Kimberly powoli otworzyła oczy po czym rozejrzała się
dookoła. Dalej znajdowała się w
nowoczesnym mercedesie, jednak pojazd stał na jakimś parkingu. Blondynka bez
zastanowienia chwyciła za klamkę, jednak drzwi były zamknięte. Zresztą czego
mogła się spodziewać. Że kierowca tak po prostu ją tu zostawi, z otwartym
autem?! Tylko głupi nie skorzystał by z takiej okazji. Bezradna dziewczyna
ponownie oparła głowę o zimną szybę i próbowała zasnąć, jednak głośna muzyka kompletnie
jej to uniemożliwiała.
- Puszczaj mnie!!- krzyknął ktoś na zewnątrz po czym drzwi
auta otworzyły się, a mężczyzna wepchnął do niego niebiesko włosom nastolatkę-
Idioto wypuść mnie!! Zgłoszę to na policje! Tak cie urządzę, że już nigdy nie
wyjdziesz z więzienia !! Wypuść mnie!!- wrzeszczała waląc pięściami w drzwi.
Crawford przyglądała się temu z wielkim bólem serca. Zdała sobie sprawę, jak to
okropnie wygląda u innych ludzi. Ona mogła się przynajmniej pożegnać no i co
najważniejsze wiedziała co się z nią dzieje, a ona? Zagubiona, wystraszona
zupełnie nie wie, że to nie jest jakieś tam zwykłe porwanie.
- Spokojnie- powiedziała Kim kładąc rękę na ramieniu
dziewczyny- Zaraz ci wszystko wyjaśnię, ale musisz się uspokoić. I tak nic nie
zdziałasz- westchnęła
- Ciebie też porwali ?!- pisnęła odwracając się przodem do
brązowookiej i chwytając ją za ręce- Tak w ogóle to jestem Alice, ale wszyscy
mówią mi po prostu Ali- dodała przyjaźniej się uśmiechając
- Ok, Ali. Jestem Kim- zaśmiała się Crawford
- To co my tu robimy?- spytała Stone wygodnie rozsiadając się w
fotelu. Nie rozumiała tej całej sytuacji. Przed chwilą przeżywała
najwspanialsze momenty jej życia. Chłopak, który od dawna jej się podobał
zaprosił ja na randkę, jej rodzice znowu się zeszli, a ona sama wygrała konkurs
i mogła zaśpiewać z jej ukochanym zespołem.
- To trochę długa historią, ale w skrócie to za kilka godzin
dojedziemy do Houston gdzie będziemy trenowane na zawodowych zabójców-
wyjaśniła
- To jakiś żart? Program telewizyjny? Ukryta kamera?-
zaśmiała się Stone przeczesując ręką włosy.
- Niestety nie- wymamrotała Kimberly- Nasze państwo nie jest
takie idealne jak się nam wydaje i co roku, z każdego miasta bierze jedno
dziecko, które tak jak my zostaje zmuszone do opuszczenia swojego domu i
rodziny, po czym musi trenować by przeżyć- dodała, a jej nowa koleżanka
najwidoczniej nareszcie zdała sobie sprawę z powagi sytuacji.
- To dość nie fajnie- rzuciła- No, ale przynajmniej nie
jestem sama… mam ciebie- uśmiechnęła się- W końcu zawsze warto mieć jakiegoś
sojusznika- powiedziała wyciągając z kieszeni niewielki naszyjnik w kształcie
połówki serca- Proszę . Miałam to dać mojej przyjaciółce, ale chyba już nie
będę miała szansy więc teraz może być dla ciebie.
- Ja nie mogę tego wziąć- pisnęła Crawford
- Proszę.. To będzie taki nasz symbol- zaśmiała się
niebiesko włosa, po czym po prostu zapięła dziewczynie wisiorek- A tak w ogóle
to skąd to wszystko wiesz o tym całym Houston?
- Mój brat został tam zabrany trzy lata temu- wyjaśniła
blondynka spuszczając wzrok na swoje splecione dłonie.
- Przepraszam! Nie wiedziałam- krzyknęła wręcz momentalnie
Stone mocno przytulając Kimberly.
- Za godzinę będziemy na miejscu- oznajmił kierowca na
chwilkę uchylając niewielką szybkę która dzieliła tył samochodu z przodem.
