Wokół panowała głpocałunek spełnym co możnatroszkę łyszeoczekiwaniai wydech najbardziej dech podoba nadziejena, stawiała krok za krokiem. Łuk,
który trzymała w prawej dłoni, wcale nie powodował, że czuła się lepiej-choć
ciut bezpieczniej. W końcu co mogła by nim zrobić ? Jeżeli komuś naprawdę zależało
by na jej śmierci, choćby nie wiem jak bardzo walczyła i tak nie dała by rady. Nie
z tymi wszystkimi ranami i siniakami na ciele, które już wystarczająco utrudniały
jej przeprawę przez las. Gdyby tego wszystkiego było jeszcze mało, Jack
zachowywał się tak jakby jej tu nie było. Od początku nawet się do niej nie
odezwał, nawet nie konsultował swoich decyzji. Nie żeby ta miała jakiś wybór,
ale zawsze to robił- przynajmniej dla zasady. Tym razem było jednak inaczej.
Crawford zdała sobie sprawę, że już na zawsze go straciła i to przez co? Przez
swoją dumę i głupotę! Tak bardzo żałowała swoich słów, słów Jack'a...
wszystkiego co wydarzyło się tamtego popołudnia. Nie było nic gorszego nic
odtrącenie od osoby która się kocha.
Kiedy słońce całkowicie już zaszło, a las opanowała
ciemność, brązowooka miała dość. Nie tylko była wykończona fizycznie, ale nie
dawała już rady psychicznie. Myśl, że ktoś może wyskoczyć z krzaków i poderżnąć
jej gardło, towarzyszyła jej cały czas i mimo wielu prób nie mogła o tym
zapomnieć. Po prostu nie umiała.
- Jack, długo masz zamiar jeszcze tak chodzić?- spytała,
opierając się o drzewo i przymykając lekko powieki. Minęła 1 minuta, 2, 3, 4, a
odpowiedz ciągle nie padła. Na początku dziewczynie zdawało, się, że to tylko i
wyłącznie przez ich kłótnie, ale kiedy otworzyła oczy, zauważyła, że go już nie
ma, że szatyn zniknął- Pewnie nawet nie zauważył, że mnie nie ma- pomyślała, a
w jej oczach pojawiły się łzy. Dlaczego nie może o nim zapomnieć? dlaczego nie
może po prostu zakochać się w kimś innym, kimś kto pokocha ją?
Strach, który wypełnił przestrzeń obok niej, był nie do
zniesienia. Wiedziała, że w tym momencie jest łatwym celem, zbyt łatwym.
Wystarczyła by sekunda. Grupa ludzi napadła by na nią, a na nawet nie
zorientowała by się kiedy nastąpił by jej koniec-kiedy by umarła. Kimberly
momentalnie naprężyła cięciwę i chcąc czy nie chcąc ruszyła przed siebie. Pamiętała, że razem z Jack'iem mieli rozstawić
kamery w pobliży wodospadu, dlatego pomyślała, że może właśnie tam go znajdzie.
Szansę były małe, ale co mogła innego zrobić? Chciała zostać... Ukryć się gdzieś i po prostu to wszystko przeczekać. Osłonić się bezpieczną powłoczką,
wiedząc, że będzie cała i zdrowa, ale nie mogła tego zrobić. Myśl, że on może
ucierpieć, że ktoś może go skrzywdzić była czymś strasznym, czymś czego jeszcze
nigdy nie doświadczyła w życiu i wcale nie była z tego niezadowolona. Jednak
czy można robić coś w brew miłości?
***
Strumień pod jej nogami zaczął się powiększać, co musiało znaczyć, że jest już coraz bliżej. Jedna ze strzał ciągle spoczywała na napiętej cięciwie, gdyby nagle musiała stoczyć walkę z wrogiem, który był coraz bliżej. Blondynka wręcz czuła jak jej włosy na karku stają dęba, a skórę pokrywają ciarki, powodujące nieprzyjemne uczucie zimna. Mimo, że wszystko wydawało się takie spokojne- króliki kicające na małej plance, z radością skubiące trawkę, stado saren, korzystających z wodopoju i ptaki, śpiewające melodyjne piosenki- dziewczyna czuła się jakby tonęła. Tak bardzo chciała poczuć to co one, jednak jedyne o czym myślała to jej ukochany, który desperacko potrzebuje jej pomocy....
