Ludzie od wieków wierzą, że jedyną rzeczą potrzebną do
przetrwania jest nadzieja. Że mimo wszystkich krzywd i przeszkód, które postawi
na naszej drodze los, mając ją przy sobie, wierząc w nią uda nam się przetrwać
wszystko. Staniemy się niezniszczalnymi ludźmi, odpornymi na ból czy
cierpienie, które mimo, że może nas dopaść, odpłynie, gdyż my będziemy zbyt
silni by nas pokonać. I to była prawda.
To nadzieja nie raz uratowała rodziny przed rozpadem, związki przed zerwaniem,
czy przyjaciół przed głupotą ludzkiego umysłu. Jednak mimo wszystko istnieje
też druga ważna informacja, która jest zakodowana w umyśle człowieka. Między
życiem, a śmiercią istnieje mała, cienka linia, którą możemy przekroczyć nawet
o tym nie wiedząc. Dzieje się to właśnie wtedy kiedy tracimy wiarę w jutro, w
nasze szczęście. I co wtedy ? I tu właśnie pojawia się problem... Tą decyzje
możemy podjąć tylko i wyłącznie jeden raz!
***
Kimberly przymknęła oczy, a oddech stanął. Nie mogła
uwierzyć w słowa szatyna, które dotkliwie zraniły jej duszę, pozostawiając
wieczne rany na jej poranionym sercu, które przez pierwsze sekundy zatrzymała
się, przyswajając informacje. Dziewczyna poczuła jak ciężkie łzy zaczynają piec
jej oczy, po czym powoli spłynęły po jej bladych policzkach, które jeszcze zaledwie
kilka minut temu przybrały kolor różany.
- Nie kocha cię!- szepnęła triumfalnie jej podświadomość,
rozsiadając się w wielkim fotelu, skupiła się na malowaniu ust czerwoną szminką.
Blondynka chcąc czy nie chcąc poczuła się odtrącona przez osobę, którą kochała
ponad wszystko i mimo, że zdawała sobie sprawę, że szatyn nie ma obowiązku czuć
tego samego do niej, nie potrafiła się opanować. Nikt, nigdy w jej życiu
mocniej jej nie zranił, nie doprowadził do takiego rozchwiania, że sama zaczęła
się zastanawiać nas sensem swojego istnienia.
Czuła się jak balon, którym dziecko pobawi się przez chwilę,
czerpiąc z tego maksymalną radość, po czym bez skrupułów puści, pozwalając mu
samotnie szybować pomiędzy chmurami, aż w końcu pęknie.
- Najwidoczniej
wystarczył mu jeden pocałunek, żeby zdać sobie sprawę, że nie jesteś dla
niego, że woli NICKI- warknęła jej podświadomość, ponownie wtrącając się tam
gdzie ni powinna. To wystarczyło, żeby Crawford rozpłakała się jak małe
dziecko.
- Zapomnij o tym co powiedziałam- szepnęła, przeciskając słowa obok wielkiej guli, która powstała w jej gardle.
Wiedziała, że wpadła z tym uczucie jak śliwka w kompot i szansę, że da radę zapomnieć były wręcz minimalne, ale mimo wszystko musiała spróbować. Zapomnieć o nim, o jego cudownych brązowych oczach, o jego boskim zapachu i co najważniejsze o uczuciu, które się w niej narodziło kiedy jego usta spoczęły na jej, idealnie jej dopełniając- Zapomnij o mnie!- krzyknęła, wiedząc, że dla niej będzie to dużo trudniejsze niż dla niego. Nie czekając na nic, szybko odwróciła się na pięcie i z złamanym sercem, które boleśnie dawało o sobie znać i mokrymi policzkami czym prędzej ruszyła biegiem, chcąc uciec od tego wszystkiego, od niego i uczucia, które w niej wywołał.
Wiedziała, że wpadła z tym uczucie jak śliwka w kompot i szansę, że da radę zapomnieć były wręcz minimalne, ale mimo wszystko musiała spróbować. Zapomnieć o nim, o jego cudownych brązowych oczach, o jego boskim zapachu i co najważniejsze o uczuciu, które się w niej narodziło kiedy jego usta spoczęły na jej, idealnie jej dopełniając- Zapomnij o mnie!- krzyknęła, wiedząc, że dla niej będzie to dużo trudniejsze niż dla niego. Nie czekając na nic, szybko odwróciła się na pięcie i z złamanym sercem, które boleśnie dawało o sobie znać i mokrymi policzkami czym prędzej ruszyła biegiem, chcąc uciec od tego wszystkiego, od niego i uczucia, które w niej wywołał.