Dziewczyny zaczerpnęły powietrza i oparły głowy o szyby z zamiarem zaśnięcia,
jednak już po chwili zrezygnowały ze swojego planu i po prostu zaczęły
rozmawiać. Tematy im się nie kończyły i żadna z nich nawet nie zauważyła kiedy
minął wyznaczony czas. Okazało się bowiem, że obie mają z sobą wiele wspólnego
i nie chodziło tu tylko o styl, czy chłopaków którzy im się podobali. Miały te
same zdanie nie tylko o tej całej, chorej sytuacji, ale również to samo sądziły
o ryzyku i dobrej zabawie. Mimo tego, że każda z nich w jakimś małym stopniu
bała się tego co je czeka, obie już nie mogły się doczekać tego dreszczyku
emocji. Na dodatek blondynka zdała sobie sprawę, że nowe życie wcale nie musi
być takie złe. W końcu odzyska swojego brata! Starszego, kochanego braciszka,
który tak wiele dla niej znaczy.
- Jesteśmy na miejscu- rzucił mężczyzna otwierając drzwi
auta i wyciągając walizki z bagażnika. Crawford momentalnie rozejrzała się
dookoła siebie, ale jedyne co zobaczyła to ciemny, mroczny las z dwóch stron drogi na
której się znajdowali…
- Przepraszam, ale pan jest ślepy czy co? Tu nic nie ma!-
oburzyła się brązowooka spoglądając na kierowcę, który miał czelność złośliwie
się do niej uśmiechać.
- Wiem skarbie- rzucił robiąc krok do przodu- Macie dwa
wyjścia, albo się zabawimy, a ja w zamian podwiozę was na miejsce, albo radźcie
sobie same- zaśmiał się siadając na masce samochodu
- Ta propozycja jest naprawdę bardzo, ale to bardzo kusząca-
zaczęła Alice kręcąc końcówkami włosów
- Ale nie ma opcji żebyś my z niej skorzystały!- dokończyła
Crawford chwytając swoje walizki- Jakoś nie interesują nas stare dziady- dodała
uśmiechając się złośliwie trafiając w czuły punkt mężczyzny, który wręcz
nienawidził kiedy ktoś nazywał go starym.
- Maleńka zadarłaś nie z tym kim trzeba- wysyczał, jednak
nie zrobił nic. Blondynka była tym zdziwiona, jednak już po chwili dostrzegła
kamerę na jednym z otaczających ją drzew- Tak tylko przy okazji to dzisiejszej
nocy jest trening, wiec powodzenia w przeprawie, przez las. Oby śmierć nie była
taka bolesna… a nie chwila, żartowałem !- warknął po czym w ekspresowym tempie
wsiadł do czarnego mercedesa i odjechał z piskiem opon.
- Dobra zbierajmy się- poleciła niebiesko włosa zarzucając
na plecy niewielki, czarny plecak- Może uda nam się dojść zanim będzie
kompletnie ciemno
- Lub zanim ktoś nas zabije-wymamrotała brązowooka wchodząc
w ciemny las. Wiedziała, że ta noc będzie najprawdopodobniej najgorszą w jej
całym życiu jednak nie mogła okazać słabości. Powoli szła przed siebie co jakiś
czas sprawdzając czy Ali jest za nią. Wiedziała, że jej przyjaciółka, tak już
spokojnie mogła ją tak nazwać, również jest przerażona jednak stara się tego
nie okazywać. Pod tym względem też były podobne… nienawidziły wydawać się słabe.
Dla nich było to jak samobójstwo. I mimo wszystko obie tak się czuły w tym
momencie. Słabe. Otoczone niezliczoną ilością drzew, na których co jakiś czas wiszą
kamery, które obserwują każdy ich ruch.
Nagle w oddali zabłysła smuga światła. Blondynka momentalnie
stanęła, przełyka wszy głośno ślinę. Krew w jej żyłach zaczęła wrzeć, a na
twarzy malował się grymas strachu. Crawford nie wiedziała co ma robić. Uciekać
czy zostać i zaryzykować stanięciem twarzom w twarz z przeciwnikami?
- Kim rusz się!- szepnęła Stone wpychając Kimberly do
niewielkiej jaskini przykrytej zaroślami. Obie odłożyły w kąt swoje niewygodne
bagaże i usiadły niedaleko wejścia by bezpiecznie móc przyjrzeć się
nadchodzącym ludziom.
- Myślisz, że nas nie zobaczą?- spytała niebiesko włosa
nabierając powietrza i wyglądając przez plącze.
- Nie wiem, ale jeżeli będziemy cicho to może mamy jakieś
szanse- uśmiechnęła się brązowooka podążając za przyjaciółką. Trzeba przyznać,
że zdziwiła się kiedy zrozumiała, że jej wrogowie, wyglądają jak normalne,
zdrowe nastolatki, które nie stanowią żadnego zagrożenia. Pozory jednak mogą
mylić. Już po chwili dziewczyna dostrzegła, że każdy z nich ma przypiętą do
pasa broń, która była chyba zapasową, gdyż jeszcze jedną mieli w ręku. Dziewczyny
wymieniły porozumiewawcze spojrzenie po czyn najciszej jak się dało przeszły na
koniec jaskini zaszywając się w jej kącie. Odczekały, 5, 10, 15 minut po czym
Kimberly niechętnie powróciła do wejścia jaskini i rozejrzała się dookoła.
