Kiedy blondynka podniosła ciężkie powieki, na zewnątrz było już jasno. Poranne światło
słoneczne, wdarło sie do pokoju, przez grube zasłony, rozświetlając go i
pobudzając do energii. Dziewczyna powoli przesunęła ręką by dotknąć Jack'a,
jednak nie znalazła go obok siebie. Przekręciła się na drugi bok i z bólem
serca, stwierdziła, że nie ma go ani na łóżku, ani nigdzie. Teraz nie była, już
nawet pewna czy on tu był... Może to wszystko to był tylko jednej okropny sen,
który nieświadomie zmienił się w nieosiągalny świat miłości? Może właśnie tak
było...
Brązowooka wzięła głęboki oddech i powoli podniosła się do
pozycji siedzącej. Każda rana, czy siniak dał o sobie znać, powodując pulsujący
ból rozchodzący się po całym jej ciele. Wiedziała jednak , że nie może leżeć w
łóżku... Nikt by tutaj jej na to nie pozwolił. Zacisnęła więc zęby i ruszyła do
łazienki, gdzie wzięła szybki prysznic, który pozwolił jej zmyć z siebie brud,
który czuła... Było to takie dziwne uczucie, spowodowane wydarzeniami z
wczoraj. Czysta, owinęła się ręcznikiem i stanęła przed lustrem, a w jej oczach
powoli zaczęły gromadzić się ciężkie łzy smutku i rozczarowania.
Czyli to
jednak nie był koszmar- szepnęła w myślach, patrząc na purpurowe malinki na
szyi i dekolcie. Każde wspomnienie z wczorajszego wieczora uderzyło w nią
niczym bomba cierpienia i rozeszło się po całym jej ciele. To było za wiele. Za
wiele do przełknięcia i udawania, że nic się nie stało, że nie cierpi, że da
radę po prostu zapomnieć... bo nie da. Te rany w końcu się zagoją, ale blizny
pozostaną i będą o sobie przypominać. Zawsze tak robią.
Kimberly powolnym krokiem podeszła do walizki, szukając
ubrań, które zasłoniły by szpetne siniaki na całym ciele. W tym momencie
dziewczyna nie mogła znieść swojego widoku. Był on odrażający, pokazywał
zranioną, słabą osobę, od której ta tak bardzo chciała uciec. Nie
zważając na ból, szybko wciągnęła, długie, czarne spodnie i biało- czarną
koszulkę, z długim rękawem, która zasłoniła poraniony brzuch, ramię i piersi.
Używając fluidu, zamaskowała pozostałe plamy na swoim ciele. Następnie zrobiła
delikatny makijaż oczu i musnęła usta, wyrazistą, czerwoną szminką, by odwrócić
uwagę od poróżowiałych od płaczu powiek. Na sam koniec założyła czarno-złote
trampki i zegarek. Gotowa ruszyła w stronę jadalni, jednak w drodze
zmieniła zdanie i w końcu wylądowała w dużym pokoju, którego nie odwiedziła
dotąd. Ściany były pokryte granatowo- biała tapetą, która przedstawiała różne
sceny walki. Podłoga wyłożona ciemnym drewnem, przyciemniła pomieszczenie, tak
samo jak czarne meble. Okna przysłonięte były zasłonami, które blondynka
energicznie odsłoniła, wpuszczając do środka, ciepłe promyki słońca. Pokój
momentalnie nabrał barw i stracił swoją mroczną stronę, poddając się
wypełniającym go świetle. Dopiero teraz Crawford dostrzegła, że na w centrum,
stoi wielki, okrągły stół. Miał od dwanaście siedzeń i tyle samo monitorów,
wbudowanych w przedmiot. Na samym środku znajdowała się makieta ośrodka. Dziewczyna
zajęła jedno z wolnych miejsc i włączyła urządzenie. Ekran wypełnił się
kilkunastoma kwadracikami, która wskazywały różne miejsca w lesie. Był to po
prostu widok z kamer, które ta zauważyła pierwszego dnia.
