niedziela, 29 czerwca 2014

Chapter 20 { Without you i'm nothing }



Niebiesko-włosa pośpiesznie wrzucała najbardziej potrzebne ubrania i przedmioty do dwóch ciemnych plecaków. Była bardzo skupiona, starając się zmieścić jak najwięcej do małych toreb. Wiedziała, że nie mogły być za ciężkie, a jednocześnie musiały posiadać wszystko co było im potrzebne do przetrwania. . .
Dziewczyna była zdenerwowana, a głośno tykający zegar uparcie przypominał jej o szybko uciekającym czasie. Wszystko miało się dzisiaj zmienić. Ich życie miała stać się lepsze, wolne od śmierci i broni. Miało stać się szczęśliwe.
- Ali! - głośny krzyk Christiana obił się o jej uszy, a następnie dźwięk pięści obijających się o drewniane drzwi zagłuszył tykanie zegara. Ciemnooka znieruchomiała, energicznie spoglądając w stronę wejścia do pokoju. Wiedziała, że chłopak nie będzie długo czekać, zanim bez pozwolenia wtargnie do pokoju, dlatego pośpiesznie zakopała plecaki pod kołdrą i poduszkami w nadziei, że ten ich nie zauważy.
- Otwarte - powiedziała, poprawiając włosy. Brunet z hukiem wpadł do pomieszczenia, w mgnieniu oka przyciskając jej drobne ciało do swojego torsu. Wplótł prawą dłoń w jej włosy, jakby chciał upewnić się, że Stone mu nie ucieknie.
- Maleńka - szepnął, całując jej czoło -  Nie pozwolę... Już nigdy nie pozwolę cię skrzywdzić - zaklinał, delikatnie nią kołysząc. Spojrzał w jej oczy, które zapełniły się łzami, kiedy nieprzyjemne zdarzenie przebiegło po jej umyśle.
- Skąd ty... - wymamrotała, a jej dolna warga zaczęła drżeć.
Usta Christiana opadła na jej, nie dając jej dokończyć zdania. Jego ręce uplotły jej talie, a język utorował sobie drogę do jej wnętrza. Smakował ją, pieszcząc jej podniebienie długimi, namiętnymi liźnięciami. Ta pisnęła cicho, by następnie wskoczyć mu w ramiona i opleść nogami jego pas. Potrzebowała tego. Potrzebowała zapomnieć o wszystkim co się stało. O gwałcie. O Nate'cie, który tak strasznie ją skrzywdził.
- Tak - jęknęła, kiedy oboje opadli na łóżko. Zapomniała o wszystkim, kiedy intymne części ich ciała otarły się o siebie. Nigdy nie była łatwa, jednak on miał coś w sobie, że nie umiała się mu oprzeć. Był taki...
Ich usta ponownie się spotkały. Chłopak ugryzł, nie przygryzł jej dolną wargę, by następnie delikatnie ją possać. Niebiesko-włosa jęknęła, ściskając jego pośladki. Działa na oślep. Sięgnęła po jego koszulkę i szybko ściągnęła ją, by móc bez przeszkód muskać jego nieziemski tors. Czuła na biodrze jego pożądanie. Chciał jej. Tak bardzo chciał.
- Poczekaj - szepnął, odgarniając kosmyk włosów za jej ucho - Ali nie chce cię przelecieć jak byle jaką laskę... Poczekajmy  z tym...Mamy czas- wydyszał, nie dając jej szansy by zaprzeczyła. Przetoczył się na plecy, chcąc przytulić ją do siebie, jednak natrafił na szpiczasty przedmiot, który wbił się w jego plecy - Co do...- warknął, sięgając ręką pod kołdrę.
- Nie- pisnęła, odpychając go od siebie. Nie mogła dopuścić by znalazł plecaki, by dowiedział się o ich planie, by naraził jej przyjaciół na niebezpieczeństwo-Będzie lepiej jak już pójdziesz- dodała, wstając na nogi.
- Ali - zaczął, łapiąc ją delikatnie za ramiona - Co jest pod kołdrą?- spytał, spoglądając na białą pierzynę. Ona jednak milczała- Co. Jest. Pod. Kołdrą. - powtórzył, jednak kiedy oczy ciemnookiej się zamknęły sam sięgnął po odpowiedzi.
- Nie!- krzyknęła, jednak było już za późno. Christian spojrzał na pełne torby, zdziwiony ściągając brwi w jedną. Powoli nachylił się, biorąc do rękę nieduży nóż. Obrócił go między palcami, spoglądając na Stone, która dokładnie obserwowała każdy jego ruch.
- Po co ci to? - zrobił krok do przodu, przewracając plecak, z którego wysypały się ubrania, latarki, jedzenie...
- To nie twoja sprawa Christian - warknęła niebiesko-włosa, gniewnie mrużąc oczy. Popełniła błąd ulegając pod naciskiem jego miękkich ust i dłoni. Nie mogła spieprzyć wszystkiego. Nie teraz, kiedy byli tak blisko.
- Alison - jego szczęka zacisnęła się. Mężczyzna już dawno zdał sobie sprawę, że dziewczyna należy do osób upartych, o specyficznym, trudnym charakterze, jednak nie wyobrażał sobie by ich związek był oparty na kłamstwie. Przynajmniej związek, którego on chciał - Odpowiedz na moje pytanie - poprosił, nie chcąc podnosić głosu.
- Nie! - zaprotestowała, tupiąc nogą o ziemię jak mała dziewczynka.
Brunet wywrócił oczyma, powoli grzebiąc w kupce przedmiotów. Jego palce przebiegły po małej, podręcznej broni, ciepłych kocach, drogiej bieliźnie...
- Planujesz coś? - uśmiechnął się zadziornie, podnosząc czerwone figi, by ta mogła je dokładnie dostrzec. Jej policzki mimowolnie się zaróżowiły.
- Oddawaj - pisnęła, rzucając się na niego. Wyciągnęła rękę do góry, starając się dosięgnąć koronkowej bielizny, jednak mężczyzna był za wysoki. Po chwili jego lewa ręka owinęła się wokół jej ciała, przyciągając ją do siebie. Ich usta otarły się, przesyłając rozkoszny prąd wzdłuż pleców - Oddasz mi moją własność? - spytała, ściskając jego pośladek.
- To zależy - wymruczał, obrysowując językiem jej dolną wargę - Odpowiedz na pytanie, a te seksowne majteczki są twoje - powiedział, wsadzając je do kieszeni spodni.
- W takim razie zatrzymaj je - rzuciła, spuszczając wzrok. Odsunęła się od niego, obracając w stronę okna. 
Dalej Jack! Gdzie jesteś?

