinając zamek i ponownie zarzucając plecak na plecy. Nie rozumiała o co tyle szumu. Zresztą przecież nikt jej nie złapał, a na dodatek ta nie miała o tym pojęcia!
- Połamiesz je sobie kiedyś indziej, a teraz chodź- odezwał się Jack,  nagle pojawiając za dziewczynami- Musimy cie wyposażyć- zarządził, chwytając jej nadgarstek. W jednej sekundzie ciało blondynki zareagowało na jego dotyk, powodując ciarki. " Nie Kim, skup się !"- upomniała ją jej podświadomość, machając znacząco palcem.
- Poradzę sobie! - warknęła, z bólem w sercu wyrywając rękę z jego uścisku- W końcu nikt mnie nie będzie ratować- prychnęła, podchodząc do Sam'a stojącego nieopodal.
- Hej- rzuciła przyjaźniej- Jak tam samopoczucie?
- No wiesz.. Nie skacze z radości, ale co mogę zrobić- westchnął, chwyciwszy wilka maczetę na prąd- A tobie jak się układa współpraca z Jack'iem?- spytał, robiąc krok w jej stronę
- A wiesz jak to jest... Mogło być gorzej- przyznała, uśmiechając się w jego stronę. Brunet zrobił jeszcze kilka kroków w jej stronę i nachylił się delikatnie.
- Pomogę. Co ty na to, żebyśmy się spotkali podczas tego całego zamieszania. Nikt nie zauważy, że nas nie ma... Taki rozejm- szepnął jej w usta i delikatnie ucałował policzek.


- Miałam nadzieje, że to powiesz- zaśmiała się. Odwróciła się na pięcie i powoli ruszyła w stronę Alison, która zawzięcie wsłuchiwała się w każde słowa wypowiedziane przez jej brata. Crawford pokręciła tylko z nie do wierzeniem głową i ruszyła w ich stronę.
- Ktoś się tu spodobał Sam'owi- pisnęła niebiesko włosa, kiedy ta znalazła się przy niej- Powodzenia- wyszeptała i chwyciwszy jej rękę, pociągnęła brązowooką na zewnątrz. Mimo, że nie powinna już nie mogła się doczekać tego całego treningu, a każda minuta była wręcz wiecznością.
- To jak zawsze życzymy wam powodzenia!- krzyknął jeden z trenerów- Wygrywa drużyna, która wykaże lepsze zdolności w przydzielonym wam zadaniu. Trening kończy się jutro o 6.30... Wybije wtedy gong, który będzie oznaczać koniec- oznajmił
- W takim razie rozejdźcie się teraz i kiedy usłyszycie głośny pisk gra się zacznie-  dodał niski mężczyzna.
- Chodź i proszę nie odchodź nigdzie- rzucił Brewer,  ujmując drobną dłoń Kimberly i ruszając za drużyną.

***

- Jack poczekaj!- pisnęła blondynka, zatrzymując się przy jednym z drzew. Jej zegarek wskazywał godzinę 12.00 co oznaczało, że zostało im jeszcze około sześć godzin. Dziewczyna była wykończona ciągłą wędrówką, a ponieważ kilka godzin temu wszyscy się rozdzielili nie miała za bardzo z kim rozmawiać. Kilka razy próbowała nawiązać rozmowę z szatynem, ale ten za każdym razem ją zbywał, lub szybko kończył temat.
- Coś się stało?- spytał zmartwiony, natychmiast znajdując się obok brązowookiej
- Możemy gdzieś na chwile usiąść?- spytała, obierając głowę o jego klatkę piersiową- Jestem strasznie zmęczona- wymamrotała, nieświadomie delikatnie się do niego przytulając. Zdążyła już zapomnieć o tym jak bardzo była na niego zła i mimo, że w jej sercu ciągle były jego słowa, nie chciała się kłócić- Proszę- szepnęła, spoglądając w jego piękne oczy. Ich twarzy były bardzo blisko siebie, zdecydowanie za blisko.
- Dobrze.  Przyda nam się trochę odpoczynku- szepnął- Chodź- nie czekając na jej reakcje, schylił się i wziął ją na ręce. Powolnym krokiem ruszył w stronę pobliskiej jaskini, gdzie ostawił blondynkę na ziemie i położył. Kimberly nie była pewny czy powinna, ale postanowiła o tym nie myśleć i po prostu zajęła miejsce obok niego opierając głowę o jego tors.
- Dziękuje- wymamrotała sennie i przymknęła oczy, momentalnie zasypiając.

Tak wygląda rozdział 3 :)
Może być? 
Postanowiłam, że posty będą się pojawiać co 3/4 dni...
Nie  będzie wam to przeszkadzać ?
Rozdział dedykuje mojej kochanej Wiki <3
Kocham was
Emi<3