***
Słońce powoli zachodziło za ciemnymi chmurami, dzięki czemu
niebo przybrało piękny czerwono-fioletowy kolor, który dawał złudzenie spokoju
i radości. Blondynka nigdy nie rozumiała dlaczego tak piękne zjawisko natury,
zwiastuje coś tak ciemnego i przerażającego jak noc... Teraz jednak zrozumiała,
że tylko ludzie, którzy nie muszą się niczym martwić tak to spostrzegają.
Innym, od nie dawna równiej jej dawało to chwilę wytchnienia, przed straszną
ciemnością, którą były ich problemy oraz nawet najmniejsze drobnostki, które
psuły ich życie.
-"Czas leczy rany... a może tylko zalecza. Nakleja
plaster bez dezynfekcji z nadzieją, że rana się zagoi. Owszem, po pewnym czasie
ból ustanie, ale co to za gojenie się z brudem? Prędzej czy później rana się
odnowi , a ból będzie większy"- wymamrotała brązowooka wspominając swoje
ulubiona słowa z książki, którą kiedyś czytała jej na dobranoc babcia. Nigdy
nie myślała, że opiszą one jej historię, czy pokryją z jej sytuacją życiową,
ale teraz właśnie tak było. Kimberly
wiedziała, że przed nią długa droga, a jedyne co może dać jej nadzieje na jutro
to szczere uczucie osoby, która jej nie kocha---> nie było więc jutra. Nie
było życia, które przyniesie radość. Nie było jej .
***
- Proszę, proszę... Kogo my tu mamy- zaśmiała się Bley,
nagle wyłaniając się za ogromnego drzewa i nie dużo myśląc stając nad
blondynką, dokładnie oceniając jej sytuacje psychiczną jak i fizyczną- Gdzie
zgubiłaś Jack'a? Czyżby biedaczek miał dość niańczenia cię?- warknęła
rozbawiona, krzyżując ręce na piersiach i prowokacyjnie spoglądając na
Crawford, która nawet nie drgnęła słysząc jej słowa.
- Odpuść sobie Nicki!- westchnęła, niechętnie podnosząc
wzrok na rywalkę. Nie przejmowała się tym, że wygląda jak wrak człowieka, a jej
rozmazany makijaż na pewno nie dodawał jej uroków, czy walecznej postawy. Nie
miała jednak siły udawać, że jest inaczej, że wszystko gra- Po prostu idź w
swoją stronę, a ja pójdę w swoją... Udawajmy, że się nie spotkałyśmy-
zaproponowała i wstała na nogi, otrzepując spodnie z trawy. Jej usta zacisnęły
się w prostą kreskę, oczy powędrowały na słońce, które znikło za chmurami, a
dłonie zacisnęły się w pieści.
- Chyba będę musiała pokrzyżować twoje plany- oznajmiła
brunetkę, taranując drogę dziewczynie i obdarzając ją spojrzeniem pełnym
nienawiści i złości- Prosiłam Cię, żebyś nie zbliżała się do Jack'a, jednak ty
zignorowałaś moje ostrzeżenie- westchnęła, spoglądając w dal jakby doznała
objawienia.
- Nicki, nie wiem co myślisz, ale możesz być spokojna...
Jack mnie nie interesuję, więc weź go sobie- wymamrotała, zaciskając powieki,
jednocześnie hamując napływające do oczy łzy- Wygrałaś! Mam dość walki z tobą!
Weź go sobie i daj mi spokój- szepnęła, ścierając samotną łzę, która mimo jej starań spłynęła po policzku.
- Nie interesuje cię już, czy może Cię odrzucił?- spytała,
przyjmując zwycięski wyraz twarzy. Wiedziała, że to był cios poniżej pasa i
była z tego dumna. Wiedziała również, że mimo siły i odwagi blondynki, ta nie da rady
tego po prostu przełknąć i odejść. Znalazła jej słaby punk i trafiła w jego sam
środek- Wiem o pocałunku... Wiem o wszystkim Kim- dodała, uśmiechając się i
odwracając przodem do zdruzgotanej dziewczyny- Bardzo chętnie bym cię w tym
momencie uderzyła, lub nawet zabiła, ale obiecałam komuś, że będzie się mógł z
tobą zobaczyć- zaśmiała się, a za jej plecami zaszeleściły liście. Już po
chwilę mężczyzna, o godnej podziwu postawie stanął obok niej...