Grupa ludzi zdążyła się już oddalić, więc obie szybko chwyciły swoje rzeczy i
ruszyły przed siebie tym razem z podwojoną czujnością.
- Myślisz, że to byli wszyscy?- szepnęła Stone rozglądając
się dookoła siebie, przy okazji biorąc łyka wody, wcześniej wyciągniętej z
plecaka.
- Nie wiem Ali.. ale ponieważ tam pali się ognisko zgaduje,
że nie – powiedziała Crawford po czym zrobiła kilka kroków przed siebie stając
za jednym z wielkich drzew. Zaczęła przyglądać się grupie nastolatków, którzy
siedzieli wokół ognia i dość głośno się kłócili.
- Jerry czyś ty zwariował ?! Ognisko w środku nocy?!-
krzyknął jakiś starszy mężczyzna spoglądając na chłopaka o Latynowskich rysach
twarzy.
- Równie dobrze mogłeś krzyczeć „ Tu jesteśmy”- zaśmiał się
szatyn, którego blondynka momentalnie rozpoznała. Mimo że minęły trzy lata, ona
nie musiała się zastanawiać, żeby wiedzieć, że to jej brat.
- Ale przystojniak- wyszeptała Ali stając obok przyjaciółki
i przygryzając dolna wargę, za co została obdarzona komicznym spojrzeniem przez
swoją przyjaciółkę- No co?! To że jesteśmy w jakieś armii nie oznacza, że
przestane dbać o swoje życie miłosne !- pisnęła uśmiechając się do przyjaciółki
- Nie o to mi chodziło, ale wiedz, że ja ci na drodze nie
stanę- zaśmiała się Kim- Ten „przystojniak” to mój brat- wyjaśniła ponownie
patrząc na Nate’a, który był cały i
zdrowy.
- To takim razie, masz bardzo, ale to bardzo seksownego
brata! Wiesz może czy ma dziewczynę?- spytała bez zastanowienia wpatrując się w
nastolatka, który krótko mówiąc wpadł jej w oko.
- Jeszcze godzinę temu nie mogłaś uwierzyć, że nie pójdziesz
na randkę z Mike’iem, a teraz chcesz wskoczyć innemu chłopakowi do łóżka- pisnęła
brązowooka dusząc śmiech
- Ej! Ja mam swoje potrzeby!-
broniła się dziewczyna- Zresztą kobieta zmienną jest- prychnęła
- Okej, okej- mruknęła Kim odkładając ciężką torbę na ziemie-
Zaraz wracam- dodała powoli ruszając w stronę ogniska. Mimo tego, że było to
niebezpieczne ona musiała go przytulić, dotknąć, ucałować. Po prostu nadrobić
lata jego nieobecności. Blondynka miała mu tyle do powiedzenia. Najchętniej to
streściła by mu całe trzy lata, jednak wiedziała, że to jest wręcz niemożliwe.
- Kim co ty wyrabiasz?! Zwariowałaś?!! Oni mają bronię!!-
wyszeptała trochę głośniej niebiesko włosa wielokrotnie gestykulując przy tym
rękami
- Przecież to mój brat nie skrzywdzi mnie- rzuciła blondynka
marszcząc przy tym śmiesznie brwi- Zresztą chodź ze mną, a nie rób problemów-
zaśmiała się szybko chwytając dłoń przyjaciółki, jednak ta przytrzymała ją
uniemożliwiając jakikolwiek ruch- Ali!
- Kim obróć się bardzo powoli- szeptem, a zdziwiona Crawford
zrobiła to o co ją poproszono, jednak zaraz tego pożałowała. Kilka metrów przed
nimi stał wilk, wietrząc swoje zęby. Przerażona dziewczyna, przełknęła głośno ślinę,
a jej ciało odmówiło jakiegokolwiek posłuszeństwa. Odległość między nimi była
tak niewielka, że brązowooka spokojnie mogła dostrzec kolor oczu bestii, która
uporczywie wlepiała w nią swoje gały. Kim czuła się jak w potrzasku. Nie mogła
się ruszyć, mówić, choćby nawet drgnąć, a każda komórka jej ciała chciała
złamać te zasady i uciec jak najdalej z tond. Blondynka zdała sobie
sprawę, że od dzisiaj to nie ludzie czy zwierzęta będą jej największą
przeszkodą lecz ona sama. Będzie musiała się nauczyć łamać zasady, których do
tych czas przestrzegała, a najgorsza walka, którą będzie musiała podjąć będzie z jej rozumem i sercem, które za żadne grzechy nie chcą współpracować.