czwartek, 13 lutego 2014

Chapter 3 { Die hard }

Następnego ranka Kimberly zbudził, dźwięk przypominający budzik, który spowodował niemiłe spotkanie, z zimą, drewnianą podłogą. Niechętnie stanęła na nogi, z zamiarem ponownego zaśnięcia, jednak okropny dźwięk ponownie zabrzmiał w całym ośrodku. Blondynka zaklęła cicho pod nosem, zupełnie jakby bała się, że ktoś to usłyszy, po czym chwyciwszy pierwsze lepsze ubrania chwiejnym krokiem weszła do małej, ciasnej toalety, która niczym nie przypominała jej tej w Seaford. Nie mogła jednak pozwolić sobie na chodzenie brudną, dlatego, mimo wielu trudności wzięła szybki prysznic po czym  wsunęła krótkie, jasne dżinsy z białą koronką na prawej nogawce. Do tego dobrała prostą, szarą bluzę z kapturem i białe conversy.  Zrobiła lekki makijaż, a włosy związała w kłosa, który dodawał jej uroku.  Na sam koniec spryskała się ulubionym perfumem  i opuściła pokój. Idąc długim korytarzem rozglądała się dookoła, dokładnie przyglądając  się, wszystkiemu co ją otaczało. Z radością stwierdziła, że budynek wygląda jeszcze lepiej niż wydawało jej się wczoraj.
W pewnym momencie jej uwagę przykuły niby zwykłe, drewniane drzwi, dokładnie takie same jak reszta. Jedyne co je wyróżniało to złota klamka, błyszcząca dzięki promieniom słońca, które wpadały przez okno na końcu korytarza. Dziewczyna powoli otworzyła drzwi i upewniwszy się, że nikogo nie ma w środku przekroczyła próg. Jej oczom ukazała się wielka sala, wypełniona  bronią każdego rodzaju. Crawford poczuła jak jej ciało przechodzi nieprzyjemny dreszcz. Czuła się obco i mimo, że każda komórka jej ciała, kazała jej zawrócić ta uparcie, przyglądała się, każdemu przedmiotowi po kolei. Niektóre ją przerażały, jednak znalazły się, też, które w jakiś sposób ją interesowały, zachwycały. To wszystko wydawało jej się takie nowe, pociągało ją w jakiś niezrozumiały dla niej sposób, jednak w środku dziewczyna ciągle czuła paraliżujący ją strach. Wiedziała bowiem, że prędzej czy później będzie musiała stanąć na arenie i walczyć o przetrwanie.
- Jest tu ktoś?!- w pomieszczeniu rozległ się donośny, krzyk jednego z opiekunów. Kim, aż podskoczyła na wrogość w jego głosie. Zaczerpnęła powietrza i powoli zaczęła się wycofywać, uważając, żeby na nic nie wpaść. Niestety postawiła jeden niewłaściwy krok, przez co kilka maczet wiszących na pobliskiej ścianie z hukiem spadły na ziemie, przy okazji raniąc jej ramie. Przerażona blondynka momentalnie podniosła się z ziemi i biegiem ruszyła w głąb pomieszczenia. Nie mogła dać się przyłapać już pierwszego dnia. Crawford czuła się jak w potrzasku. Nie wiedziała co ma robić, a żadne z wyjść nie wydawało się wystarczająco bezpieczne. W końcu przed nią pojawiła się ściana. Zrozpaczona oparła się o nią, z myślą, że to już koniec, że zaraz ją znajdą, ale wtedy poczuła, jak powierzchnia za nią zaczyna się przesuwać. Zdziwiona otworzyła oczy i zdała sobie sprawę, że już nie jest w zbrojowni, lecz w jakimś zielonym pokoju wypełnionym od góry do dołu zdjęciami. Odetchnąwszy z ulgą, ruszyła przed siebie, dokładnie przyglądając się portretom osób, które stanowiły dla niej zagadkę.
- Kenzy- szepnęła, zatrzymując się przy zdjęciu brunetki z zielonymi oczami i zadartym nosem. Od razu rozpoznała w niej koleżankę z klasy, która rok temu podobno wyjechała do Hiszpanii- Tak mi przykro- dodała widząc pod ramką datę jej śmieci. Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza, którą ta od razu starła. Mimo tego, że nie były blisko poczuła ukłuci w sercu... Zdała sobie również sprawę, że za kilka godzin, dni, miesięcy to jej zdjęcie może tu zawisnąć- Naprawdę mi przykro- wymamrotała po czym ruszyła dalej. Kiedy na reszcie na jej drodze pojawiły się drzwi, szczęśliwa szybko je przekroczyła z powrotem znajdując się na korytarzu prowadzącym do jej pokoju.
- Kim, gdzie ty byłaś?!- pisnęła Ali, nagle pojawiając się przed przyjaciółką- Wszyscy od rana cie szukają, a Nate to już odchodzi od zmysłów- dodała wręczając blondynce czekoladowy batonik- Jedz! Przegapiłaś śniadanie, a od wczoraj nic nie jadłaś.
- Przesadzasz.... Byłam tylko pozwiedzać- rzuciła, wpychając jedzenie do tylnej kieszeni spodni.
- To nie prze de mną musisz się tłumaczyć- zaśmiała się i pociągnęła blondynkę przed siebie- Radziłabym wymyślić jakieś dobre kłamstwo- poradziła, otwierając metalowe drzwi wielkiego pomieszczenia i wchodząc do środka. Crawford przewróciła teatralnie oczami i ruszyła w jej ślady, starając się, żeby jej twarz nie wyrażała uczuć jakie czuła jeszcze chwilę temu.
- Gdzieś ty się podziewała?!- warknął Nate, kiedy tylko spostrzegł swoją małą siostrzyczkę. Chłopak był wściekły. Nie wiedział dlaczego, w końcu nic złego się nie stało, ale i tak był zły. Nie podobało mu się to, że Kim tu jest i za wszelkie świata chciał ją chronić... Tak robią w końcu starsi bracia, prawda?