- Sam- szepnęła przerażona Crawford, odruchowo upewniając
się, że niewielka, zapasowa broń ciągle jest schowana w jej prawym bucie. Jej
szczęka nerwowo się zacisnęła, a oczy przybrały dziki wyraz, powodując, że ta
czuła się jeszcze słabiej.
- Witaj kochanie- powiedział brunet, spoglądając wymownie na
Bley, która zniknęła tak szybko jak się pojawiła, zostawiając nastolatków
samych. Chłopak powoli stanął obok Kimberly, która była zbyt przerażona by
chociaż drgnąć, czy zacząć uciekać- Nawet dobrze że żyjesz. Więcej zabawy dla
mnie!- szepnął do jej ucha, owiewając jej kark zimnym powietrzem, przez co nieprzyjemne ciarki
pojawiły się na całym jej ciele. Jednym, precyzyjnym ruchem, zgarnął jej blond
włosy i złożył delikatny pocałunek na jej szyi.
- Zostaw mnie- krzyknęła brązowooka, czym prędzej odpychając
byłego chłopak od siebie- Nie dotykaj mnie! Nie jestem twoją zabawką!-
warknęła, wbijając palec wskazujący w jego klatkę piersiową i mrużąc oczy-
Pamiętaj, że są tu kamery... Nic nie możesz mi zrobić- szepnęła kiedy
adrenalina płynąca w jej żyłach, ponownie opanowała jej ciało, pozwalając
schować bolesne uczucia za maską.
- Moja głupia, głupia, słodziutka, Kimi- westchnął
ciemnooki, nie zważając na wyraz jej twarzy, delikatnie odgarniając jej
niesforny kosmyk włosów za ucho- Tym razem nie po to tu jestem- zaśmiał się i
wymierzył pierwszy cios, trafiając prostą w drobną klatkę piersiową dziewczyna.
Uderzenie było na tyle potężne, a co najważniejsze niespodziewane, że ta z
hukiem wylądowała na ziemi, przez co każdy stary siniak czy rana dały o sobie
znać, przesyłając nie miłe pulsowanie po jej ciele- A mogło być tak pięknie-
mruknął, kiedy jego noga, trafił prosto w poturbowane żebra Crawford. Nie
patrzył na łzy, które powoli zaczęły napływać do jej oczy, jedna po drugiej
spadając na ziemie i znikając w gruncie, dając miejsce następnym. Cios za
ciosem, lądował na jej skórze drażniąc stare rany i tworząc nowe, ledwie
pozwalając jej zaczerpnąć , w tym momencie tak cenne powietrze. Brunet jednak
na to nie patrzył, a dodatkowa satysfakcja płynęła właśnie z wiedzy o tym.
Zmienił się bowiem w potwora, który jedyne co potrafił robić to zabijać.
Jedyne czego pragnął to zobaczyć minę Brewer'a, kiedy ten
dowie się, że jego mały skarb na ziemi nie żyje. Że Kimberly Crawford nie żyję!
***
Szatyn szybko przemierzał las, rozglądając się dookoła w
nadziei, że wśród ciemności dojrzy gdzieś blond czuprynę, dziewczyny, którą
zranił kilka godzin temu. Bolało go to... Wiedział, że zachował się źle, że nie powinien tego mówić, ale choćby nie wiem jak chciał nie mógł cofnąć wypowiedzianych słów. Był roztrzęsiony, a co najważniejsze bał się, że prze jego głupotę już nigdy może nie spotkać brązowookiej. Jego serce biło trzy razy szybciej, a oddech znacznie
przyspieszył.
-Nie!- nagle, jego czujny słuch wyłapał głos, który był dla
niego wszystkim, tak samo jak jego właścicielka. Jego nogi momentalnie przyspieszyły
tempa, przeskakując korzenie drzew, czy niższe krzaki na swojej drodze- NIE!-
ponowny pisk, tym razem głośniejszy, dzięki czemu Jack, bez problemu wyczuł w
nim strach i panikę.
- Ostatnie słowa?- spytał Sam, wyciągając z tylnej kieszeni
spodni mały nożyk, a jego metaliczny kolor, aż błysnął w promieniach słońca.