- To jest naprawdę dziwne- westchnęła, przełączają
aplikacje, a jej oczom ukazała się stołówka
POCZĄTEK FILMIKU Z KAMERKI
- Gdzie do jasnej cholery podziewa się panna Crawford?!-
krzyknął jeden z opiekunów, nerwowo podrygując nogą. Momentalnie wszystkie
spojrzenia powędrowały na niego, a cisza panująca w pomieszczeniu była wręcz
nie do zniesienia- Czy mam powtórzyć? Gdzie jest panna Crawford?- warknął
podenerwowany
- Nie wiemy. Nie widzieliśmy jej od rana- zawiadomił Jack,
uśmiechając się grzecznie
- Na wczorajszym spotkaniu też jej nie było- wtrąciła Nicki,
wtulona w ramie szatyna
- Świetnie! Czyli znowu nikt nie ma pojęcia, gdzie ona
jest!- oznajmił- Z tą mała lalunią są tylko problemy! Dlaczego nie pojechała?!
Co ja jej takiego zrobiłem?- pytał sam siebie, prawie płacząc. Blondynka była
pewna, że mężczyzna jej nie lubi, ale czegoś takiego się nie spodziewała...
Chociaż dało jej to dużą satysfakcje.
- Mark co ty znowu wyrabiasz?- westchnął Christian, stając
obok starszego kolegi.
- Ty się przyjaźnisz z tą niunią, prawda... Wiesz może gdzie
jest?- spytał, zaciskając ręce w pięści i robiąc krok w stronę chłopak
- Była w sali treningowej- powiedział, pewnie siebie- Jak
chcesz to mogę po nią iść- zaproponował miło, wskazując ręką drzwi
- Nie dzięki. Sam się przejdę- oznajmił
KONIEC FILMIKU Z KAMERKI
Kimberly szybko zerwała się z miejsca i biegiem ruszyła w
skazane miejsce. Musiała być pierwsza inaczej Christian by oberwał, a tego by
nie przeżyła. W końcu on jej pomógł... Na dość dziwny sposób, gdyż jednocześnie
mógł jej też zaszkodzić, ale jednak pomógł. Zresztą zawsze był przy niej i jako
jedyny opiekun nie oceniał jej po okładce i ją szanował. Nie uważał wszystkiego
co mówi i robi za obraźliwe i niemądre,
lecz w pewien sposób interesujące i odważne.
Szybkim ruchem otworzyła drzwi i nie zważając
na ból podniosła jeden z małych sztyletów. Usiadła na ziemi i z udawanym
zainteresowaniem oglądały przyrząd, do momentu, kiedy metalowe drzwi otworzyły
się z hukiem.
- Dzień dobry!- krzyknęła radośnie i poderwała się na proste
nogi. Nie do końca wiedziała jak powinna się zachować, w końcu nie wie czy
Christian nie powiedział jeszcze czegoś opiekunowi- Coś się stało?- spytała
grzecznie, uśmiechając się delikatnie
- Boże dziecko! Jesteś chora?- pisnął spanikowany mężczyzna,
podbiegając do dziewczyny i dotykając jej chłodnego czoła- To znaczy...
Dlaczego nie było cię na śniadaniu?- poprawił się, z powrotem wracając do swojej obojętnej i
surowej postury. Crawford miała ochotę wydąć wargi i wywrócić oczami, jednak
zdołała się powstrzymać.
- Nie byłam głodna proszę pana i pomyślałam , że poćwiczę -
rzuciła radośnie. Spojrzała na Christiana, który stał za opiekunem i serdecznie
się do niej uśmiechał. Najwidoczniej nie tylko mu uszło wszystko płazem. Chłopak
był naprawdę dumny z małej przyjaciółki. Nie miał pojęcia jak ta się tu
znalazła i dlaczego jest taka miła, ale cieszył się z takiego obrotu sytuacji.
Wiedział, że w przeciwnym razie oboje mieli by poważne kłopoty, a konsekwencje
tego czynu mogły by być bardzo, ale to bardzo złe.
- Dobrze, a teraz marsz na stołówkę... Musisz coś zjeść
przed dzisiejszym wyzwaniem!- krzyknął, gdyż było to pierwsze co przyszło mu do
głowy. Kimberly po prostu nie przypominała... Kimberly. Była zbyt miła,
potulna, uprzejma, zbyt... obca.