- Zwiedzałam- odparła brązowooka, wzruszając ramionami- Nie siej  paniki... Jestem dużą dziewczynką- pisnęła, uśmiechając się do brata. Nie chciała się z nim kłócić. Bardzo za nim tęskniła, jednak nie mogła pokazać, że jest słaba. Gdyby ktoś się dowiedział jak łatwo ją zranić, jej życie tutaj nie potrwało by za długo...  Ona sama by się wykończyła.
- Po prostu uważaj mała- powiedział, przytulając blondynkę, która wydawała mu się ciągle taka krucha i delikatna- Nie chce cie stracić- westchnął
- Nic mi nie jest! Nie jestem z porcelany!- zapewniła, obracając się wokoło- A teraz możesz mi powiedzieć co my tu robimy?- spytała rozglądając się po pomieszczeniu, pełnym spoconych nastolatków, którzy zawzięcie wykonywali jakieś ćwiczenia.
- Więc to jest sala treningowa. Nabywamy tu umiejętności... Wiesz, żeby nie zginać na arenie- wyjaśnił- Na przykład tam strzelasz z łuku, tam rzuty do celu, tu sprawdzasz swoja zwinność o, a tam biegasz- rzucił wskazując po kolei stanowiska- Musze lecieć, bo mój trener mnie woła- zawiadomił, a po chwili już go nie było.
- Dzięki za pomoc braciszku- mruknęła Crawford , po czym niechętnie udała się do jednego ze stanowisk- Super... Boże, za co?!- pisnęła, biorąc do ręki łuk i strzałę. Drżącymi rękami, naciągnęła cięciwę i wymierzywszy, puściła pocisk, trafiając w sam środek tarczy... Niestety nie swojej.
- Nawet nieźle... No dobra to było tragiczne- zaśmiał się wysoki brunet o wysportowanej posturze ciała- Poczekaj, pomogę ci- zaproponował, podchodząc do Kim i obejmując ją od tyłu. Położył ręce, na jej dłoniach i ustawił łuk w odpowiedniej pozycji- Musisz patrzeć przez ten otwór- oznajmił, wskazując ruchem głowy, niewielką dziurkę- Wymierz i puść- powiedział, pomagając jej wykonać dane czynność. Strzała z zawrotną prędkością wbiła się w sam środek tarczy.
- Udało się- krzyknęła radośnie, przytulając chłopaka i całując jego policzek- Dziękuje... A tak w ogóle to jestem Kim- przedstawiła się,  wyciągając przyjaźnie rękę.
-Tak wiem... Chyba zresztą jak już wszyscy. Dałaś wczoraj niezły popis- stwierdził, ściskając jej dłoń- Jestem Sam
- To może panna Crawford- warknął mężczyzna, mierząc dziewczynę zabójczym spojrzeniem- Proszę tu podejść- rozkazał
- Ja co?- spytała przerażona, starając się  aby nie było tego po niej widać
- Wczoraj byłaś bardzo skora to uciekania, więc w nagrodę weźmiesz udział w wyzwaniu- zawiadomił, uśmiechając się kpiarsko
- A co jeżeli nie chce tego robić?- warknęła, krzyżują ręce na piersiach
- To był rozkaz- odpowiedział, podchodząc do wielkiego komputera- Twoim przeciwnikiem będzie Jack- dodał, na co Kimberly wydęła usta i niechętnie podeszła do szklanego pomieszczenia.
- Hej- szepnęła, przygryzając wargę na sam widok szatyna- Dlaczego on tak na mnie działa?- mruknęła w myślach, a to pytanie stało się wręcz koszmarem. Zagadką, której ta nie umiała rozwiązać.
- Hej- powiedział, nawet na nią nie patrząc co strasznie ją zabolało. Ona zrobiła by dla niego wszystko, o ten nawet na nią nie spojrzy...
- Waszym zadaniem jest przebiec na drugą stronę, nie dając się trafić strzałą, które będą posyłane w waszą stronę. Oczywiście są one cyfrowe. Nie musi się pani martwić- krzyknął mężczyzna, wpisując kilka kodów, przez co szklane pomieszczenie opanował mrok. Crawford nabrała powietrza i zacisnęła pięści jakby to miało ją przed czymś uchronić. Jej ciało, po raz kolejny tego dnia przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Blondynka była przerażona, a obecność Jack'a była dodatkowym utrudnieniem.  Skupienie w jego towarzystwie było dość trudne... Ba! Wręcz niemożliwe.
 -Dlaczego?- szepnęła tak cicho, że usłyszenie tego było niemożliwe. Kilka sekund później zabrzmiał gong, a Brewer ruszył przed siebie zostawiając zszokowaną brązowooką daleko za sobą- Do roboty Crawford- wymamrotała i pobiegła za nim. Zauważyła, że chłopak ma niesamowity refleks i bez problemu omija pędzące na niego strzały. U niej było z tym gorzej... Kimberly miała świetny, czujny wzrok, który zawsze dostrzegał więcej niż inni. Na jej szczęście tym razem okazało się to bardzo przydatne. Już po chwili dziewczyna zauważyła, że pociski lecą zawsze w to samo miejsce, dzięki czemu, mogła przewidzieć ich trajektorię. Wszystko co musiała robić to biec za Jack'iem, co  jednak nie okazało się takie proste, gdyż szatyn co chwilę zmieniał tor- Cholera!- warknęła kiedy niewielkie światło w pomieszczeniu kompletnie znikło. W tym momencie wyło jedynie widać, srebrne strzały, które latały praktycznie wszędzie- Nienawidzę tego miejsca, a ten gościu będzie pierwszy w kolejce do odstrzału- wymamrotała, robiąc kolejny unik.
Nagle usłyszała głośny wybuch. Przerażona obróciła się za siebie i zobaczyła jak szklane ściany, powoli zaczynają wybuchać. Nie wiedziała, czy to fikcja więc przyspieszyła tempa.