****

Blondynka potarła ramiona chcąc, choć troszkę ogrzać zmarznięte ciało. Jej plecy były obolałe od nocy spędzonej na zimnej, betonowej posadzce, a oczy były podrażnione od ciężkiego powietrza. Na ścianach, które ją otaczały widniały ślady krwi, a w niektórych miejscach można było dostrzec wyryte imiona czy przezwiska. Jeden napis wyróżniał się, odstawał od innych.

"Ostatnia piekielna przystań przed niebem"

Kimberly zagryzła dolną wargę, spoglądając przez grube, metalowe kraty. Była zmęczona, a jej powieki mimowolnie zaczęły się zamykać... Sen był tak kuszącym rozwiązaniem. Ciemność ogarnęłaby ją, a te męczarnie skończyłyby się na zawsze. Gdyby miała szczęście może już nigdy by się nie obudziła. To byłby koniec tortur, koniec tej gry, w której została zmuszona brać udział od dnia kiedy została wylosowana. Od kiedy jej imię zostało wyczytane na tym cholernym koncercie, jej życie zmieniło się na zawsze - straciło, a za równo zyskało kolory.
- Nie - zaprzeczyła, kręcąc głową. Nie mogła tak myśleć. Prawda - straciła naprawdę wiele, jednak zyskała to co było w życiu najważniejsze - szczerą, wieczną miłość.  Zyskała Jack'a Brewer'a. Chłopaka, który skrywa swoje prawdziwe " ja " pod maską zimnego drania i tylko nielicznym pozwala dostrzec tą czułą, wyjątkową część siebie. Tą którą Crawford tak bardzo pokochała.