Tak naprawdę nie wiedziała, czemu jej mózg pokazuje je
właśnie taki obraz. Przecież Jack, był od niej dużo silniejszy, szybszy,
mądrzejszy, a co najważniejsze wyszkolony. Po co była by mu taka mała lalunia, która tylko go spowalnia, w
czym mogła by pomóc? W niczym! Ale czy aby na pewno? W końcu mówi się, że w
grupie siła, jednak brązowooka już dawno przestała w to wierzyć. Przynajmniej w swoim przypadku. I jej było
lepiej samej, a także oni byli bezpieczniejsi bez niej- bez problemu na głowie.
- Kim!! KIM!!!- nagle wokół rozległ się przeraźliwy głos
szatyna, który brzmiał zarówno desperacko jak i ostrze. Świat zaczął się
kręcić, a jedyne co miało znaczenie to ten dźwięk, który blondynka rozpoznała
by wszędzie. Nie zważając na niebezpieczeństwo, biegiem ruszyła w tamta stronę,
prawie zabijając się między korzeniami drzew, które tworzyło coś na kształt
wielkiej siatki, która łapała w swoje szpony, każdego, kto na to zasłużył. Ta
jednak zbyt desperacko potrzebowała go zobaczyć, żeby się poddać, polec w taki
sposób. Nie teraz kiedy prawie go znalazła...
Jego głos był coraz głośniejszy, on był coraz bliżej.
Dziewczyna wyciskała z siebie piąte poty, by tylko go zobaczyć. Kiedy była już prawie
u kresu, swojego celu jej rozum wrócił. Blondynka zwolniła i przygotowała łuk,
po czym powoli, starając się nie wydać choćby najmniejszego szelestu, ruszyła
dalej. Stał tam. Cały i zdrowy, w całej swojej cudownej okazałości.
- KIM!!- wrzasnął ponownie, nie zważając na konsekwencje swojego czynu i wtedy złota
strzała, nagle przeleciała tuż obok jego głowy. Szatyn momentalnie odwrócił
się, a jego oczom ukazał się nieżywy Siomon, z mieczem w ręce, leżący zaledwie
kilka centymetrów od niego.
- Jack!- dziewczyna w momencie znalazła się przed nim, nie
do końca świadoma tego, co właśnie zrobiła...Zabiła człowieka. W jej oczach
pojawiły się łzy. Zrozumiała, że stała się jednym z nich- zabójcą. Dla niego
złamała swoje postanowienie, zasady, wszystko co nosiła w sercu... Jednak czy
było warto? Czy było dla tego którego kochała?
- Boże Kim!- szepnął, przyciskając ją do swojego ciała.
Biorąc w objęcia, nie chcąc myśleć o tym co właśnie się stało. Ten strach, to uczucie... To co czuł przez ostatnie godziny, było niczym piekło. Zabijało go od środka, chciało jego śmierci.
Biorąc w objęcia, nie chcąc myśleć o tym co właśnie się stało. Ten strach, to uczucie... To co czuł przez ostatnie godziny, było niczym piekło. Zabijało go od środka, chciało jego śmierci.
- Co ja zrobiłam?- wyłkała, czując się jak potwór... Tak jak
chcieli organizatorzy.
***
- Nie myśl tak o sobie- poprosił Brewer, zamieszczając kamerę na jednym z drzew. Widok blondynki, takiej słabej, pozbawionej energii, życia, był dobijający. Chłopak nie mógł go znieść. To zabierało go tam, gdzie nie powinien być. Do miejsca od którego od tylu tal uciekał, jednak ono znowu powróciło, wraz z przyjściem jej- na zewnątrz małej i kruchej dziewczyny, jednak w środku, osoby o wielkim sercu i odwadze... małej buntowniczki.