- Kocham Cię Jack- wymamrotała zmęczona dziewczyna,
zamykając oczy i czekając na cios. Mimo wszystko ciągle tak było i była
szczęśliwa, że umrze świadoma swoich uczuć, mimo, że nie są odwzajemnione.
Zacisnęła mocniej powieki i odruchowo zasłoniła się rękami, jakby to mogło
zablokować pchnięcie, które jednak nie nadeszło. W pierwszym momencie blondynka
była pewna, że brunet po prostu chce przedłużyć jej cierpienie, ale kiedy
usłyszała odgłosy walki, szybko otworzyła oczy. Widok Jack'a, siedzącego na
Down'nie i okładającego go pięściami, mocno ją zdziwił, a za razem ucieszył.
Wiedziała jednak, że robi to tylko z powodu rozkazów, które zostały mu
przekazane z góry, przez co nie mógł jej tak po prostu zostawić. To chyba
najbardziej ją bolało... To, że nigdy tak naprawdę, w żaden sposób mu na niej
nie zależało. Wszystko co robił, robił bo musiał. Brązowooka miała ochotę wstać
i z tond uciec. Uciec od niego, od bólu, który pojawia się, kiedy ten tylko stanie
w polu jej zasięgu wzroku. Chciała to zrobić i gdyby nie rany i siniaki, które
dały o sobie znać, kiedy ta wykonała delikatny ruch ,najprawdopodobniej już by
jej tu nie było. Za miast tego musiała leżeć na zimnej ziemi i z łzami w
oczach, przyglądać się zawziętej walce dwóch chłopaków, którzy w ostatnich
dniach, zranili ją jak nikt inny przed naprawdę długi czas.
Brewer wymierzał cios za ciosem, co chwilę spoglądając na
konającą Kimberly, która z niewiadomych powodów, wpatrywała się w przestrzeń
jakby znalazła tam drogę ucieczki. Szatyn nie miał czasu zastanawiać się nad
tym co robi, bił na ślepo, a jedyne co zaprzątało jego głowę, to urocza
blondynka, która w niewyjaśniony sposób zmieniła jego życia. Tym razem nie miał
zamiaru trzymać się swoich zasad. Postanowił walczyć o swoje, a jeżeli uda mu się osiągnąć
postawiony przez siebie cel, przysiągł sobie, że nie zmarnuje okazji, której
dało mu życie. Nie myśląc dużo, wyciągnął przenośny, nożyk, który dostał od
taty, kiedy razem łowili ryby. Mimo wszystko, mimo tego kim się stał, nigdy się
z nim nie rozstawał. Był jego medalionem na szczęście, który jeszcze nigdy go
nie zawiódł i zważając na sytuacje nie wydawało się, żeby zrobił to też teraz.
Brązowooki szybko zablokował cios Sam'a, po czym wykonał skomplikowany wykop,
tworząc w powietrzu śrubę, jednocześnie przewracając przeciwnika na ziemie i
szybko unieruchamiając.
- Ostrzegałem cię Sam- westchnął i mimo, że uważał to za
złe, w tym momencie nic nie mogło go powstrzymać- Powiedziałem, że Cię zabiję,
jak jeszcze raz zbliżysz się do Kim... A ja zawsze dotrzymuje słowa- warknął
wściekły, a w jego głowię pojawił się widok zapłakanej Crawford, kiedy ten dupek,
próbował się do niej dobrać. Emocje dały górę, przez co Jack wykonał jedno,
równe cięcie podcinając brunetowi gardło, jednocześnie kończąc jego życie na
dobre. Z bólem, a zarazem ulgą spojrzał na swoją ofiarę, po czym powoli wstał
na nogi i zamknął oczy. Nie lubił tego kim się stał, osoby, którą musiał się
stać by dotrzymać słowa danego siostrze... - Kim- szepnął, momentalnie
odwracając się w stronę blondynki, która na całe szczęście ciągle leżała w tym
samym miejscu. Szatyn dostrzegł w jej oczach łzy, które nie zwiastowały nic
dobrego, cierpienie, które najprawdopodobniej spowodował on i małą iskierkę
miłości, która przywróciła mu wiarę i nadzieje- Kim- krzyknął głośno,
podbiegając do Crawford i klękając przy jej poranionym ciele. Ta jednak odwróciła wzrok, a po jej policzkach
spłynęły słone krople bólu, powodując, że jego serce, zabiło dwa razy szybciej.