 Biegła przed siebie co chwilę schylając się, aby lecący w nią pocisk nie trafił jej ciała. Bała się, jak jeszcze nigdy i wiedziała, że właśnie na tym to wszystko polega. Na zniszczeniu jej psychiki, na zniszczeniu jej od środka. Pozbawiania wiary w siebie... Chcieli, żeby wiedziała, że tutaj nikt jej nie pomoże. Ani Nate, ani Ali, ani Sam, ani Jack. Jest sama, zdana na siebie i szczęście.
W pewnym momencie światło ponownie wróciło, a ta musiała kilkakrotnie zamrugać, żeby przyzwyczaić się do tego. Poczuła ulgę, kiedy zdała sobie sprawę, że przed nią znajdują się drzwi, a na zewnątrz stoi uśmiechnięty Nate. Zadowolona z siebie, zrobiła krok do przodu, kiedy dostrzegła, że wyraz twarzy blondyna gwałtownie się zmienił. Jego oczy były wielkie, usta na wpół otwarte. Kim szybko popędziła za jego spojrzeniem. Poczuła się jak w filmie. Wszystko działo się w takim wolnym tempie, chociaż ona widziała, że to już koniec. Wielka maczeta leciała prosto na nią, a ta była zbyt wstrząśnięta i rozkojarzona, żeby cokolwiek zrobić. Była gotowa na śmierć i wtedy kiedy cienka powłoka szkła zaczęła pękać, blondynka poczuła niewyobrażalny ból, który przeszedł całe jej ciało.
- Nic ci nie jest?- spytał ten głos, na którego dźwięk robiło jej się gorąco. Blondynka powoli otworzyła oczy i dostrzegła Jacka, leżącego na niej. Szatyn trzymał jej głowę i dokładnie oglądał jej ciało, przy okazji sprawdzając czy nic się jej nie stało. Nie wiedział tak właściwie czemu uratował jej życie. Nigdy wcześniej tego nie zrobił, nigdy nawet nie czuł, że powinien, ale tym razem nie mógł spokojnie na to patrzeć. Kiedy zobaczył ją taką przerażoną, przez chwile sam doświadczył nieznanego mu dotąd uczucia. Coś jakby ukłucie w sercu...- Kim wszystko dobrze? Nic ci się nie stało?
- Dziękuje- szepnęła, delikatnie całując jego policzek. To było coś co od razu sprowadziło go na ziemie. W ekspresowym tempie wstał na nogi, ciągnąc za sobą brązowooką i od razu się od niej odsunął.
- Następnym razem uważaj, bo nikt cie nie uratuje - syknął i opuścił pomieszczenie, zostawiając ją samą. Nie wiedział, że mówiąc to zranił ją tak jak jeszcze nikt inny, ale nie mógł inaczej. Nie mógł sobie na to pozwolić...

Rozdział krótki, ale zawarłam w nim wszystko co chciałam... 
Chciałam przeprosić, że nie komentuje ostatnio waszych rozdziałów, ale ledwo na co mam czas. 
Tak niefortunnie się zdarzyło, że do końca Lutego mam masę sprawdzianów i jak patrze na mój internetowy dziennik to aż mi się płakać chcę.
Następny rozdział powinien pojawić się w niedziele. 
Kocham was
Emi <3