- Ali musimy uciekać- wyszeptała brązowooka nawet nie zdając
sobie sprawy, że takie słowa padły z jej ust- Jeżeli ten wilk nas nie pożre to
znajdziemy się w samym środku bitwy- dodała wskazując wręcz niezauważalnym
kiwnięciem głowy na zbliżając się grupę nastolatków, którzy jakiś czas temu
minęła ich przy jaskini. Wszyscy mieli przygotowane bronie, a ich twarze były niewyobrażalnie skupione. Zanosiło się bowiem na walkę, której żadna z drużyn
nie miała zamiar przegrać.
- Kim ty też to słyszysz?- spytała w pewnym momencie
niebiesko włosa, kiedy przeraźliwe syczenie stało się głośniejsze. Przerażone
niechętnie odwróciły się, a ich oczom ukazał się wielki owad, który z
niewiadomych okoliczności zjawił się tuż przed nimi
- Robal!!!- krzyknęły obie, kompletnie zapominając o
skutkach jakie może przynieś ich czyn. Rzucając bagaże na ziemie, nie zważając
na brązowego wilka, który aż skulił się od ich pisku, ruszyły biegiem przed
siebie, co chwile obracając się żeby sprawdzić, czy obleśna kreatura nie leci za
nimi. Nagle blondynka poczuła mocny ucisk w okolicach nadgarstka, po czym jej
ciało w magiczny sposób zostało przygwożdżone do pnia drzewa. Jej wzrok
momentalnie powędrował na oprawcę, którym okazał się być przystojny chłopak o
nieziemskich oczach i brązowej czuprynie. Dziewczyna była nim oczarowana i
przez kilka krótkich sekund zapomniała o otaczającej ją nieprzyjemnej
rzeczywistości, pozwalając sobie na kompletne zatracenie się w jego oczach,
które przypominały jej fabrykę czekolady. Crawford miała wielką ochotę poznać
go najlepiej jak się dało, w każdej sferze, na każdym polu. Jej rozum przegrał
walkę, a kontrole przejęło serce i wewnętrzna bogini dziewczyny, która aż
szczerzyła się radośnie. Na jej nieszczęście, zdrowy rozsądek szybko dał o
sobie znać jednocześnie przerywając ten uroczy moment.
- Puszczaj mnie!- warknęła brązowooka waląc pięściami w
umięśniony tors nieznajomego, który ledwo się zachwiał pod uderzeniami jej
malutkich piąstek. Usta blondynki wykrzywiły się w prostą linie, a w oczach aż
buzował ogień, kiedy jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć- Głuchy jesteś?!
Puszczaj mnie!!- krzyknęła ponawiając swój atak, jednak i tym razem, skończył
się on porażką
- Skończyłaś?- spytał aksamitnym głosem, spoglądając jej
głęboko w oczy. Kim ponownie zapomniała o całym świecie, kładąc ręce na torsie
szatyna uspakajając się na kilka sekund- No to idziemy!- oznajmił i zanim ta
zdążyła cokolwiek powiedzieć, chłopak przerzucić ją przez swoje ramią i ruszył
w nieznanym jej kierunku.
- Puszczaj mnie!!!- wydarła się ponownie blondynka, kiedy
zdała sobie sprawę co się stało. Nie mogła uwierzy, że chłopak którego nawet
nie zna imienia tak na nią działa. Przecież ona nigdy w życiu nie była tak
uległa! Zawsze najpierw myślała, a dopiero potem robiła, a teraz?! Wystarczy,
że on nią spojrzy, dotknie, a cały jej rozum „ wyjeżdża na wakacje”.
- Ciebie też te dupki nie chcą puścić- pisnęła Ali,
wystarczająco głośno żeby cała reszto mogła spokojnie usłyszeć jej słowa. Stone
również została zmuszona do jakże nie wygodniej podróży na plecach jednego z
chłopaków, a buzująca w niej złość powoli wydostawała się na powierzchnie.
- Dupki?- zaśmiał się pewien brunet, delikatnie podrzucając
dziewczyną.
- Mogłabym podać innym epitet, ale zrobiło by się niemiło-
warknęła Alice starając się nie zważając na ucisk w żołądku spowodowany,
obijaniem się o umięśnione ramie chłopaka. Spojrzała na Kim, która zawzięcie o
czymś myślała. Nagle wyraz jej twarzy diametralnie się zmienił ukazując
przebiegły uśmiech. Brązowooka poruszyła bezgłośnie ustami i szybko mrugnęła.
