Crawford niechętnie otworzyła powieki, powoli rozglądając
się dokoła. Uśmiech momentalnie pojawił się na je twarzy, kiedy dostrzegła obok
śpiącego szatyna, wtulonego w jej pierś. Chłopak mruczał coś niezrozumiałego
pod nosem, co jakiś czas się uśmiechając i wzmacniając uścisk. Jego nogi były
splecione z nogami brązowookiej, a prawa ręka szczelnie obejmowała jej ciało.
Można wręcz powiedzieć, że chłopak owinął się wokoło niej niczym bluszcz i
mimo, że Kimberly czuła jak fala gorąca powoli ją uderza, nie miała serca go
budzić, a była pewna, że choćby najmniejszy ruch z jej strony to spowoduje. Na
dodatek było dość wcześniej, a ta wiedziała, że ukochanemu przyda się jeszcze
trochę snu.
Nagle Brewer przekręcił się na prawy bok, a blondynka
błyskawicznie wyskoczyła z łóżka, zanim ten zdążył wrócić do poprzedniej
pozycji. Chwyciwszy ubrania, ruszyła do łazienki by wziąć szybki prysznic,
który postawił ją na nogi. Czysta, wsunęła proste bordowe spodenki i narzuciła
na to dłuższą szarą bluzkę na ramiączkach, która prawie zakrywała dolną część
garderoby, jednocześnie jeszcze bardziej eksponując długie, szczupłe nogi
dziewczyny. Żeby ożywić strój dodała sporo srebrnej biżuterii, stawiając na
drobne i cienkie bransoletki. Przy pomocy tuszu do rzęs i kilu cieni w zbliżonych
kolorach do jej skóry, zrobiła makijaż, a włosy podkręciła delikatnie lokówką i
pozwoliła im swobodnie opadać, spinając tylko górę w wodospad. Na sam koniec
założyła bordowe, krótkie conversy i duże okrągłe okulary, które dodały
charakteru i dopełniły strój.
Gotowa, po cichu opuściła pokój i ruszyła w stronę stołówki
by wziąć śniadanie i zjeść z Jack'iem w pokoju. Mimo, że, od kiedy tu
przyjechała, poziom jej pewności siebie, zdecydowanie poszedł w górę, najlepiej
czuła się, kiedy była sama z szatynem. Wiedziała, że w tedy nie musi nikogo
udawać, może być sobą. Zwykłą dziewczyną, która ma zarówno wady jak i zalety,
która popełnia błędy i jest tego świadoma. Która nienawidzi tego miejsca,
jednak nie ma zamiaru opuścić go i zostawić innych. Mogła być po prostu
Kimberly Crawford.
Na jej szczęście stołówka była jeszcze pusta, co było dość
oczywiste zważając, że była 5. 40. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem i
chwyciwszy czerwoną tackę, dokładnie zaczęła się przyglądać potrawą, które w
równym rządku leżały poukładane w barku samoobsługowym. Dla siebie zabrała
naleśnika z owocami i mrożoną kawę. Następnie zabrała się za talerz
ukochanego... Na co Jack miał by ochotę? W tym momencie dotarło do niej, że nie
wie. Nie wie, jakie jest jego ulubione danie, czy woli kawę czy herbatę, a co
najważniejsze nie wie nic o jego przeszłości.
Można powiedzieć, że on jest jej obcy. Nie mogła jednak wrócić bez
niczego. Wzięła, więc to samo, co dla siebie oraz kilka dodatkowych potraw na
wypadek, gdyby nie przepadał za naleśnikami z owocami i ruszyła do pokoju.
- No proszę... Kim,
jak nie miło cię widzieć- warknęła Bley, nagle wyłaniając się zza zakrętu i
uśmiechając się krzywo do Crawford. Brunetka miała na sobie, krótkie zielone
spodnie z wysokim stanem i krótki czarny gorset. Całość może i nie wyglądałaby
tak źle gdyby nie wzorki, które nie dodawały uroku dolnej partii stroju i
dodatki, których było spora za dużo. Blondynka była prawie pewna, że gdyby
ciemnooka stanęła w lepszym świetle, wyglądałaby niczym kula disco.