niedziela, 9 lutego 2014

Chapter 2 { The cold bath }

Kimberly powoli otworzyła oczy po czym rozejrzała się dookoła. Dalej znajdowała się  w nowoczesnym mercedesie, jednak pojazd stał na jakimś parkingu. Blondynka bez zastanowienia chwyciła za klamkę, jednak drzwi były zamknięte. Zresztą czego mogła się spodziewać. Że kierowca tak po prostu ją tu zostawi, z otwartym autem?! Tylko głupi nie skorzystał by z takiej okazji. Bezradna dziewczyna ponownie oparła głowę o zimną szybę i próbowała zasnąć, jednak głośna muzyka kompletnie jej to uniemożliwiała.
- Puszczaj mnie!!- krzyknął ktoś na zewnątrz po czym drzwi auta otworzyły się, a mężczyzna wepchnął do niego niebiesko włosom nastolatkę- Idioto wypuść mnie!! Zgłoszę to na policje! Tak cie urządzę, że już nigdy nie wyjdziesz z więzienia !! Wypuść mnie!!- wrzeszczała waląc pięściami w drzwi. Crawford przyglądała się temu z wielkim bólem serca. Zdała sobie sprawę, jak to okropnie wygląda u innych ludzi. Ona mogła się przynajmniej pożegnać no i co najważniejsze wiedziała co się z nią dzieje, a ona? Zagubiona, wystraszona zupełnie nie wie, że to nie jest jakieś tam zwykłe porwanie.
- Spokojnie- powiedziała Kim kładąc rękę na ramieniu dziewczyny- Zaraz ci wszystko wyjaśnię, ale musisz się uspokoić. I tak nic nie zdziałasz- westchnęła
- Ciebie też porwali ?!- pisnęła odwracając się przodem do brązowookiej i chwytając ją za ręce- Tak w ogóle to jestem Alice, ale wszyscy mówią mi po prostu Ali- dodała przyjaźniej się uśmiechając
- Ok, Ali. Jestem Kim- zaśmiała się Crawford
- To co my tu robimy?- spytała Stone wygodnie rozsiadając się w fotelu. Nie rozumiała tej całej sytuacji. Przed chwilą przeżywała najwspanialsze momenty jej życia. Chłopak, który od dawna jej się podobał zaprosił ja na randkę, jej rodzice znowu się zeszli, a ona sama wygrała konkurs i mogła zaśpiewać z jej ukochanym zespołem.
- To trochę długa historią, ale w skrócie to za kilka godzin dojedziemy do Houston gdzie będziemy trenowane na zawodowych zabójców- wyjaśniła
- To jakiś żart? Program telewizyjny? Ukryta kamera?- zaśmiała się Stone przeczesując ręką włosy.
- Niestety nie- wymamrotała Kimberly- Nasze państwo nie jest takie idealne jak się nam wydaje i co roku, z każdego miasta bierze jedno dziecko, które tak jak my zostaje zmuszone do opuszczenia swojego domu i rodziny, po czym musi trenować by przeżyć- dodała, a jej nowa koleżanka najwidoczniej nareszcie zdała sobie sprawę z powagi sytuacji.
- To dość nie fajnie- rzuciła- No, ale przynajmniej nie jestem sama… mam ciebie- uśmiechnęła się- W końcu zawsze warto mieć jakiegoś sojusznika- powiedziała wyciągając z kieszeni niewielki naszyjnik w kształcie połówki serca- Proszę . Miałam to dać mojej przyjaciółce, ale chyba już nie będę miała szansy więc teraz może być dla ciebie.
- Ja nie mogę tego wziąć- pisnęła Crawford
- Proszę.. To będzie taki nasz symbol- zaśmiała się niebiesko włosa, po czym po prostu zapięła dziewczynie wisiorek- A tak w ogóle to skąd to wszystko wiesz o tym całym Houston?
- Mój brat został tam zabrany trzy lata temu- wyjaśniła blondynka spuszczając wzrok na swoje splecione dłonie.
- Przepraszam! Nie wiedziałam- krzyknęła wręcz momentalnie Stone mocno przytulając Kimberly.
- Za godzinę będziemy na miejscu- oznajmił kierowca na chwilkę uchylając niewielką szybkę która dzieliła tył samochodu z przodem. Dziewczyny zaczerpnęły powietrza i oparły głowy o szyby z zamiarem zaśnięcia, jednak już po chwili zrezygnowały ze swojego planu i po prostu zaczęły rozmawiać. Tematy im się nie kończyły i żadna z nich nawet nie zauważyła kiedy minął wyznaczony czas. Okazało się bowiem, że obie mają z sobą wiele wspólnego i nie chodziło tu tylko o styl, czy chłopaków którzy im się podobali. Miały te same zdanie nie tylko o tej całej, chorej sytuacji, ale również to samo sądziły o ryzyku i dobrej zabawie. Mimo tego, że każda z nich w jakimś małym stopniu bała się tego co je czeka, obie już nie mogły się doczekać tego dreszczyku emocji. Na dodatek blondynka zdała sobie sprawę, że nowe życie wcale nie musi być takie złe. W końcu odzyska swojego brata! Starszego, kochanego braciszka, który tak wiele dla niej znaczy.
- Jesteśmy na miejscu- rzucił mężczyzna otwierając drzwi auta i wyciągając walizki z bagażnika. Crawford momentalnie rozejrzała się dookoła siebie, ale jedyne co zobaczyła to ciemny, mroczny las z dwóch stron  drogi na której się znajdowali…
- Przepraszam, ale pan jest ślepy czy co? Tu nic nie ma!- oburzyła się brązowooka spoglądając na kierowcę, który miał czelność złośliwie się do niej uśmiechać.
- Wiem skarbie- rzucił robiąc krok do przodu- Macie dwa wyjścia, albo się zabawimy, a ja w zamian podwiozę was na miejsce, albo radźcie sobie same- zaśmiał się siadając na masce samochodu
- Ta propozycja jest naprawdę bardzo, ale to bardzo kusząca- zaczęła Alice kręcąc końcówkami włosów
- Ale nie ma opcji żebyś my z niej skorzystały!- dokończyła Crawford chwytając swoje walizki- Jakoś nie interesują nas stare dziady- dodała uśmiechając się złośliwie trafiając w czuły punkt mężczyzny, który wręcz nienawidził kiedy ktoś nazywał go starym.
- Maleńka zadarłaś nie z tym kim trzeba- wysyczał, jednak nie zrobił nic. Blondynka była tym zdziwiona, jednak już po chwili dostrzegła kamerę na jednym z otaczających ją drzew- Tak tylko przy okazji to dzisiejszej nocy jest trening, wiec powodzenia w przeprawie, przez las. Oby śmierć nie była taka bolesna… a nie chwila, żartowałem !- warknął po czym w ekspresowym tempie wsiadł do czarnego mercedesa i odjechał z piskiem opon.
- Dobra zbierajmy się- poleciła niebiesko włosa zarzucając na plecy niewielki, czarny plecak- Może uda nam się dojść zanim będzie kompletnie ciemno
- Lub zanim ktoś nas zabije-wymamrotała brązowooka wchodząc w ciemny las. Wiedziała, że ta noc będzie najprawdopodobniej najgorszą w jej całym życiu jednak nie mogła okazać słabości. Powoli szła przed siebie co jakiś czas sprawdzając czy Ali jest za nią. Wiedziała, że jej przyjaciółka, tak już spokojnie mogła ją tak nazwać, również jest przerażona jednak stara się tego nie okazywać. Pod tym względem też były podobne… nienawidziły wydawać się słabe. Dla nich było to jak samobójstwo. I mimo wszystko obie tak się czuły w tym momencie. Słabe. Otoczone niezliczoną ilością drzew, na których co jakiś czas wiszą kamery, które obserwują każdy ich ruch.
Nagle w oddali zabłysła smuga światła. Blondynka momentalnie stanęła, przełyka wszy głośno ślinę. Krew w jej żyłach zaczęła wrzeć, a na twarzy malował się grymas strachu. Crawford nie wiedziała co ma robić. Uciekać czy zostać i zaryzykować stanięciem twarzom w twarz z przeciwnikami?