- Puść mnie!!- pisnęła, a wypowiedziane słowa zabrzmiały jak
błaganie- Zaraz zwymiotuje- dodała ciszej, zakrywając dłonią usta. Nagle jej
wcześniejsze znaki stały się zupełnie jasne, więc niebiesko włosa ochoczo
przyłączyła się do planu przyjaciółki- Niedobrze mi!!- krzyknęła ponownie
blondynka i mimo mocnego uścisku szatyna, zaczęła się wiercić.
- Mówiłam ci żeby nie mieszać frytek z cukierkami- mruknęła
Stone- Boże, puść ją zanim na ciebie zwymiotuje- powiedziała ostrzegawczo, a
brązowooki spojrzał przenikliwie na nią. Delikatnie uniósł Crawford po czym
postawił na ziemi i przytrzymał kiedy ta delikatnie się zachwiała- Możesz postawić
mnie na ziemi? Chciałabym jej pomóc- poprosiła przejeżdżając wskazującym palcem
po plecach chłopaka który ją niósł. Brunet bardzo niechętnie, ale spełnił jej prośbę, a Stone w
sekundzie znalazła się obok przyjaciółki i chwytając jej rękę oddaliła się kilka kroków w prawo.
- Na 3 biegniemy- wyszeptała Kimberly opierając się o drzewo
i biorąc głęboki wdech- 1,2…
- Moglibyście się tak nie gapić to dość niekomfortowe i
bardzo wścibskie z waszej strony- zrugała grupę chłopaków Alice miażdżąc ich
wzrokiem. Jako odpowiedź usłyszała tylko ciche prychnięcie, ale wszyscy
grzecznie spełnili jej prośbę.
- 3- szepnęła brązowooka po czym obie szybkim tempem ruszyły
przed siebie, starając się nie zwracać uwagi na ból spowodowanym kolczastymi
krzewami, które potargały spodnie i zaczęły kaleczyć nogi. Blondynka wiedziała,
że chłopcy depczą im po piętach i rozpaczliwie szukała jakiejkolwiek skrytki. Zdawała
sobie sprawę, że obie są na przegranej pozycji, przewidując, że jej przeciwnicy
pewnie znają to miejsce jak własną kieszeń.. nie wspominając już o tym, że są
wysportowani i mają bronie.
- Cholera- pisnęła w pewnym momencie Ali wyrywając
dziewczynę ze swoich rozmyśleń i ruchem ręki wskazując druga grupkę ludzi- Nie
no my to mamy szczęście! Poprostu z deszczu pod rynnę !- warknęła, w czasie
kiedy Crawford starała się znaleźć jakikolwiek wyjście z tej sytuacji. Nie może
iść w przód, a o tyle najlepiej po prostu zapomnieć. Po lewej jest małe
jezioro, a po prawej gęsty las, przez który przeprawa jest chyba najgorszym
pomysłem na świecie- Po prostu super !! Trzeba było zostać w domu, a nie dać
się targać na imprezę, żeby Mike mógł
mnie pocałować ! Po co ci to było Ali?!- mówiła sama do siebie nerwowo
spoglądając to przed siebie to za siebie- Głupie jezioro !- wrzasnęła w końcu,
a na twarzy blondynki momentalnie pojawił się wielki uśmiech.
-Ali jesteś genialna!- pisnęła po czym chwytając jej rękę
wciągnęła przyjaciółkę, do brudnej i zimnej wody, która momentalnie sprowadziła
ją na ziemie. Na ich szczęście zbiornik wodny okazał się dość płytki i kiedy
stanęły mniej więcej na środku woda sięgała im zaledwie do biustu- Nurkuj!-
szepnęła po czym zanurzyła się ciągnąc ciemnooką za sobą.
- Kim- krzyknęła, jednak jej głos został stłumiony przez
wodę, która niespodziewanie wlała się do jej buzi- Fu, fu, fu, fu!!!!- darła
się momentalnie wynurzając głowę nad tafle wody- Kim tu ryby sikają, a ja mam
teraz pełno tej wody w buzi! Przecież to jest jak wielka toaleta- mamrotała
pocierając język rękami. Mimo, że sytuacja na to nie przystawała blondynka wybuchła
głośnym śmiechem. Jeszcze nie słyszała lepszego komentarza na taki temat.
- Wyjdźcie z wody!- krzyknął szatyn spokojnie opierając się
o drzewo. Kimberley niechętnie popatrzyła w tamtą stronę zdając sobie sprawę,
że jej „genialny” plan nie okazał się taki genialny jak jej się wydawało. Obie
były bowiem uwięzione w jeziorze, a na brzegu stały obie grupy nastolatków i
dokładnie obserwowały każdy ich ruch.