- Czego chcesz Nicki? Nie mam czasu, a co najważniejsze
ochoty by z tobą rozmawiać- mruknęła, opierając ciężar ciała na jednej nodze i
niechętnie spoglądając na dziewczynę, która skrzyżowała ręce na piersiach i
oglądała się dookoła.
- Odwal się od Jack'a!- warknęła, kiedy jej ręce zacisnęły
się w pięści- On jest mój. Kocha mnie!- krzyknęła pewna siebie
- Przykro mi Nicki, ale nie zrezygnuje z niego. Odpuść
sobie- powiedziała stanowczo Kimberly i nie chcąc kontynuować dłużej tej
rozmowy, postawiła pierwszy krok
- Nie myśl, że uciekniesz!- zaprotestowała szybko Bley,
zasłaniając brązowookiej ręką drogą- Prawda jest taka, że nawet go nie znasz.
Nie masz pojęcia, dlaczego się tu nalazł, jaki był kiedyś... Nie wiesz nawet
jak nazywa się jego najlepszy przyjaciel- wrzasnęła- A ja wiem... Wiem też, że
świetnie całuje i że...- szepnęła, przejeżdżając palcem po ramieniu Crawford.
- Nie interesuje mnie, co o nim wiesz, a czego nie!-
warknęła, kiedy rozgoryczenie i złość powoli zaczęły płynąć w jej żyłach-
Kocham go i nie interesuje mnie to, co robił z tobą, a czego nie robił! Dla
mnie jest ważna przyszłość, nasza przyszłość- dodała, podkreślając ostatnie
słowa i szybko odchodząc. W jej oczach zebrały się pojedyncze łzy. Nie powinna
płakać, przecież nic tak naprawdę się nie stało, a jednak bolało. Nie podobało
jej się, że Jack kiedykolwiek był z tą dziewczyną, jednak nie mogła tego
zmienić. Najgorsze było jednak to, że ona miała rację. Jack jest jej prawie
obcy, a Bley go kocha... Co jeżeli jego uczucia do niej też jeszcze gdzieś
głęboko istnieją?
Kiedy Kimberly weszła do pokoju szatyna nigdzie nie było.
Łóżko było pościelone, jej piżama poskładana, a budzik wyłączony.
- Gdzie byłaś? Martwiłem się- melodyjny głos, nagle
zabrzmiał w jej uszach, a ciepłe dłonie objęły talie, delikatnie przytulając do
swojego ciała. Brewer nie miał na sobie koszulki, a jego skóra intensywnie
pachniała jaśminowym żelem pod prysznic.
- Pomyślałam, że możemy zjeść razem śniadanie- rzuciła,
wskazując na czerwoną tackę pełną ciepłego jedzenia. Szybko zamrugała
kilkukrotnie by pozbyć się zbędnych łez i odkładając posiłek na stolik, mocno
przytuliła ukochanego- Kocham cię- szepnęła, składając delikatny pocałunek na
jego torsie i chowając głowę w obojczyku.
- Ja ciebie też- odpowiedział, podnosząc ją i kładąc na
łóżku. Zajął miejsce obok i podawszy jej swoją porcję, zabrał się za swojego
naleśnika.
- Jack opowiesz mi coś o sobie?- poprosiła Crawford,
przerywając ciszę panującą w pomieszczeniu. Dziewczyna musiała wiedzieć. Nie
koniecznie wszystko, ale przynajmniej to, co ważne dla niego i dla niej- Ty
wiesz o mnie tak wiele, a ja tak naprawdę cię nie znam... Mam wrażenie, że
jesteś mi obcy- wymamrotała, spuszczając wzrok na splecione dłonie i czekając
na jego ruch.
- Nie mów tak- zaprotestował, łapiąc jej rękę- Nie ma, co
mówić. Ostatnie lata spędziłem tutaj, a obydwoje wiemy, że nie chcesz słuchać
ile osób zabiłem- westchnął, biorąc łyka ciepłego napoju.