- Daj mi spokój- warknęła czując, że już nic nie zmieni jej
życia na lepsze. Zabiła niewinnego człowieka, który przez niefart losu stał się
tym kim był, a teraz ona była dokładnie tym samym. Potworem, który jedyne co
potrafił robić to zabijać i krzywdzić. A najgorsze w tym wszystkim było to, że
nie żałowała. Była dumna, że uratowała osobę, którą kocha.. Czuła, że dlatego
się tam znalazła, że dlatego coś kazało jej przygotować łuk, że tak powinno
być...
- Posłuchaj...
- Nie chce o tym rozmawiać!- wrzasnęła, robiąc krok do tyłu
i zamykając oczy. Kolejny i kolejny, czując, że odpływa, od wszystkiego co
złe.. I nagle wielki ból przeszył jej ciało, a ogromna siła odepchnęła ją do
tyłu. I kolejne huk i kolejna rana... Wszystko toczyło się tak szybko, że ta
nawet nie zdążyła zareagować. Łzy,
strach, szczęście i poczucie wolności- to wszystko co jej w tym momencie
towarzyszyło. I przeraźliwy krzyk szatyna, który docierał do niej mimo tego
całego zamieszania.
-KIM!!- jego ręce oplatające jej ciało, a potem już tylko
ciemność. Dźwięk zderzających się broni... mieczy, tak mieczy. Wrzaski, piski,
syknięcia... Dziewczyna nie miała pojęcia co się dzieje, nie miała siły się
ruszyć, jednak musiała. Powoli otworzyła oczy, po czym ponownie jej zamknęła.
- Nie!- szepnęła i wyciągnęła rękę po łuk. Był tak blisko, a
zarazem tak daleko. W końcu jednak poczuła zimny metal na skórze. Sięgnęła po
strzałę, wycelowała i puściła... Zabijając kolejną osobę. Tym razem była to
rudowłosa dziewczyna, z burzą piegów na twarz i dziko zielonymi oczami.
Wyglądała tak pięknie... Kolejna strzała, kolejne odebrane życie. Blondyn, z
niebieskimi oczami i grzywką ,zakrywającą czarny tatuaż na twarzy. W końcu było lepiej. To już nie
bolało, stało się czyś normalnym, wręcz czuła, że po to żyje.
- Kim za tobą!- wrzasnął Brewer, blokując cios Sama i
energicznie wskazując głową. Brązowooka bez zastanowienia użyła kolejnej
strzały. Ból i zaskoczenie w oczach swojej ofiary było niczym grom z jasnego
nieba. Wróciła ta dziewczyna, która tutaj przyjechała... Ta która uważała, że
to jest złe. Crawford energicznie wstała z ziemi i podbiegła do ukochanego,
który właśnie miała wykonać ostateczny cios.
- Jack nie!- krzyknęła,, chwytając jego rękę- Wiem, ze
zasłużył, ale nie rób tego. Proszę cie... Patrz ile osób już nie żyje...
Odpuśćmy mu. Nich to będzie ostrzeżenie, dla jego drużyny- pisnęła, nie mogąc
znieść tej masakry. Tego już było za wiele, dużo za wiele.
- Biedna, mała Kimi... Nie przeżyjecie tu!- powiedział triumfalnie
i w tym samym momencie ładunki ukryte w ziemi zaczęły wybuchać. Jeden za
drugim, tworząc chmurę pyłu i dymu. Świat był zamazany, a ostatnią rzeczą, jaką
ta poczuła była ręka szatyna, na jej dłoni.
***
Chwilę później oboje leżeli w małej jaskini. Wtuleni w siebie, poranieni, ale żywi...
- Jesteś cała?- spytał szatyn, odgarniając niesforny kosmyk z twarzy
dziewczyny i ujmując ją dłońmi. Jej oczy aż świeciły, co było dość dziwne
zważając na sytuacje, jednak te nie mógł oderwać od nich oczu. Ten kasztanowy
brąz zahipnotyzował go i jedyne co miało w tym momencie znaczenie to ona i jej
jedwabiste usta, które strasznie go kusiły. Wręcz czuł ich smak, jak
rozpuszczając się na jego, jak sprawiają, że ten zapomina o wszystkim... Jak
doprowadzają go do szaleństwa i popychają w stronę granicy, której ten nie powinien
przekraczać.