- Jeżeli wyjdziemy z wody, wy ponownie przerzucicie nas
przez ramie i zaniesiecie gdziekolwiek będziecie chcieli- rzuciła krzyżując ręce
na piersiach.
- Tak, bo w przeciwieństwie do ciebie nie jestem idiotą- oznajmił
marszcząc przy tym brwi. Nie rozumiał jak taka mała, krucha osóbka może mieć
tyle odwagi i siły, żeby postawiać się osobą z którymi ładnie mówiąc nie ma
szans. Blondynka przekrzywiła głowę i obdarowała go lodowatym spojrzeniem mimo
tego, że w środku, aż płonęła na sam jego widok.
- W tym momencie wszyscy zachowujecie się jak idioci-
powiedział starszy mężczyzna- Jak to w ogóle możliwe, że one wam uciekły ?!- warknął
- Jak się ma słabą drużynę to tak jest!- prychnął z
wyższością w głosie drugi. Kimberly nienawidziła takich ludzi. Wytykają innym
każdy błąd, a sami uważają się za królów świata.
- Nie żebym ich broniła, ale pańska.. drużyna wcale nie jest
lepsza zważając na to, że mijaliście nas chyba z dwa razy więc popracowałabym
nad spostrzegawczością- rzuciła Crawford zadowolona z siebie. Jednak prawdziwa
satysfakcje uzyskała, kiedy panom opadły szczęki- No co? ! Mówię prawdę!-
zaśmiała się brązowooka i przybiła piątkę z Alice
- Ha! I kto tu ma drużynę ciołków?!- pisnął czarnowłosy
mężczyzna skacząc ze szczęścia jak małe dziecko- Ale to i tak nie zmienia
faktu, że one wam uciekły- dodał od razu, a jego głos wrócił do normalnej,
srogiej barwy.
- Wie pan to jest coś czego faceci nigdy nie zrozumią i się
temu nie oprą!- rzuciła uśmiechnięta niebiesko włosa, jednak kiedy zobaczyła,
że żaden z nich nie pojmuje o co jej chodzi postanowiła kontynuować- Chodzi mi
o kobieca niewinność i seksapil- wyjaśniła- Czyżby prawda zabolała?!
- Po pierwsze to co mówisz jest niepoprawne i niedorzeczne- zaczął spokojnie jeden z chłopaków, po tym jak udało mu się wyrwać z
szoku, które wywołały w nim jak i w reszcie słowa obu dziewczyn.
- Naprawdę?!- warknęła Crawford- Ale uprowadzenie ludzi już
takie nie jest?!- krzyknęła mówiąc to co tak naprawdę myślała.
- Nikt was jeszcze nie uprowadził, a teraz wychodźcie z
wody- rozkazał szatyn, kiedy reszta grupy starała się przetworzyć wypowiedziane przez blondynkę słowa, które
naprawdę wymagały sporo odwagi.
- Nie!- powiedziała pewnie. Jej głos nawet nie drgnął,
chociaż zimna woda opatulająca jej ciało stawała się naprawdę uciążliwa.
Crawford zdała sobie sprawę, że stoi nad przepaścią i najprawdopodobniej już i
tak zaryzykowała za dużo, żeby się w tym momencie wycofać. Jednocześnie
podobała jej się ta gra, która toczyła się pomiędzy nią a nieziemsko
przystojnym szatynem. Jej wewnętrzna bogini tańczyła taniec siedmiu węzłów. To
wszystko było takie… nowe. Nie wiedziała skąd bierze się ta całe jej pewność
siebie, jednak szybko stwierdziła, że jest to spowodowane adrenaliną, która
cały czas buzuje w jej żyłach, powodując przyjemne uczucie odwagi.
- Jaki masz plan? Co?- spytał pewnie ruszając w stronę
brzegu i szybko wchodząc do wody- Masz zamiar tkwić w tej wodzie, aż umrzesz z
zimna?!- warknął stając naprzeciwko jej, więc Kim momentalnie zrobiła krok w
tył, wiedząc, że jego bliskość wprawia ją w dziwne uczucia, których ta nie umie
okiełznać.
- Poczekam, aż sobie pójdziecie i wtedy spokojnie sobie
poradzę- powiedziała, czując jak jej pewność siebie chowa się pod stolikiem-
Cholera!- przeklęła w myślach wiedząc, że znowu mięknie. Znowu poczuła to przyjemne
przyciąganie, które powodowała bliskość szatyna.