- Kim rusz się!- szepnęła Stone wpychając Kimberly do niewielkiej jaskini przykrytej zaroślami. Obie odłożyły w kąt swoje niewygodne bagaże i usiadły niedaleko wejścia by bezpiecznie móc przyjrzeć się nadchodzącym ludziom.
- Myślisz, że nas nie zobaczą?- spytała niebiesko włosa nabierając powietrza i wyglądając przez plącze.
- Nie wiem, ale jeżeli będziemy cicho to może mamy jakieś szanse- uśmiechnęła się brązowooka podążając za przyjaciółką. Trzeba przyznać, że zdziwiła się kiedy zrozumiała, że jej wrogowie, wyglądają jak normalne, zdrowe nastolatki, które nie stanowią żadnego zagrożenia. Pozory jednak mogą mylić. Już po chwili dziewczyna dostrzegła, że każdy z nich ma przypiętą do pasa broń, która była chyba zapasową, gdyż jeszcze jedną mieli w ręku. Dziewczyny wymieniły porozumiewawcze spojrzenie po czyn najciszej jak się dało przeszły na koniec jaskini zaszywając się w jej kącie. Odczekały, 5, 10, 15 minut po czym Kimberly niechętnie powróciła do wejścia jaskini i rozejrzała się dookoła. Grupa ludzi zdążyła się już oddalić, więc obie szybko chwyciły swoje rzeczy i ruszyły przed siebie tym razem z podwojoną czujnością.
- Myślisz, że to byli wszyscy?- szepnęła Stone rozglądając się dookoła siebie, przy okazji biorąc łyka wody, wcześniej wyciągniętej z plecaka.
- Nie wiem Ali.. ale ponieważ tam pali się ognisko zgaduje, że nie – powiedziała Crawford po czym zrobiła kilka kroków przed siebie stając za jednym z wielkich drzew. Zaczęła przyglądać się grupie nastolatków, którzy siedzieli wokół ognia i dość głośno się kłócili.
- Jerry czyś ty zwariował ?! Ognisko w środku nocy?!- krzyknął jakiś starszy mężczyzna spoglądając na chłopaka o Latynowskich rysach twarzy.
- Równie dobrze mogłeś krzyczeć „ Tu jesteśmy”- zaśmiał się szatyn, którego blondynka momentalnie rozpoznała. Mimo że minęły trzy lata, ona nie musiała się zastanawiać, żeby wiedzieć, że to jej brat.
- Ale przystojniak- wyszeptała Ali stając obok przyjaciółki i przygryzając dolna wargę, za co została obdarzona komicznym spojrzeniem przez swoją przyjaciółkę- No co?! To że jesteśmy w jakieś armii nie oznacza, że przestane dbać o swoje życie miłosne !- pisnęła uśmiechając się do przyjaciółki
- Nie o to mi chodziło, ale wiedz, że ja ci na drodze nie stanę- zaśmiała się Kim- Ten „przystojniak” to mój brat- wyjaśniła ponownie patrząc  na Nate’a, który był cały i zdrowy.
- To takim razie, masz bardzo, ale to bardzo seksownego brata! Wiesz może czy ma dziewczynę?- spytała bez zastanowienia wpatrując się w nastolatka, który krótko mówiąc wpadł jej w oko.
- Jeszcze godzinę temu nie mogłaś uwierzyć, że nie pójdziesz na randkę z Mike’iem, a teraz chcesz wskoczyć innemu chłopakowi do łóżka- pisnęła brązowooka dusząc śmiech
- Ej! Ja mam swoje potrzeby!- broniła się dziewczyna- Zresztą kobieta zmienną jest- prychnęła
- Okej, okej- mruknęła Kim odkładając ciężką torbę na ziemie- Zaraz wracam- dodała powoli ruszając w stronę ogniska. Mimo tego, że było to niebezpieczne ona musiała go przytulić, dotknąć, ucałować. Po prostu nadrobić lata jego nieobecności. Blondynka miała mu tyle do powiedzenia. Najchętniej to streściła by mu całe trzy lata, jednak wiedziała, że to jest wręcz niemożliwe.
- Kim co ty wyrabiasz?! Zwariowałaś?!! Oni mają bronię!!- wyszeptała trochę głośniej niebiesko włosa wielokrotnie gestykulując przy tym rękami
- Przecież to mój brat nie skrzywdzi mnie- rzuciła blondynka marszcząc przy tym śmiesznie brwi- Zresztą chodź ze mną, a nie rób problemów- zaśmiała się szybko chwytając dłoń przyjaciółki, jednak ta przytrzymała ją uniemożliwiając jakikolwiek ruch- Ali!
- Kim obróć się bardzo powoli- szeptem, a zdziwiona Crawford zrobiła to o co ją poproszono, jednak zaraz tego pożałowała. Kilka metrów przed nimi stał wilk, wietrząc swoje zęby. Przerażona dziewczyna, przełknęła głośno ślinę, a jej ciało odmówiło jakiegokolwiek posłuszeństwa. Odległość między nimi była tak niewielka, że brązowooka spokojnie mogła dostrzec kolor oczu bestii, która uporczywie wlepiała w nią swoje gały. Kim czuła się jak w potrzasku. Nie mogła się ruszyć, mówić, choćby nawet drgnąć, a każda komórka jej ciała chciała złamać te zasady i uciec  jak najdalej z tond. Blondynka zdała sobie sprawę, że od dzisiaj to nie ludzie czy zwierzęta będą jej największą przeszkodą lecz ona sama. Będzie musiała się nauczyć łamać zasady, których do tych czas przestrzegała, a najgorsza walka, którą będzie musiała podjąć będzie  z jej rozumem i sercem, które za żadne grzechy nie chcą współpracować.
- Ali musimy uciekać- wyszeptała brązowooka nawet nie zdając sobie sprawy, że takie słowa padły z jej ust- Jeżeli ten wilk nas nie pożre to znajdziemy się w samym środku bitwy- dodała wskazując wręcz niezauważalnym kiwnięciem głowy na zbliżając się grupę nastolatków, którzy jakiś czas temu minęła ich przy jaskini. Wszyscy mieli przygotowane bronie, a ich twarze były niewyobrażalnie skupione. Zanosiło się bowiem na walkę, której żadna z drużyn nie miała zamiar przegrać.
- Kim ty też to słyszysz?- spytała w pewnym momencie niebiesko włosa, kiedy przeraźliwe syczenie stało się głośniejsze. Przerażone niechętnie odwróciły się, a ich oczom ukazał się wielki owad, który z niewiadomych okoliczności zjawił się tuż przed nimi
- Robal!!!- krzyknęły obie, kompletnie zapominając o skutkach jakie może przynieś ich czyn. Rzucając bagaże na ziemie, nie zważając na brązowego wilka, który aż skulił się od ich pisku, ruszyły biegiem przed siebie, co chwile obracając się żeby sprawdzić, czy obleśna kreatura nie leci za nimi. Nagle blondynka poczuła mocny ucisk w okolicach nadgarstka, po czym jej ciało w magiczny sposób zostało przygwożdżone do pnia drzewa. Jej wzrok momentalnie powędrował na oprawcę, którym okazał się być przystojny chłopak o nieziemskich oczach i brązowej czuprynie. Dziewczyna była nim oczarowana i przez kilka krótkich sekund zapomniała o otaczającej ją nieprzyjemnej rzeczywistości, pozwalając sobie na kompletne zatracenie się w jego oczach, które przypominały jej fabrykę czekolady. Crawford miała wielką ochotę poznać go najlepiej jak się dało, w każdej sferze, na każdym polu. Jej rozum przegrał walkę, a kontrole przejęło serce i wewnętrzna bogini dziewczyny, która aż szczerzyła się radośnie. Na jej nieszczęście, zdrowy rozsądek szybko dał o sobie znać jednocześnie przerywając ten uroczy moment.
- Puszczaj mnie!- warknęła brązowooka waląc pięściami w umięśniony tors nieznajomego, który ledwo się zachwiał pod uderzeniami jej malutkich piąstek. Usta blondynki wykrzywiły się w prostą linie, a w oczach aż buzował ogień, kiedy jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć- Głuchy jesteś?! Puszczaj mnie!!- krzyknęła ponawiając swój atak, jednak i tym razem, skończył się on porażką