- Tak jest kapitanie!- zaśmiała się i tak jak jej kazano
wymaszerowała z sali treningowe. W końcu jak to mówią: Trzymaj przyjaciół
blisko, a wrogów jeszcze bliżej. Blondynka zdawała sobie sprawę, że jeżeli
chciała wygrać tą wojnę to potrzebowała wygrać też bitwy, a jak ma sobie
poradzić bez sojuszników i na dodatek z wrednymi opiekunami nad głową?
***
Zaczerpnąwszy głęboki, uspokajający oddech, blondynka odepchnęła
metalowe drzwi i weszła do środka. Momentalnie wszystkie oczy powędrowały w jej
stronę, jednak ta je zignorowała. Powolnym krokiem ruszyła w stronę kucharki,
jednak zanim dotarła na miejsce poczuła rękę na swoim nadgarstku, po czym nogi
pod swoją pupą.
- Gdzie ty się znowu podziewałaś?- spytał Nate, sadzając
siostrę obok siebie i podnosząc pytająco brwi. Cieszył się, że Kim nabrała
pewności siebie jednak od pewnego czasu cały czas gdzieś znikała, a on jak to
na brata przystało, się o nią martwi.
- Niech zgadnę: Zwiedzałaś!- rzuciła Alison, przytulając się
do przyjaciółki i uśmiechając sie żartobliwie- Co tym razem ciekawego
znalazłaś? Coś lepszego niż ten cały pokój portretów?- westchnęła, przez co
oberwała łokciem między żebra.
- Jest coś do jedzenia?- spytała blondynka, chcąc jak
najszybciej zmienić temat. Już wystarczająco nabroiła, nie miał ochoty słuchać
teraz gadki Nate'a, o tym, że nie wolno jej tego robić. Blondyn uśmiechnął się kpiarsko i podsunął jej pod nos talerz z białą papką- Okej, nie ma mowy żebym to zjadła! Co to w ogóle jest?!- pisnęła, podnosząc łyżkę, która wręcz
przykleiła się do posiłku.
- To kleik... Będzie ci smakować- zaśmiała się Nicki, biorąc
kęsa potrawy. Crawford wiedziała, że udaje miłą tylko i wyłącznie z powodu
Jack'a, który siedzi obok niej.
- Nie, dziękuje! Chyba jednak spasuje!- powiedziała, marszcząc nos i robiąc zabawną, a za razem uroczą minę- Batonik
będzie na pewno smaczniejszy no i mnie nie zabije- rzuciła, wyciągając łakocie
z tylnej kieszeni dżinsów i z wielkim uśmiechem na twarzy wzięła pierwszy gryz.
- Hej Kimi- nagle usłyszała ten głos. Najpierw wydawał jej się, że to tylko urojenie, jednak wtedy go zobaczyła. Stał przed nią z ciemnymi okularami słonecznymi na nosie i rękami w kieszeniach. Brązowooka momentalnie poczuła przerażenie rozchodzące się po całym ciele i łzy, które napłynęły do oczu. Przeniosła wzrok na Jack'a, który zacisnął szczękę, a wszystkie mięśnie na jego ciele się napięły. Już nie był zrelaksowany i beztroski. W jego oczach można było dostrzec iskierki gniewu.
- Sam- wymamrotała boleśnie cicho Crawford, starając się by jej głos nie drżał. Była pewna, że wszyscy już zauważyli, że coś jest nie tak, jednak wolała zachować resztę uczuć dla siebie.
- Musimy pogadać. Teraz!- rozkazał i złapał jej nadgarstek. Uścisk był za mocny, by się wyrwać, a dziewczyna nie miała ochoty na scenę w środku śniadania. Jednak nie mogła z nim iść. Bała się go, wiedziała do czego jest zdolny i nie mogła przestać myśleć o tym, że on po prostu chce dokończyć to co wczoraj zaczął- Nawet nie próbuj się buntować- syknął jej do ucha, mocno zaciskając rękę wokół jej kości. Kimberly postawiła pierwszy krok, jednak dalsza droga została jej uniemożliwiona, przez ciepłą rękę, która oplotła jej ciało.