- Cóż, jednak będę musiał pokrzyżować te plany- mruknął i
jednym szybkim ruchem sprawił, że brązowooka ponownie wisiała na jego ramieniu.
Crawford zaczęła się wiercić i za wszelką cenę próbowała wyswobodzić się z
uścisku chłopaka, jednak w końcu się poddała zdając sobie sprawę, że nie ma z
nim szans.
- Jeszcze się zemszczę- wymamrotała wtulając się w jego
ramie, dzięki czemu było jej od razu wygodniej. Nieznajomy zaśmiał się tylko na
te słowa i ruszył w stronę reszty, która zadowolona z siebie uśmiechała się do
dziewczyn.
- Ciebie też ma ktoś wziąć na ręce, czy pójdziesz sama?-
spytał brunet, który wcześniej niósł Ali.
- Nie dziękuję! Jesteś niewygodny. Poradzę sobie- oznajmiła
i ruszyła za resztą, która spokojnie szła w nieznanym jej kierunku.
****
- Dlaczego ona może sobie spokojnie iść, a ja muszę być
niesiona?!- zbulwersowała się blondynka po niecałej półgodzinnej podróży. Nie
żeby przeszkadzał jej taki obrót sytuacji, gdyż w ramionach przystojnego
szatyna czuła się wspaniale, ale nie podobało jej się to, że niektórzy
szeptali coś pomiędzy sobą i to na dodatek o niej.
- Bo ona jest grzeczna, a ty nie- zrugał ją jeden z
chłopaków- A co przeszkadza ci to, że on cie niesie?- spytał unosząc jedną brew
- Nie!- zaprotestowała od razu- To znaczy nie, ale
wolałabym, żeby moje buty dotykały ziemi- rzuciła chcąc naprawić jakoś swoją
sytuacje.
- To nie będzie problemem- odezwał się brązowooki, który
dotychczas siedział cicho i szybko zsunął granatowe trampki ze stup Crawford
- Nie o to mi chodziło!- krzyknęła od razu, kiedy reszta
zaczęła się śmiać
****
- Jesteśmy na miejscu- oznajmił kiedy przed nimi pojawił się
wilki ośrodek ulokowany na skraju lasu. Budynek był nienormalnie wielkich
rozmiarów, jednak mimo to był urządzony w eleganckim i nowoczesnym stylu.
- No nareszcie ! Stopy mi odpadają!- pisnęła Alice szybko
wchodząc do środka. Na zewnątrz było już strasznie ciemno, ale latarnie
oświetlające ścieszkę prowadzącą do frontowych drzwi oświetlały to jakże
mroczne miejsce, powodując przyjemny klimat. Szatyn szybko ruszył w ślady
niebiesko włosej i po chwili wszyscy znajdowali się w jakiejś sali
przypominającej salon.
- Gdzie wyście tyle byli!?- nagle w pomieszczeniu rozległ
się dźwięk dobrze znanego Kimberly głosu, a po chwili mogła go już zobaczyć.
Nieskazitelnie czyste, puszyste włosy, mimo złości uśmiech malujący się na
twarzy i nienaganne ubrania. Mimo tylu lat Nate jak zawsze prezentował się
olśniewająco.
- Nate!!!!- pisnęła szczęśliwa blondynka i w mgnieniu oka
wyrwała się z uścisku brązowookiego. Mocno przytuliła brata, które ze
zdziwienia, aż zesztywniał, a pozostali przyglądali się temu z nie małym
zaciekawieniem- Nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłam!- dodała cicho. Blondyn
powoli ją od siebie odsunął i zlustrował wzrokiem. Nie miał bowiem zielonego
pojęcia kim jest ta krucha istotka i mimo, że kogoś mu przypominała, za żadne skarby nie mógł sobie przypomnieć kogo.
- Kim jesteś?- spytał marszcząc brwi
- Serio?!- oburzyła się nastolatka- Serio mnie nie pamiętasz
matole?!- warknęła urażona, jednak już dosłownie kilka sekund później ponownie
znajdowała się w jego objęciach.
- Jezu Kim, ale wyrosłaś!- krzyknął uradowany mocno tuląc ją
do swojego torsu – Boże mała jak ja za tobą tęskniłem! Za tym twoim
niewyparzonym językiem! Opowiadaj co słychać u rodziców, u małego?- wypytywał
nawet na chwile jej nie puszczając
- Chyba dobrze- zaśmiała się z jego reakcji- Są cali i
zdrowi, no i szczęśliwi, tylko tęsknią za tobą- oznajmiła nareszcie stając na
własnych nogach.
- Tak w ogóle to co ty tu robisz i czemu Jack niósł cie na
plecach?- zapytał przenikliwie lustrując szatyna wzrokiem.