- Zostaw mnie- wymamrotała, z sykiem podnosząc się do
pozycji siedzącej i spoglądając na otaczające ją drzewa- Po prostu idź- dodała,
spuszczając wzrok na swoje buty i nerwowo otrzepując spodnie z liści, czy
trawy.
- Kim- szepnął Brewer, delikatnie kładąc rękę na jej smukłej
dłoni i zaciskając ją, jednocześnie uniemożliwiając blondynce wyrwanie się z jego
uścisku oraz zmuszając ją do spojrzenia na niego. Nie chcąc przerywać dobrej farsy,
pogładził ją po ramionach, pnąc się w góry, by w końcu móc ująć jej twarz. Z
wielką ostrożnością otarł ciężkie łzy, płynące po jej policzkach i zwrócił
wzrok na brązowe oczy, które dokładnie się mu przyglądały. Wydawały się puste,
a za razem przerażone, ciekawe i zdziwione. Przysunął się do niej do tego
stopniej, że dziewczyna spoczywała pomiędzy jego nogami, po czym nachylił się i
złożył delikatny jak piórko pocałunek na jej jedwabistych ustach.
Crawford długo nie umiała się ruszyć, zbyt zaskoczona gestem
chłopaka, by zrobić cokolwiek. Chciała czuć jego wargi na swoich, już do końca
życia, jednak nie była pewna, czy da radę znieść jeszcze jedno odtrącenie. Na
dodatek nie wiedziała dlaczego Jack, zrobił to co zrobił... Przecież jej nie
kocha.
Poczuła się wykorzystana, wzięta za tani, atrakcyjny
przedmiot, którym można się zabawić, kiedy ma się ochotę, a po dobrej zabawie
po prostu odstawić w kont, nie zważając na jego uczucia. Mimo tego i dość
jasnych instrukcji, które przesyłała jej, jej racjonalna część, brązowooka z
wielką żarliwością oddała pocałunek, mimo bólu moszcząc się na kolanach
Brewera. Nie mogła go odepchnąć. Potrzebowała poczuć, choćby złudzenie, że on
ją kocha. Przynajmniej ten jeden raz, ten ostatni raz, kiedy pozwala sobie na
chwilę słabości.
Kiedy chłopak poczuł, że ta tego chce, chce jego, w jego
sercu narodziła się radość, rozpalając go od środka i powodując przyjemne uczucie,
którego nie czuł od długiego czasu. Delikatnie, acz stanowczo przejechał
językiem po słodkich usteczkach Kimberly, jednocześnie prosząc o pozwolenie.
Kiedy ta dała mu zielone światło rozchylając wargi, Brewer momentalnie dopuścił
się namiętnej penetracji jej podniebienia, jednocześnie przysuwając ją bliżej
siebie, uważając na siniaki i rany na jej ciele.
W końcu oboje stali się jednością, nie zważając na miejsce w
którym się znajdują, po prostu oddali się drugiej osobie. Wydawało się, że czas
stanął w miejscu, a na świecie byli tylko oni- Ona i On, pogrążeni w swojej
bajce, która kończyła się słowami : " I żyli długo i
szczęśliwie...". Jednak
czy tutaj było to możliwe?
- Kocham Cię Kim- wyznał Jack, przerywając pocałunek i
spoglądając głęboko w oczy dziewczynie, która była dla niego wszystkim- Zawsze
kochałem- dodał, odgarniając kosmyk włosów za jej ucho i ponownie ją całując,
uniemożliwiając jej dojście do słowa. I to wystarczyło. Tymi prostymi słowami i
gestem, płynącym prosto z serca, odpowiedział na wszystkie pytania i
wątpliwości brązowookiej, która poczuła, że jednak jej życie się nie kończy.
Wręcz przeciwnie- właśnie się zaczyna.
Wiem, że na razie zarówno zachowanie Jacka jak i Kim może wydawać się dziwne, może niezrozumiałe, ale wszystko powinno się wyjaśnić kiedy poznacie ich przeszłość.
Co do rozdziału to wyszedł troszkę inaczej niż planowałam, ale ocenę zostawiam wam.
Aha.. Co do następnego postu, to może on się pojawić dopiero w niedziele 30 marca.
W sobotę wyjeżdżam bowiem na narty i nie wiem czy będzie tam dostęp do internetu.