- Wybacz Sam, ale Kim nigdzie z tobą nie pójdzie- warknął stanowczo Jack, poderwawszy się z miejsca i przyciągając roztrzęsioną nastolatkę do siebie. Widział w jakim stanie ta jest, aż się dziwił, że potrafi resztę zachować w środku- Kilometr ! To ostatnie ostrzeżenie- syknął, cicho by reszta nie usłyszała i sadzając brązowooka obok siebie, wrócił do posiłku- Nie martw się. Nie pozwolę mu cię dotknąć- szepnął do ucha Kim, delikatnie trącając nosem jej policzek. Oboje jednak nie zauważyli krzywego spojrzenia, które Bley posyłała w ich stronę. Dziewczyna miała ochotę zabić rywalkę i może nawet będzie mieć dzisiaj okazje.
- Sam- wymamrotała boleśnie cicho Crawford, starając się by jej głos nie drżał. Była pewna, że wszyscy już zauważyli, że coś jest nie tak, jednak wolała zachować resztę uczuć dla siebie.
- Musimy pogadać. Teraz!- rozkazał i złapał jej nadgarstek. Uścisk był za mocny, by się wyrwać, a dziewczyna nie miała ochoty na scenę w środku śniadania. Jednak nie mogła z nim iść. Bała się go, wiedziała do czego jest zdolny i nie mogła przestać myśleć o tym, że on po prostu chce dokończyć to co wczoraj zaczął- Nawet nie próbuj się buntować- syknął jej do ucha, mocno zaciskając rękę wokół jej kości. Kimberly postawiła pierwszy krok, jednak dalsza droga została jej uniemożliwiona, przez ciepłą rękę, która oplotła jej ciało.
- Wybacz Sam, ale Kim nigdzie z tobą nie pójdzie- warknął stanowczo Jack, poderwawszy się z miejsca i przyciągając roztrzęsioną nastolatkę do siebie. Widział w jakim stanie ta jest, aż się dziwił, że potrafi resztę zachować w środku- Kilometr ! To ostatnie ostrzeżenie- syknął, cicho by reszta nie usłyszała i sadzając brązowooka obok siebie, wrócił do posiłku- Nie martw się. Nie pozwolę mu cię dotknąć- szepnął do ucha Kim, delikatnie trącając nosem jej policzek. Oboje jednak nie zauważyli krzywego spojrzenia, które Bley posyłała w ich stronę. Dziewczyna miała ochotę zabić rywalkę i może nawet będzie mieć dzisiaj okazje.
***
Blondynka
szybko zmieniła swój poprzedni strój na czarne dżinsy i granatowy sweter. Na nogi
wsunęła ciemne Timberlandy, a włosy związała w kłosa. Gotowa pomaszerowała
do sali obrad, gdzie miało odbyć się spotkanie jej drużyny. Dzisiaj bowiem, po
raz pierwszy stawali przed walką na śmierć i życie. W tym momencie nie chodziło
o zabawę, czy wygraną, lecz o PRZETRFANIE ! Kimberly wiedziała, że będzie to
trudne. Zwłaszcza, że Nicki i Sam na pewno jej nie odpuszczą, nie po
wydarzeniach z wczoraj. To było chyba najgorsze. Była gotowa na śmierć, jednak
czy aby na pewno? Czy jest to w ogóle możliwe, żeby przyswoić myśl o tym, że
jutro może cię tutaj już nie być, że zostawisz tych wszystkich ludzi, którym
chociaż trochę na tym zależy. W tym wypadku nie było ich dużo, jednak zawsze...
Crawford niechętnie weszła do pomieszczenia i doznała szoku.
Nie było to miejsce, które zwiedziła rano, a powinno być. Christian, z którym
podzieliła się swoimi odkryciami, powiedział jej, co nie co o tajemniczym
pokoju. Okazało się, że każda drużyna ma taki. Jest dość skomplikowane, jednak
kamery nie są ustawione przez opiekunów, lecz przez nastolatków. Pomagają im
one poznać taktykę przeciwnika... Podobno nikt o tym nie wie, a każda drużyna,
myśli, że to ona wpadła na tak genialny pomysł.