- Skończyłaś?- spytał aksamitnym głosem, spoglądając jej głęboko w oczy. Kim ponownie zapomniała o całym świecie, kładąc ręce na torsie szatyna uspakajając się na kilka sekund- No to idziemy!- oznajmił i zanim ta zdążyła cokolwiek powiedzieć, chłopak przerzucić ją przez swoje ramią i ruszył w nieznanym jej kierunku.
- Puszczaj mnie!!!- wydarła się ponownie blondynka, kiedy zdała sobie sprawę co się stało. Nie mogła uwierzy, że chłopak którego nawet nie zna imienia tak na nią działa. Przecież ona nigdy w życiu nie była tak uległa! Zawsze najpierw myślała, a dopiero potem robiła, a teraz?! Wystarczy, że on nią spojrzy, dotknie, a cały jej rozum „ wyjeżdża na wakacje”.
- Ciebie też te dupki nie chcą puścić- pisnęła Ali, wystarczająco głośno żeby cała reszto mogła spokojnie usłyszeć jej słowa. Stone również została zmuszona do jakże nie wygodniej podróży na plecach jednego z chłopaków, a buzująca w niej złość powoli wydostawała się na powierzchnie.
- Dupki?- zaśmiał się pewien brunet, delikatnie podrzucając dziewczyną.
- Mogłabym podać innym epitet, ale zrobiło by się niemiło- warknęła Alice starając się nie zważając na ucisk w żołądku spowodowany, obijaniem się o umięśnione ramie chłopaka. Spojrzała na Kim, która zawzięcie o czymś myślała. Nagle wyraz jej twarzy diametralnie się zmienił ukazując przebiegły uśmiech. Brązowooka poruszyła bezgłośnie ustami i szybko mrugnęła.
- Puść mnie!!- pisnęła, a wypowiedziane słowa zabrzmiały jak błaganie- Zaraz zwymiotuje- dodała ciszej, zakrywając dłonią usta. Nagle jej wcześniejsze znaki stały się zupełnie jasne, więc niebiesko włosa ochoczo przyłączyła się do planu przyjaciółki- Niedobrze mi!!- krzyknęła ponownie blondynka i mimo mocnego uścisku szatyna, zaczęła się wiercić.
- Mówiłam ci żeby nie mieszać frytek z cukierkami- mruknęła Stone- Boże, puść ją zanim na ciebie zwymiotuje- powiedziała ostrzegawczo, a brązowooki spojrzał przenikliwie na nią. Delikatnie uniósł Crawford po czym postawił na ziemi i przytrzymał kiedy ta delikatnie się zachwiała- Możesz postawić mnie na ziemi? Chciałabym jej pomóc- poprosiła przejeżdżając wskazującym palcem po plecach chłopaka który ją niósł. Brunet bardzo niechętnie, ale spełnił jej prośbę, a Stone w sekundzie znalazła się obok przyjaciółki i chwytając jej rękę oddaliła  się kilka kroków w prawo.
- Na 3 biegniemy- wyszeptała Kimberly opierając się o drzewo i biorąc głęboki wdech- 1,2…
- Moglibyście się tak nie gapić to dość niekomfortowe i bardzo wścibskie z waszej strony- zrugała grupę chłopaków Alice miażdżąc ich wzrokiem. Jako odpowiedź usłyszała tylko ciche prychnięcie, ale wszyscy grzecznie spełnili jej prośbę.
- 3- szepnęła brązowooka po czym obie szybkim tempem ruszyły przed siebie, starając się nie zwracać uwagi na ból spowodowanym kolczastymi krzewami, które potargały spodnie i zaczęły kaleczyć nogi. Blondynka wiedziała, że chłopcy depczą im po piętach i rozpaczliwie szukała jakiejkolwiek skrytki. Zdawała sobie sprawę, że obie są na przegranej pozycji, przewidując, że jej przeciwnicy pewnie znają to miejsce jak własną kieszeń.. nie wspominając już o tym, że są wysportowani i mają bronie.
- Cholera- pisnęła w pewnym momencie Ali wyrywając dziewczynę ze swoich rozmyśleń i ruchem ręki wskazując druga grupkę ludzi- Nie no my to mamy szczęście! Poprostu z deszczu pod rynnę !- warknęła, w czasie kiedy Crawford starała się znaleźć jakikolwiek wyjście z tej sytuacji. Nie może iść w przód, a o tyle najlepiej po prostu zapomnieć. Po lewej jest małe jezioro, a po prawej gęsty las, przez który przeprawa jest chyba najgorszym pomysłem na świecie- Po prostu super !! Trzeba było zostać w domu, a nie dać się targać na imprezę, żeby Mike mógł  mnie pocałować ! Po co ci to było Ali?!- mówiła sama do siebie nerwowo spoglądając to przed siebie to za siebie- Głupie jezioro !- wrzasnęła w końcu, a na twarzy blondynki momentalnie pojawił się wielki uśmiech.
-Ali jesteś genialna!- pisnęła po czym chwytając jej rękę wciągnęła przyjaciółkę, do brudnej i zimnej wody, która momentalnie sprowadziła ją na ziemie. Na ich szczęście zbiornik wodny okazał się dość płytki i kiedy stanęły mniej więcej na środku woda sięgała im zaledwie do biustu- Nurkuj!- szepnęła po czym zanurzyła się ciągnąc ciemnooką za sobą.
- Kim- krzyknęła, jednak jej głos został stłumiony przez wodę, która niespodziewanie wlała się do jej buzi- Fu, fu, fu, fu!!!!- darła się momentalnie wynurzając głowę nad tafle wody- Kim tu ryby sikają, a ja mam teraz pełno tej wody w buzi! Przecież to jest jak wielka toaleta- mamrotała pocierając język rękami. Mimo, że sytuacja na to nie przystawała blondynka wybuchła głośnym śmiechem. Jeszcze nie słyszała lepszego komentarza na taki temat.
- Wyjdźcie z wody!- krzyknął szatyn spokojnie opierając się o drzewo. Kimberley niechętnie popatrzyła w tamtą stronę zdając sobie sprawę, że jej „genialny” plan nie okazał się taki genialny jak jej się wydawało. Obie były bowiem uwięzione w jeziorze, a na brzegu stały obie grupy nastolatków i dokładnie obserwowały każdy ich ruch.
- Jeżeli wyjdziemy z wody, wy ponownie przerzucicie nas przez ramie i zaniesiecie gdziekolwiek będziecie chcieli- rzuciła krzyżując ręce na piersiach.
- Tak, bo w przeciwieństwie do ciebie nie jestem idiotą- oznajmił marszcząc przy tym brwi. Nie rozumiał jak taka mała, krucha osóbka może mieć tyle odwagi i siły, żeby postawiać się osobą z którymi ładnie mówiąc nie ma szans. Blondynka przekrzywiła głowę i obdarowała go lodowatym spojrzeniem mimo tego, że w środku, aż płonęła na sam jego widok.
- W tym momencie wszyscy zachowujecie się jak idioci- powiedział starszy mężczyzna- Jak to w ogóle możliwe, że one wam uciekły ?!- warknął
- Jak się ma słabą drużynę to tak jest!- prychnął z wyższością w głosie drugi. Kimberly nienawidziła takich ludzi. Wytykają innym każdy błąd, a sami uważają się za królów świata.
- Nie żebym ich broniła, ale pańska.. drużyna wcale nie jest lepsza zważając na to, że mijaliście nas chyba z dwa razy więc popracowałabym nad spostrzegawczością- rzuciła Crawford zadowolona z siebie. Jednak prawdziwa satysfakcje uzyskała, kiedy panom opadły szczęki- No co? ! Mówię prawdę!- zaśmiała się brązowooka i przybiła piątkę z Alice
- Ha! I kto tu ma drużynę ciołków?!- pisnął czarnowłosy mężczyzna skacząc ze szczęścia jak małe dziecko- Ale to i tak nie zmienia faktu, że one wam uciekły- dodał od razu, a jego głos wrócił do normalnej, srogiej barwy.
- Wie pan to jest coś czego faceci nigdy nie zrozumią i się temu nie oprą!- rzuciła uśmiechnięta niebiesko włosa, jednak kiedy zobaczyła, że żaden z nich nie pojmuje o co jej chodzi postanowiła kontynuować- Chodzi mi o kobieca niewinność i seksapil- wyjaśniła- Czyżby prawda zabolała?!
- Po pierwsze to co mówisz jest niepoprawne i niedorzeczne- zaczął spokojnie jeden z chłopaków, po tym jak udało mu się wyrwać z szoku, które wywołały w nim jak i w reszcie słowa obu dziewczyn.
- Naprawdę?!- warknęła Crawford- Ale uprowadzenie ludzi już takie nie jest?!- krzyknęła mówiąc to co tak naprawdę myślała.
- Nikt was jeszcze nie uprowadził, a teraz wychodźcie z wody- rozkazał szatyn, kiedy reszta grupy starała się przetworzyć  wypowiedziane przez blondynkę słowa, które naprawdę wymagały sporo odwagi.
- Nie!- powiedziała pewnie. Jej głos nawet nie drgnął, chociaż zimna woda opatulająca jej ciało stawała się naprawdę uciążliwa. Crawford zdała sobie sprawę, że stoi nad przepaścią i najprawdopodobniej już i tak zaryzykowała za dużo, żeby się w tym momencie wycofać. Jednocześnie podobała jej się ta gra, która toczyła się pomiędzy nią a nieziemsko przystojnym szatynem. Jej wewnętrzna bogini tańczyła taniec siedmiu węzłów. To wszystko było takie… nowe. Nie wiedziała skąd bierze się ta całe jej pewność siebie, jednak szybko stwierdziła, że jest to spowodowane adrenaliną, która cały czas buzuje w jej żyłach, powodując przyjemne uczucie odwagi.
- Jaki masz plan? Co?- spytał pewnie ruszając w stronę brzegu i szybko wchodząc do wody- Masz zamiar tkwić w tej wodzie, aż umrzesz z zimna?!- warknął stając naprzeciwko jej, więc Kim momentalnie zrobiła krok w tył, wiedząc, że jego bliskość wprawia ją w dziwne uczucia, których ta nie umie okiełznać.
- Poczekam, aż sobie pójdziecie i wtedy spokojnie sobie poradzę- powiedziała, czując jak jej pewność siebie chowa się pod stolikiem- Cholera!- przeklęła w myślach wiedząc, że znowu mięknie. Znowu poczuła to przyjemne przyciąganie, które powodowała bliskość szatyna.
- Cóż, jednak będę musiał pokrzyżować te plany- mruknął i jednym szybkim ruchem sprawił, że brązowooka ponownie wisiała na jego ramieniu. Crawford zaczęła się wiercić i za wszelką cenę próbowała wyswobodzić się z uścisku chłopaka, jednak w końcu się poddała zdając sobie sprawę, że nie ma z nim szans.
- Jeszcze się zemszczę- wymamrotała wtulając się w jego ramie, dzięki czemu było jej od razu wygodniej. Nieznajomy zaśmiał się tylko na te słowa i ruszył w stronę reszty, która zadowolona z siebie uśmiechała się do dziewczyn.
- Ciebie też ma ktoś wziąć na ręce, czy pójdziesz sama?- spytał brunet, który wcześniej niósł Ali.
- Nie dziękuję! Jesteś niewygodny. Poradzę sobie- oznajmiła i ruszyła za resztą, która spokojnie szła w nieznanym jej kierunku.