- A więc ma na imię Jack- szepnęła w myślach Crawford,
uśmiechając się do samej siebie
- A no wiesz…. Wylosowali mnie i wszystko było by okej, ale
jakże prze kochany kierowca okazał się być pieprzonym zboczeńcem i ponieważ nie
zgodziłyśmy się na sex to zostawił nas na jakimś odludziu, przez co musiałyśmy
sobie radzić same. Wszystko było super, po czym spotkałyśmy tych przeuroczych
panów, którzy nas tutaj eskortowali- rzuciła wkładając w ostatnie zdanie pełno
sarkazmu
- Jak to cie wylosowali !?- warknął zaciskając ręce w pięści
- Wiesz to dość proste. .. wkładasz rękę do wielkiej kulki
po czym wyciągasz jedna karteczkę i odczytujesz jej zawartość. Nic trudnego.
Spokojnie dałbyś radę to zrobić- odpowiedziała starając się rozluźnić
atmosferę. Nie rozumiała o co tyle krzyku! W końcu on sam tu jest i ona jakoś
nie robi mu awantury z tego powodu.
- Bardzo śmieszne Kim- prychnął- A mogę wiedzieć dlaczego
masz podarte spodnie, zakrwawione nogi, a na dodatek jesteś cała mokra?-
powiedział wściekły dotykając jej mokrych włosów.
- Bo stawiałam opór i uciekałam- powiedziała jakby to było
takie oczywiste- Chyba nie myślisz, że tak po prostu dałam się przerzucić przez
ramie i nieść gdzie tylko im dusza zapragnie- mruknęła wydymając usta.
- Czyś ty zwariowała?! – wrzasnął- Doskonale wiesz co tu się
dzieje i że ci ludzie są od ciebie dużo silniejsi! Jednym ruchem mogli by cie
zabić, ale mimo to ty postanowiłaś ryzykować własne bezpieczeństwo i bawić się
z nimi w kotka i myszkę!!!- wydarł się kompletnie jej nie rozumiejąc. Jeszcze
kilka lat temu Kim była małą, słodką dziewczyną, którą bała się nawet kupić lody
w budce od osoby której nie znała, a teraz?!
- Po pierwsze nie jestem już tym małym dzieckiem, które
musisz ciągle chronić bo jak widzisz przetrwałam te trzy lata kiedy ciebie nie
było- krzyknęła podnosząc głos- Żyję. Oddycham.
Stoję tu przed tobą. Umiem o siebie zadbać i dla twojej informacji wcale
nie jestem taka bezbronna jak ci się wydaje- warknęła- A teraz łaskawie pokaż
mi, gdzie jest mój pokój bo chciałabym się przebrać- dodała trzęsąc się z zimna
- Jack zaprowadź ją do jej pokoju- poprosił czarnowłosy
mężczyzna, który gdzieś zniknął podczas przeprawy przez las- Tu masz swoje
torby- powiedział wskazując brudne od błota walizki
- Dziękuje- rzuciła Crawford chwytając jedną, gdyż resztę
wziął szatyn i powoli ruszyła za nim. Tak bardzo chciała z nim porozmawiać,
poznać go lepiej ,ponownie znaleźć się w jego ramionach.
- Jesteśmy na miejscu- oznajmił zatrzymując się przed
kasztanowymi drzwiami. Powoli otworzył pomieszczenie i odłożył walizki po czym
ruszył ku wyjściu.
- Dzięki- szepnęła jednocześnie go zatrzymując- Za pomoc
teraz i w lesie… I przepraszam, że cie uderzyłam- wymamrotała
- Nie ma za co- odpowiedział zdziwiony słowami blondynki.
Wydawała mu się taka uparta, a teraz pokazała inną swoją stronę. Mimo, że
robiła ona na nim nie małe wrażenie, chłopak chciał jak najszybciej znaleźć się
w swoim pokoju. Przy niej coś się w nim zmieniało. Nie wiedziała czy jest to
dobre, czy złe, ale na razie nie potrafił nad tym myśleć. Jedyne co chodziło mu
po głowie to ona.. ona i ten jej kochany niewyparzony język.
- Jestem Kim- przedstawiła się starając zachęcić go do
rozmowy. Nie chciała, żeby odchodził
- Jack- rzucił przeczesując włosy- Muszę już iść- dodał i
szybko opuścił pokój zostawiając zdziwioną Kimberly samą.
No i mamy drugi rozdział !
I szczerze to chyba nigdy w życiu dłuższego nie napisałam :-)
Mam nadzieję, że sposób w jaki jest napisany nie jest najgorszy
Kocham was
Emi <3