Kocham was
Emi<3
Hej :-* . Jestem Lilka :-)
OdpowiedzUsuńZnalazlam dopiero twojego bloga i przeczytalam wszystkie rozdzialy. Bardzo,ale to bardzo mi sie podobaja <3 Dodam do ulubionych :-* . Jak mpzesz wpadnij do mnie i pozostaw komentarz. Nie lubie spamow. Glownie zalezy mi na zdaniu blogerek bo nwm czy jest sens prowadzenia bloga ktoregi dopiero zaczelam . :-) Zycze weny. ! I czekam na next.
Sam umarł? I don't care! Mamy Kicka? I love it! :)
OdpowiedzUsuńRozdział naprawdę dobry. Scena pocałunku - ach, cudo! Masz do tego smykałkę! ;)
Czekam na nn^^
Sam is game over! Jest kick! Jest impreza xD
OdpowiedzUsuńRozdział świetny!!!
No trza czekać do Kwietnia xD
TAK ! TAK ! TAK !
OdpowiedzUsuńSAM NIE ŻYJE ...DOCZEKAŁAM SIĘ ♥ !
ALE DOCZEKAŁAM SIĘ JESZCZE CZEGOŚ...KICKA ;* !
BOŻE ROZDZIAŁ TO POEZJA *.*
BŁAGAM ODDAJ CHOCIAŻ POŁOWĘ SWOJEGO TALENTU !
TAK PIĘKNIE WSZYSTKO OPISAŁAŚ ,AŻ MI ŁEZKI POLECIAŁY *U*
MÓWIŁAM CI JUŻ ,ŻE BARDZO BARDZO BARDZO CIĘ KOCHAM ?♥
A JEŚLI NIE TO MÓWIĘ TERAZ : BARDZO BARDZO BARDZO BARDZO CIĘ KOCHAM MAŁA :* !
I Z NIECIERPLIWOŚCIĄ CZEKAM NA NOWY ROZDZIAŁ ; ) !
Świetne! <3
OdpowiedzUsuńSłodki KICK! <3
I love it! ♥
Czekam na nn;***
Fajny rozdział!
OdpowiedzUsuńCzyli nowy pojawi się najprawdopodobniej....w moje urodzinki!
Sam nie żyje whooooo!!!!!
Jak on podszedł do Kimmy to zamierzałam iść po patelnię ;)
Rozdział świetny. Faktycznie trochę nie rozumiem ich zachowania, ale mam nadzieję, że szybko to wyjaśnisz.
OdpowiedzUsuńSkoro ocena to ocena- kilka błędów ortograficzny- jak dla mnie to wszystko.
Cała reszta wyśmienicie!!
Czekam na następny rozdział. <3
Vicky~
PS. Na narty? W taką pogodę i porę roku? Jutro przecież WIOSNA!
W Austrii jeszcze jest śnieg, więc mam nadzieję, że uda nam się pojeździć :) A, że na dodatek będzie świecić słoneczko to sama przyjemność..
UsuńJeju Jaki zajebisty
OdpowiedzUsuńNajpierw Jack takie,że ją nie kocha.
potem ten idiota Sam !
Ale na szczęście Jack przyleciał :) .
No i KISS i jej pw że ją kocha awwwwwwwwwwww
wreszcie love u ! ♥
chce next ! :3
Boskie, cudowne, niezwykłe
OdpowiedzUsuńWpadnij na bloga:
http://do-wyboru-do-koloru-projekty.blogspot.com/
Jej no wreszcie <3 tak szybko i łatwo się to czytał o <3 wiedziałam, że nie zrobisz z Kim głupiej blondi . To jest cudowne, genialne, boskie, wspaniałe, siódme niebo :3 od początku wiedziałam, że zachowanie Jack a ma coś wspólnego z przeszłością ale Kim??? Zajebisty rozdział sory za słownictwo ale inaczej się nie da tego opisać :***. Życzę miłego wypoczynku już nie mogę się doczekać nexta i reakcji Nicki hahahaha :-) KOCHAM CIĘ :* :3 <3
OdpowiedzUsuńO boziu, laska wymiatasz... czyli mam rozumieć z tego, ze jest KICK ? <3 Piszesz cudownie, bosko, genialnie,znakomicie i wiele innych mogłabym tu wypisac ale nie chce zjadać miejsca. Nie mogę doczekać sie nn i reakcji Nicki :D PS: Sorka ze dopiero teraz komentuje ale miałam problem z netem (awaria) :*
OdpowiedzUsuń