- Tak... Wszystko dobrze- szepnęła, opierając swoje czoło o
jego i przymykając oczy- A ty? Nic ci się nie stało?- spytała spanikowana,
kładąc ręce na jego klatce piersiowej. Jej długie rzęsy, rzucały cień na
wydatne kości policzkowe, zgrabny nosek był brudny od ziemi, a usta wykrzywione
w coś na kształt uśmiechu.
- Teraz już tak- wymamrotał. Ich twarze były tak blisko, że
brązowooka mogła poczuć jego ciepły oddech, łaskoczący jej twarz. Otworzyła
powieki i wtedy poczuła jak usta Brewera spadają na jej.
Wszystko działo się tak szybko. W jeden sekundzie byli wrogami, a chwilę potem nie umieli się od siebie oderwać. Jej wargi rozwarły się delikatnie, dając chłopakowi zielone światło, co ten wykorzystał momentalnie. Jego język wkradł się do jej jamy ustnej i z ogromną żarliwością, penetrował jej podniebienie, przez co ta miała jedynie ochotę jęczeć i wzdychać z rozkoszy. Mimo, że ich ciała ściśle przylegały do siebie, dla niech to ciągle było za mała. Pocałunek był brutalny, agresywny, a za radem bardzo czuły. Trafił do najciemniejszej strony nastolatków. Oboje zapomnieli o całym świecie, oddając się namiętności, która zawładnęła ich ciałami, nie pozwalając myśleć o tym co w tym momencie robią. Kimberly ujęła twarz Jack'a w swoje małe dłonie i jeszcze mocniej przycisnęła do swojej. Chciała zapomnieć o wszystkim co ciążyło na jej umyśle od kilku dni, o tych strasznych momentach, na które ta nie zasłużyła. Po prostu chciała być z nim- osobą, która kocha nad życie, dla której zrobiła by wszystko.... dosłownie wszystko. Nie myśląc, nie płacząc, nie patrząc na to co zostawia. Gdyby kazał jej skoczyć w ogień, skoczyła by, gdyby kazał walczyć, walczyła by, gdyby kazał zabić, zabiła by.
Wszystko działo się tak szybko. W jeden sekundzie byli wrogami, a chwilę potem nie umieli się od siebie oderwać. Jej wargi rozwarły się delikatnie, dając chłopakowi zielone światło, co ten wykorzystał momentalnie. Jego język wkradł się do jej jamy ustnej i z ogromną żarliwością, penetrował jej podniebienie, przez co ta miała jedynie ochotę jęczeć i wzdychać z rozkoszy. Mimo, że ich ciała ściśle przylegały do siebie, dla niech to ciągle było za mała. Pocałunek był brutalny, agresywny, a za radem bardzo czuły. Trafił do najciemniejszej strony nastolatków. Oboje zapomnieli o całym świecie, oddając się namiętności, która zawładnęła ich ciałami, nie pozwalając myśleć o tym co w tym momencie robią. Kimberly ujęła twarz Jack'a w swoje małe dłonie i jeszcze mocniej przycisnęła do swojej. Chciała zapomnieć o wszystkim co ciążyło na jej umyśle od kilku dni, o tych strasznych momentach, na które ta nie zasłużyła. Po prostu chciała być z nim- osobą, która kocha nad życie, dla której zrobiła by wszystko.... dosłownie wszystko. Nie myśląc, nie płacząc, nie patrząc na to co zostawia. Gdyby kazał jej skoczyć w ogień, skoczyła by, gdyby kazał walczyć, walczyła by, gdyby kazał zabić, zabiła by.
W pewnym momencie to wszystko znikło. Pustka jaką ją ogarnęła, bolała niemiłosiernie. Czuła jakby ktoś wyrwał jej serce z
piersi... Jakby umarła.