****

- Ali?- usta Christiana musnęły jej ucho, a umięśniony tors naparł na plecy - Kurwa wiedziałem, że jesteś pokręcona, ale teraz chyba oszalałaś - warknął, wciskając w jej drobną dłoń kartkę papieru.
- Jak... - wymamrotała, spoglądając na naszkicowany plan ośrodka wraz z dokładną trasą ucieczki - Christian to nie tak - szepnęła, odwracając się do niego przodem - Wysłuchaj mnie.
- Chcesz uciec?- zapytał, spoglądając w jej ciemne tęczówki, dokładnie oświetlone przez promienie słońca. Ta pomachała tylko twierdząco głową. Nie mogła kłamać. Brunet wiedziałby o tym, a w najgorszym wypadku od razu udał się do głównego zarządcy. Do tego nie mogła dopuścić! - Dlaczego maleńka? Po jaką cholerę?
- Nie krzycz - poprosiła
- Czy to przez to co się stało? Przez tego...- zacisnął zęby, chcąc uniknąć wypowiedzenia o kilka słów za dużo.
- Też... To wszystko nie pasuje do mnie... Do nas... - westchnęła - Ja po prostu chce żyć. Chce znaleźć osobę, która mnie pokocha, z którą będę mogła żyć długo i szczęśliwie - dodała - Wiesz co zrobili Kim i to całkowicie be żadnego dowodu jej winy... Nie mogę... Nie chce, żeby to się powtórzyło... Nie pozwolę!- powiedziała stanowczo, teatralnie wymachując ręką.
- Nie chce cię tracić - wyznał, dotykając jej policzka - Dopiero coś się między nami zaczęło...
- Możesz iść z nami!- pisnęła, owijając ręce wokół jego bioder - Też nie chce cię stracić... Tam będziemy bezpieczni. Tam będziemy mogli być razem - dodała cichutko, muskając jego ciepłe wargi.
- Ali to szalone - stwierdził, całując jej czoło - Ale nie pozwolę Ci iść same - Nie chciał też pozwolić by musiała spędzać czas z Nate'm. Kochał ją i mimo, że nigdy nie myślał o ucieczce, teraz był gotowy zrobić dla niej wszystko... Dosłownie wszystko.
- Cieszę się- szepnęła, wtulając głowę w jego klatkę piersiową - Christian czy wszyscy wiedzą o... o gwałcie?- zapytała, spoglądając w jego oczy.
- Nie... To znaczy opiekunowie wiedzą. Inaczej nikt by cię nie szukał - westchnął niepewnie - Był urywek filmu... Zniszczyliśmy go zanim ktokolwiek z uczestników mógł go zobaczyć - otarł łzę, która spłynęła po jej policzku - Ali, spójrz na mnie. To nie ma znaczenia! To nie ma znaczenia!
- Jestem brudna...
- Jesteś piękna. Jesteś... - zaczął, zmuszając ją do spojrzenia w jego oczy - Kocham Cię.
- Ja też Cię kocham- wyznała, zbyt poruszona całą sytuacją by przemyśleć słowa, które wypowiedziały jej usta. Słowa, które nie do końca mówiły prawdę.
- Ali?!- warkot Nate'a dobiegł do niej po chwili, a jego postura zagrodziła wejście do pokoju - Chciałabyś nam o czymś powiedzieć?

****

- Kurwa, Alison umawialiśmy się - żadnych niespodzianek- krzyknął Jack, wsuwając pistolet za pasek spodni. Noc powoli się zbliżała, a szatyn był coraz bardziej podenerwowany. Każda godzina opóźnienia mogła zaważyć na życiu Kim. Jego małej, kruchej istotki za którą był gotowy zginąć.
- On jest po naszej stronie! - zapewniła, zarzucając plecak na plecy - Zaufajcie mi! - dodała, jednak grymas na twarzy Crawford'a nie zwiastował niczego dobrego, dlatego postanowiła użyć tajnej broni. Musiała być pewna, że będą zgodną drużyną - To klucz do celi Kim. Christian powiedział, że postara się wyłączyć kamery na ten czas - wyciągnęła srebrny kluczyk z kieszeni jeansów i uśmiechnęła się delikatnie- Jest po naszej stronie.
- Obyś miała racje.