- Nate, ty zajmiesz się zwiadami... Musisz się dokładnie
dowiedzieć, co planują. Normalnie użył bym kamer, ale nie obejmują one terenu
ich obozowiska-westchną ich doradca,
włączając stół- Pójdziesz więc pod wodospad, a następnie skręcisz w lewo.
Musisz być bardzo ostrożny, ale jestem pewien, że sobie poradzisz- poklepał go
dla otuchy po plecach i uśmiechnął się ciepło
- Nie uważam, żeby był to najlepszy pomysł- wtrąciła sie
brązowooka- Nie ma mowy, że wróci z tam tond żywy!- dodała stanowczo. Każdy
patrzył na nią jak na wariatkę, która nie wierzy w swojego brata, jednak ta po
prostu kontynuowała- Oni mają poustawiane kamery dookoła obozowiska, w zasięgu
dwóch kilometrów... Nie da się przejść tam niezauważonym- rzuciła
- A skąd ty to niby wiesz ? Twój chłopak ci powiedział ? -
zadrwiła Bley, uśmiechając się cierpko. Crawford, aż zacisnęła pięści, a jej
oczy się zaszkliły. Szybko jednak przywołała się do porządku. Nie mogła dać jej
satysfakcji, ani teraz, ani nigdy.
- Po pierwsze to nie jest mój chłopak, a po drugie to
mówiłam: zwiedzałam- warknęła.
- Możesz trochę jaśniej?- poprosił Jack, uśmiechając się w
jej stronę. Blondynka zdusiła w sobie chęć rzucenie się na niego i tylko
delikatnie kiwnęła głowę. Nie mogła uwierzyć, jak ten facet ją onieśmiela.
Jeszcze chwilę temu była gotowa wyrwać Nicki włosy, a teraz? Jedyne o czym marzy to znalezienie się w
ciepłych ramionach szatyna.
- Chwila! My chyba pomijamy najważniej część! Jak to Sam już nie jest twoim chłopakiem?!- pisnęła Alison, z niedowierzeniem spoglądając na
przyjaciółkę. Przecież ona zaledwie wczoraj zawarła ten związek, a kilka godzin
później już jest wolna! Kto tak robi? Zdawała sobie sprawę, że się pokłócili. Sytuacja na stołówce jasno o tym mówiła, ale żeby od razu kończyć związek?
- ALI!
- No więc tak w skrócie- westchnęła brązowooka, po kolei
opowiadając wszystko co zapamiętała. Wiedziała, że nawet najmniejszy szczegół,
może mieć znaczenia, dlatego starała się mówić najdokładniej jak umiała. W
końcu chodziło tu o życie ludzi których kocha: Ali, Nate'a .... i JACK'A
Do waszego pocałunku już coraz bliżej...
Szczerze, to już tuż tuż, jednak nie jestem pewna, czy będzie się on wam podobał!
Co do rozdziału to nie jestem z niego do końca zadowolona.
Jest nudny, jednak musiałam choćby troszkę ocieplić stosunki Jack'a i Kim
Kocham was
Emi <3
Kocham was
Emi <3
Boskie dodawaj szybko next <3
OdpowiedzUsuńCudooo..
OdpowiedzUsuńKick Kick Kick <3<3
Czekam z niecierpliwoscia kochana.
Mozemy spodziewać się pocałunku w następnym rozdziale? :)
OdpowiedzUsuńA nr 11 wyszedł Ci super!
Czekam na nn^^
Rozdział cudowny i boski<3
OdpowiedzUsuńTy to masz talent<3 <3 <3
No to trzeba czekać na następny rozdział :D
OdpowiedzUsuńTen jest... świetny :D
Zwiedzanie się opłaca... Bardzo. Akurat ja lubię zwiedzać :D
Czekam na nn ^^
Jak ty możesz być nie zadowolona z takiego cuda??? No jak?!
OdpowiedzUsuńRozdział mógłby być dłuższy ;DNiecierpliwie czekam na next <3
Pośpiesz się!!!
Tori~
Boskie, Jest suuuper nie mogę się doczekać nexta :*
OdpowiedzUsuńBędzie się dzieło hihih :3
Zaorasam do mnie http://kim-jack-nasza-historia.blogspot.com/