- Przepraszam Kim... Nie wiem co mnie napadło- krzyknął
Brewer, w ekspresowym tempie odrywając się od blondynki i wstając na nogi.
Czuł, że przegrał walkę z własnym sobą. Nie powinien.... Nie mógł...-
Zapomnijmy po prostu... Przepraszam!- dodał, odwracając się i patrząc w
nieznanym kierunku
- Nie jest mi przykro, że cie kocham- wrzasnęła Crawford,
kiedy przerażenie ponownie tego dnia, ogarnęło jej ciało- Nie zamierzam , za to
co się przed chwilą stało przepraszać, bo prawda jest taka, że nie żałuje. Jest to najlepsza rzecz jaka
spotkała mnie od długiego czasu... Kocham cie Jack!- szepnęła, a w jej oczach
powoli zaczęły gromadzić się łzy.
- Ale ja cię NIE KOCHAM KIM !- warknął szatyn, zaciskając
powieki i szczękę. Nie mógł...
Mam nadzieje, że pocałunek spełnia chociaż troszkę wasze oczekiwania...
Mnie najbardziej podoba się końcówka ;)
Kocham was
Emi <3
Superowy rozdzial.
OdpowiedzUsuńCudo.
Oj cos czuje ze szybko nie bedzie Kicka xD
Kocham i czekam na nexta :)
haha, dobry żart :) Czy Kim naprawdę okaże się być aż tak tempa, że pomyśli, iż Jack na serio nic do niej nie czuje? No sory. Gdybym ja kogoś nie kochała, nie martwilabym się o niego, nie przytulała, nie CAŁOWAŁA! No. Kim jest dziewczyną, powinna wiedzieć, kiedy ktoś kocha.
OdpowiedzUsuńCzekam na nn^^
Hejka.
OdpowiedzUsuńSądzę, że to najlepsza część do taj pory.
Z niecierpliwością czekam na next'a.
Pozdrawiam :)
Nie mógł..... nie mógł co??!! Szybko to Kick a nie będzie co? Boskie szybko pisz nexta błagaaaaaaam :3 :* nie mogę się doczekać <3. Myślę że nie zrobisz z Kim tępej laski co ?
OdpowiedzUsuńKOCHAM CIĘ <3
O matko <3
OdpowiedzUsuńSudo po prostu cudo. :D
Dodawaj szybko next.
Nie mogę się doczekać.
Co za skurwiel z tego Jack'a.
Pierw rozkochuje w sobie Kim a potem ona przez niego cierpi.
Ten to ma dopiero tupet.
Haha, ja mam przywidzenia. Poważnie. W niedziele mnie nosi, widać to po komentarzach u niektórych. Ale chyba jeszcze przewidzeń nie mam, nie?!
OdpowiedzUsuńJak to Jack nie kocha Kim?! Serio poker face. Nawet debil by się domyślił, że coś jest na rzeczy. Spójrzmy na Nicki. Zobaczyła, że coś ich do siebie ciągnie.
A jeśli Jack jest taki głupi to lepiej niech sie położy i umrze. Nie będzie mi ty Kim ranił, palant.
Rozdział cudowny :D
Czekam na nn ^^
A no zapomniałam. Tu Marmalad M.
UsuńNo cóż zaprzeczyć nie mogę, że końcówka jest świetna, ale trochę smutna.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że z jego ust padło kłamstwo :D
piszesz świetnie!!
KC i czekam a nn <3
Wpadnij jak chcesz hope-is-my-life.com
Vicky~
pomyłka- głupia autokorekta hope-is-my life.blogspot.com
UsuńBoski rozdział <3
OdpowiedzUsuńKocham i czekam na nn :*
Cudowne<3
OdpowiedzUsuńKochana no po prostu cudowne<3
Ja mu zaraz dam ,,NIE KOCHAM"
Zapraszam na bloga<3
http://do-wyboru-do-koloru-projekty.blogspot.com/
Rozdział świetny! :)
OdpowiedzUsuńCzekam na nn! :)