****

Zimne powietrze owiało pomieszczenie, powodując ciarki na skórze Kimberly. Jej ciało zadrżało, kiedy odgłos szybkiego kroku owiał jej ucho. Strach momentalnie chwycił ją za gardło, kiedy każdy mięsień w jej ciele napiął się, szykując się do walki. Dziewczyna bała się, że właśnie nadszedł moment, kiedy całe jej życia stanie pod jednym, wielkim znakiem zapytania. A zakończenie raczej nie zwiastowało się szczęśliwie.
- Kim- cichy głos Jack'a, wybudził ją z transu. Każdy jej zmysł obudził się do życia, skupiając się na ledwo słyszalnych słowach, a właściwie słowie, które spowodowało, że jej serce podeszło do gardła. Cały świat stanął, kiedy umięśniona sylwetka chłopaka, wyłoniła się z ciemności, a promień światła, wpadający przez dziurę w drzwiach, oświetlił idealne rysy jego twarzy.
Jego brązowe oczy lśniły, dziko błądząc po pomieszczeniu. Mięśnie były napięte, a w prawej dłoni spoczywał nieduży pistolet, który nadawał mu wyższości i pomagał ukryć uczucia za maską obojętności.
Blondynka powoli podniosła się z ziemi, mrugając kilkukrotnie, chcąc upewnić się, że jej zmęczony umysł nie wpędza ją w pułapkę jej własnej wyobraźni.
-  Jack - wymamrotała, wyciągając do przodu rękę, nagle odczuwając niepohamowaną potrzebę by go dotknąć. By choć jej palce musnęły jego ciepłą skórę - Jack! - powtórzyła, jakby te słowa były modlitwą, zaklęciem, które miało zrównać to piekło na ziemi.
- Kim - Brewer uśmiechnął się delikatnie, ruszając w jej stronę. Na ślepo szukał małego kluczyka w tylnej kieszeni spodni, pragnąc jedynie wyciągnąć ją za kratek. Kiedy poczuł zimny metal na skórze, pośpiesznie sięgnął do zamka - Kimi - szepnął, chowając jej ciało w swoich ramionach. Ciepło bijące od niego zderzyło się z zimnem, które towarzyszyło jej przez całą noc - Maleńka - szatyn ucałował przelotnie jej czoło. Crawford nie potrzebowała nic więcej by nareszcie poczuć się bezpieczne. Miała wrażenie, że oboje są w niewidzialnej bańce, która odizolowała ich od całego świata.
- Nie mamy czasu - głos Christiana wydobył się z małej słuchawki w uchu Jack'a
- Musimy iść - oznajmił szybko, ujmując jej dłoń i ostrożnie, acz pośpiesznie opuszczając piwnice ośrodka. Jack rozglądał się co chwile, chcąc być pewny, że wszystko idzie zgodnie z ich planem. Porażka nie była możliwa, a on był gotowy zrobić wszystko by osiągnąć sukces - by Kimberly była bezpieczna.
- Jack co się dzieje? - spytała blondynka, starając się nadążyć za chłopakiem, który wydawał jej się bardzo zdenerwowany. Podejrzewała, że ma to związek z czynem którego właśnie dokonał, czynem który mógł kosztować go całą swoją " karierę " jako zabójcę, czynem który mógł go zabić. Kimberly czuła jak jej serce znacznie przyspiesza. Nie przemyślała tego. Szatyn właśnie uratował jej życie, jednak jakim kosztem? Zabiją go. Zabiją go przeze mnie! - Nie mogę! - zaprotestowała, puszczając jego dłoń z zamiarem powrotu do zimnej celi.
- Kim nie mamy czasu - szepnął, spoglądając na czarny zegarek - Kochanie musimy się pośpieszyć - dodał cicho, świadomy, że każda sekunda zguby naraża ich na niebezpieczeństwo.
- Nigdzie nie idę... Nie pozwolę cię skrzywdzić!- powiedziała stanowczo, hamując łzy, które pojawiły się w jej oczach - Jeżeli ktoś dowie się, że pomogłeś mi uciec oni... - nabrała powietrza, a jej ciało zadrżało na samą myśl o tym.
- Kimi nic mi nie będzie- zapewnił, ujmując jej dłonie w swoje - Nic nam nie będzie!- poprawił się, spoglądając w jej brązowe oczy, które często mówiły więcej o niej samej, niż ta by tego chciała - Uciekniemy stąd. Będziemy bezpieczni już zawsze. Musisz mi tylko zaufać - poprosił.