****

- Dlaczego ona może sobie spokojnie iść, a ja muszę być niesiona?!- zbulwersowała się blondynka po niecałej półgodzinnej podróży. Nie żeby przeszkadzał jej taki obrót sytuacji, gdyż w ramionach przystojnego szatyna czuła się wspaniale, ale nie podobało jej się to, że niektórzy szeptali coś pomiędzy sobą i to na dodatek o niej.
- Bo ona jest grzeczna, a ty nie- zrugał ją jeden z chłopaków- A co przeszkadza ci to, że on cie niesie?- spytał unosząc jedną brew
- Nie!- zaprotestowała od razu- To znaczy nie, ale wolałabym, żeby moje buty dotykały ziemi- rzuciła chcąc naprawić jakoś swoją sytuacje.
- To nie będzie problemem- odezwał się brązowooki, który dotychczas siedział cicho i szybko zsunął granatowe trampki ze stup Crawford
- Nie o to mi chodziło!- krzyknęła od razu, kiedy reszta zaczęła się śmiać

****

- Jesteśmy na miejscu- oznajmił kiedy przed nimi pojawił się wilki ośrodek ulokowany na skraju lasu. Budynek był nienormalnie wielkich rozmiarów, jednak mimo to był urządzony w eleganckim i nowoczesnym stylu.
- No nareszcie ! Stopy mi odpadają!- pisnęła Alice szybko wchodząc do środka. Na zewnątrz było już strasznie ciemno, ale latarnie oświetlające ścieszkę prowadzącą do frontowych drzwi oświetlały to jakże mroczne miejsce, powodując przyjemny klimat. Szatyn szybko ruszył w ślady niebiesko włosej i po chwili wszyscy znajdowali się w jakiejś sali przypominającej salon.
- Gdzie wyście tyle byli!?- nagle w pomieszczeniu rozległ się dźwięk dobrze znanego Kimberly głosu, a po chwili mogła go już zobaczyć. Nieskazitelnie czyste, puszyste włosy, mimo złości uśmiech malujący się na twarzy i nienaganne ubrania. Mimo tylu lat Nate jak zawsze prezentował się olśniewająco.
- Nate!!!!- pisnęła szczęśliwa blondynka i w mgnieniu oka wyrwała się z uścisku brązowookiego. Mocno przytuliła brata, które ze zdziwienia, aż zesztywniał, a pozostali przyglądali się temu z nie małym zaciekawieniem- Nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłam!- dodała cicho. Blondyn powoli ją od siebie odsunął i zlustrował wzrokiem. Nie miał bowiem zielonego pojęcia kim jest ta krucha istotka i mimo, że kogoś mu przypominała, za żadne skarby  nie mógł sobie przypomnieć kogo.
- Kim jesteś?- spytał marszcząc brwi
- Serio?!- oburzyła się nastolatka- Serio mnie nie pamiętasz matole?!- warknęła urażona, jednak już dosłownie kilka sekund później ponownie znajdowała się w jego objęciach.
- Jezu Kim, ale wyrosłaś!- krzyknął uradowany mocno tuląc ją do swojego torsu – Boże mała jak ja za tobą tęskniłem! Za tym twoim niewyparzonym językiem! Opowiadaj co słychać u rodziców, u małego?- wypytywał nawet na chwile jej nie puszczając
- Chyba dobrze- zaśmiała się z jego reakcji- Są cali i zdrowi, no i szczęśliwi, tylko tęsknią za tobą- oznajmiła nareszcie stając na własnych nogach.
- Tak w ogóle to co ty tu robisz i czemu Jack niósł cie na plecach?- zapytał przenikliwie lustrując szatyna wzrokiem.
-  A więc  ma na imię Jack- szepnęła w myślach Crawford, uśmiechając się do samej siebie
- A no wiesz…. Wylosowali mnie i wszystko było by okej, ale jakże prze kochany kierowca okazał się być pieprzonym zboczeńcem i ponieważ nie zgodziłyśmy się na sex to zostawił nas na jakimś odludziu, przez co musiałyśmy sobie radzić same. Wszystko było super, po czym spotkałyśmy tych przeuroczych panów, którzy nas tutaj eskortowali- rzuciła wkładając w ostatnie zdanie pełno sarkazmu
- Jak to cie wylosowali !?- warknął zaciskając ręce w pięści
- Wiesz to dość proste. .. wkładasz rękę do wielkiej kulki po czym wyciągasz jedna karteczkę i odczytujesz jej zawartość. Nic trudnego. Spokojnie dałbyś radę to zrobić- odpowiedziała starając się rozluźnić atmosferę. Nie rozumiała o co tyle krzyku! W końcu on sam tu jest i ona jakoś nie robi mu awantury z tego powodu.
- Bardzo śmieszne Kim- prychnął- A mogę wiedzieć dlaczego masz podarte spodnie, zakrwawione nogi, a na dodatek jesteś cała mokra?- powiedział wściekły dotykając jej mokrych włosów.
- Bo stawiałam opór i uciekałam- powiedziała jakby to było takie oczywiste- Chyba nie myślisz, że tak po prostu dałam się przerzucić przez ramie i nieść gdzie tylko im dusza zapragnie- mruknęła wydymając usta.
- Czyś ty zwariowała?! – wrzasnął- Doskonale wiesz co tu się dzieje i że ci ludzie są od ciebie dużo silniejsi! Jednym ruchem mogli by cie zabić, ale mimo to ty postanowiłaś ryzykować własne bezpieczeństwo i bawić się z nimi w kotka i myszkę!!!- wydarł się kompletnie jej nie rozumiejąc. Jeszcze kilka lat temu Kim była małą, słodką dziewczyną, którą bała się nawet kupić lody w budce od osoby której nie znała, a teraz?!
- Po pierwsze nie jestem już tym małym dzieckiem, które musisz ciągle chronić bo jak widzisz przetrwałam te trzy lata kiedy ciebie nie było- krzyknęła podnosząc głos- Żyję. Oddycham.  Stoję tu przed tobą. Umiem o siebie zadbać i dla twojej informacji wcale nie jestem taka bezbronna jak ci się wydaje- warknęła- A teraz łaskawie pokaż mi, gdzie jest mój pokój bo chciałabym się przebrać- dodała trzęsąc się z zimna
- Jack zaprowadź ją do jej pokoju- poprosił czarnowłosy mężczyzna, który gdzieś zniknął podczas przeprawy przez las- Tu masz swoje torby- powiedział wskazując brudne od błota walizki
- Dziękuje- rzuciła Crawford chwytając jedną, gdyż resztę wziął szatyn i powoli ruszyła za nim. Tak bardzo chciała z nim porozmawiać, poznać go lepiej ,ponownie znaleźć się w jego ramionach.
- Jesteśmy na miejscu- oznajmił zatrzymując się przed kasztanowymi drzwiami. Powoli otworzył pomieszczenie i odłożył walizki po czym ruszył ku wyjściu.
- Dzięki- szepnęła jednocześnie go zatrzymując- Za pomoc teraz i w lesie… I przepraszam, że cie uderzyłam- wymamrotała
- Nie ma za co- odpowiedział zdziwiony słowami blondynki. Wydawała mu się taka uparta, a teraz pokazała inną swoją stronę. Mimo, że robiła ona na nim nie małe wrażenie, chłopak chciał jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju. Przy niej coś się w nim zmieniało. Nie wiedziała czy jest to dobre, czy złe, ale na razie nie potrafił nad tym myśleć. Jedyne co chodziło mu po głowie to ona.. ona i ten jej kochany niewyparzony język.
- Jestem Kim- przedstawiła się starając zachęcić go do rozmowy. Nie chciała, żeby odchodził
- Jack- rzucił przeczesując włosy- Muszę już iść- dodał i szybko opuścił pokój zostawiając zdziwioną Kimberly samą.

No i mamy drugi rozdział !
I szczerze to chyba nigdy w życiu dłuższego nie napisałam :-)
Mam nadzieję, że sposób w jaki jest napisany nie jest najgorszy 
Kocham was
Emi <3

Obserwatorzy