- Ufam - odparła, starając się ułożyć puzzle w jedną całość. Uciec? Chcą z tond uciec? Jak?
- Chodźmy - rzucił, szybko przemierzając korytarz. Jego kroki były ledwo słyszalne, a oddech wolny i umiarkowany - zupełnie niepasujący do tak ryzykownej sytuacji - Szybciej - pośpieszył, kiedy obydwoje dotarli do frontowych drzwi, by już po chwili znaleźć się na zewnątrz.
Zimne powietrze uderzyło w ciało Crawford, a oczy zakryły się mgłą. Biegła na oślep, słuchając jedynie cichego głosu ukochanego, który nadawał jej siły i wiary.
- Ogrodzenie znajduje się kilka minut na wschód od drogi. Będziemy mieli 30 sekund by je przejść zanim prąd wróci - stanowczy głos, dochodzi do niej po chwili. Zdezorientowana otwiera oczy, prawie potykając się o własne nogi. Christian, Ali, Nate.... Wszyscy są tutaj. Biegną obok niej, co jakiś czas obracając się za siebie. Ich twarze pokryte są potem, a ręce brudne, wręcz czarne od nieznanej jej mazi. Dociera do niej, że Jack nie miał namyśli tylko ich dwoje. Miał na myśli wszystkie osoby, które ta kocha.
Nagle wokół robi się zamieszanie, a głucha cisza znika. Słychać krzyki, szumy i trzaski. W oddali pojawia się znajome światło latarń u wejścia ośrodka, które może zwiastować tylko jedno - Już wiedzą.
- Szybko! - rozkazał Christian, przyśpieszając bieg - Już niedaleko!
Kimberly przygryzła dolną wargę, mimo zmęczenia szybko wykonując polecenia. Mimo hałasów, jej zmysły działały wręcz perfekcyjnie. Odgłos przeładowywanego pistoletu ogłuszył ją na kilka sekund. Dziewczyna potrząsnęła energicznie głową, skręcając za resztą w lewo.
Pierwsza kula trafiła w drzewo za jej plecami, a druga przeleciała ze świstem obok niej, tak blisko, że czuła wibrowanie powietrza na jej torze. Miała ochotę krzyczeć do Jack'a, żeby przyspieszyli jednak serce tak jej waliło, że nie mogła z siebie wydobyć słowa. Zdała sobie jednak sprawę, że jej głos zginąłby we wściekłym wyciu wiatru i wie, że już szybciej biec się nie da.
Las po obu stronach, zlewa się w ciemnozieloną, wręcz czarną bezbarwną masę, przez co wydaje się jeszcze bardziej obcy i przerażający niż zawsze.
- W imieniu rządu Stanów Zjednoczonych Ameryki rozkazujemy wam zatrzymać się i poddać!- rozbrzmiewa głos z megafonu.
Wreszcie w mroku wyłania się wielkie ogrodzenie, oświetlone przez niewielkie latarnie rozstawione co kilka metrów. Przypomina wielką pułapkę, przeszkodę nie do pokonania, a jednocześnie jest ostatnim krokiem do wolności.
- Kim posłuchaj mnie - krzyknął Jack, przystając - Kiedy każę ci ruszyć, ruszysz. Kiedy każę ci skoczyć, skoczysz. Dasz radę przedostać się przez ogrodzenie, ale nie będziesz mieć dużo czasu. Musisz się wspiąć, tak szybko jak możesz, a potem uciekaj, okej?
Całe jej ciało przeszyła lodowata fala, kiedy usłyszała desperacje i przerażenie w jego głosie.
- Ja? A co z tobą?- pisnęła, zdezorientowana.
- Będę zaraz za tobą - powiedział, a kąciki jego ust delikatnie się podniosły.
- Jack... - lodowate palce zacisnęły się na jej żołądku. Na jego twarzy migotał uśmiech, jakby już byli bezpieczni, jakby pochylał się, by odgarnąć włosy z jej czoła lub pocałować w policzek.
- Obiecuje, że będę tuż za tobą - jego twarz stężała, kiedy krzyki opiekunów stały się głośniejsze - Ale musisz mi obiecać, że nie obejrzysz się za siebie. Ani na sekundę. Okej?- poprosił, delikatnie ujmując jej dłoń.
- Jack nie mogę...
- Przysięgnij, Kim- szepnął, a jego oczy zabłysły.
- Trzy... dwa...- odliczał Christian
- Dobrze- blondynka niemal zakrztusiła się tym słowem, kiedy łzy zamazały jej widok. Nie mamy szans. Nie mamy żadnych szans ! - Przysięgam
- Jeden! - strażnicy są już tak blisko, że brązowooka mogła dostrzec pojedyncze twarze: żółte zęby u jednego, kilkudniowy zarost u innego. Strach chwyta ją za gardło, jednak jakimś cudem znajduję siłę by wspiąć się na siatkę. Słyszy za plecami krzyki, ale wydają się one odległe, jakby dochodziły spod wody. Jedna z kul trafia prosto w jej prawe udo, jednak mimo to podciąga się centymetr po centymetrze.
- Szybciej Kim! Szybciej!- krzyki Jack'a upewniają ją, że jest zaraz za nią. Skupia całą uwagę na jego głosie - to jedyna rzecz, która każe jej iść dalej. Ostatkiem sił udaje jej się dostać się na szczyt ogrodzenia i przejść ponad pętlami drutu kolczastego, a potem przetoczyć się na drugą stronę i skoczyć kilka metrów w dół, uderzając zranioną nogą o twardą ziemie. Nie czuje jednak bólu. Nie czuje nic. Jeszcze kilka metrów i będzie bezpieczna. Wszyscy będą bezpieczni.
Czeka, aż Jack skoczy za nią. Nie słyszy, żeby skakał.
W panice wracają jej wszystkie siły. Zrywa się na nogi w momencie, kiedy ogrodzenia znów zaczyna huczeć, jednocześnie dając znak, że prąd wrócił.
Odwraca się.
Jack ciągle stoi po drugiej stronie za szalejącym murem dymu i drzew. Nie poruszył się nawet o centymetr, od kiedy stanęli pod siatką. Nawet nie próbował.
Jego podkoszulek jest czerwony. Dziewczyna przez chwile ma wrażenie, że to gra świateł, ale zaraz potem uświadamia sobie, że cały jest przesiąknięty krwią, która rozpływa się na piersi szatyna, niczym atrament w szklance z wodą. Armia opiekunów biegnie w jego stroną z wyciągniętą bronią. Łapią go ze wszystkich stron, jakby chcieli go rozerwać na strzępy. On jednak stoi blady i nieruchomy, a ona jest pewna, że w życiu nie widziała nic piękniejszego niż on.
Brewer spogląda na nią przez ścianę dymu, szczęśliwy, że osoba, którą kocha ponad wszystko jest bezpieczna. Nie odrywa od niej wzroku. Wie, że to koniec jednak nigdy nie wyobrażał sobie piękniejszej śmierci. Nigdy nawet nie myślał, że się zakocha, że pozna osobę, z którą będzie chciał spędzić całe swoje życie. Że znajdzie kogoś jak Kimberly Crawford.
- Biegnij- wyszeptał, a zaraz potem opiekunowie rzucają się na niego. Zostaje zalany przez ich wściekłe karabiny i ręce, jak zwierze otoczone przez sępy.
- Jack! - dziewczyna z trudem otworzyła usta, kiedy każda komórka w jej ciele przesłała niemiłosierny pól wzdłuż jej ciała. Ledwie poczuła kiedy czyjeś ręce oplotły jej talie, by następnie podnieść ją z ziemi - Kocham Cię! Pamiętaj! Tego nam nie odbiorą!- pisnęła, krztusząc się własnymi łzami. Uderzyła w ramią brata, chcąc wrócić do ukochanego i umrzeć razem z nim, jednak Nate nawet nie drgnął. Przyśpieszył kroku, przez co Jack stawał się coraz mniejszy, aż zniknął z pola widzenia blondynki - Tak bardzo Cię kocham...


Cóż kochani, tak kończy się pierwszy sezon opowiadania :)
Mam nadzieję, że nie zawiodłam was tym rozdziałem i że udało mi się odpowiedzieć na wszystkie nurtujące was pytania... 
Bardzo by mi zależało, żebyście szczerze powiedziały co podobało wam się w tym sezonie, co wam się nie podobało i czego oczekiwałybyście od drugiego sezonu. 
Mam już dla was jego zwiastun, a bohaterowie ukarzą się za niedługo :)



Rozdział jest dla każdej osóbki, która kiedykolwiek przeczytała chociaż jeden wpis na tym blogu! 
Życzę wam miłych wakacji :) 
Kocham was 
Emi<3

Obserwatorzy