- Mogę zrobić wyjątek. Cokolwiek jest lepsze niż niewiedza
Jack...- szepnęła, a po jej policzku spłynęła samotna łza
- Dlaczego nie chcesz mi nic powiedzieć?.. Co jest ze mną nie tak, że nie chcesz się przede mną otworzyć?..- pisnęła, kiedy słowa Nicki jeszcze bardziej ją dotknęły. Może miała racje?... Może on jej nie kocha?
- Dlaczego nie chcesz mi nic powiedzieć?.. Co jest ze mną nie tak, że nie chcesz się przede mną otworzyć?..- pisnęła, kiedy słowa Nicki jeszcze bardziej ją dotknęły. Może miała racje?... Może on jej nie kocha?
- Nie, Kim! To nie tak!- krzyknął, momentalnie znajdując się obok niej i mocno przytulając- Po prostu nie lubię o tym mówić... To dużo mnie
kosztuje. Moje życie runęło w gruzach, kiedy dowiedziałem się, że muszę się to
przenieść i długo zajęło mi przystosowanie się do tego wszystkiego... To nie są
miłe rozmowy, nie powinnaś tego słuchać- wyjaśnił pośpiesznie, całując jej
czoło i ścierając pojedyncze łzy, które pojawiły się na policzkach.
- Jack proszę... Nie musisz mówić wszystkiego. Wystarczy
jedna mała rzecz każdego dnia... Powoli, ale ja muszę wiedzieć... Nie mogę żyć
w kłamstwie... Nie, jeżeli chcesz, żeby nam się udało- wymamrotała, ujmując
jego twarz w dłonie. W jego oczach było widać strach, smutek i troskę. Kimberly
wiedziała, że nie może na niego naciskać, gdyż przeszłość najwidoczniej nie
należała do jego ulubionych tematów, ale nie miała wyjścia... Musiała
- Dobrze... Tylko nie płacz już... Kocham cię pamiętaj o
tym- powiedział, podnosząc jej podbródek i składając namiętny pocałunek na jej
ustach. Zależało mu na niej, na nich i był gotowy zrobić wszystko by utrzymać
ją przy sobie. Nawet, jeżeli oznaczało to spotkanie z jego demonami- A teraz
jedz, bo czeka nas trening!
***
- Hej Kim... Jack- przywitał się przyjaźnie Christian,
przytulając blondynkę i wyciągając z tylnej kieszeni spodni poskładaną kartkę-
Dobra. Dokładnie przejrzałem wszystkie filmy i uważam, że powinnaś popracować
nad władaniem nożem czy maczetą- zaproponował, podając jej niewielki nóż z
skórzaną rączką- Co ty na to?
- Mogę spróbować, ale nie jestem przekonana, co do walki z
bronią... Wolę łuk- westchnęła, spoglądając na przyjaciela, po czym przenosząc
wzrok na ostrze. Nie to nie było dla niej! Zbliżyć się do przeciwnika i
zaatakować go czymś tak zwyczajnym jak nóż... Nie wytrzymała by tego, nie potrafiłaby
tego zrobić, będąc tak blisko. Może właśnie, dlatego wolała strzały? Nie
musiała widzieć oczu swojego przeciwnika, kiedy pocisk odebrał mu życie.
- Nie musisz tego lubić, a znać- powiedział fachowo,
uśmiechając się przy tym by ocieplić sytuacje- Jak chcesz to mogę ci pokazać,
co i jak- zaproponował, wkładając ręce do kieszeni
- Nie trzeba. Ja ją nauczę!- warknął Jack i ujmując dłoń
brązowookiej szybko ruszył w stronę odpowiedniego stanowiska. Szatyn jeszcze
nigdy nie musiał sobie radzić z tak okropnym i uciążliwym uczuciem jak zazdrość.
Miał wrażenie, że to coś niszczy go od środka i powoduje, że ma ochotę pozbyć
się wszystkich, którzy tylko spojrzą na jego ukochaną.
- Coś się stało?- spytała Crawford, ujmując twarz Brewera w
swoje dłonie i spoglądając w jego oczy, w których szalało pełno iskierek
miłości połączonej z wrogością- Jack obiecałeś, że nie będziesz się przede mną
zamykał- szepnęła, delikatnie nim potrząsając.
-Nie lubię go... Definitywnie mu się podobasz- syknął,
zaciskając ręce w pięści.
- Kochanie ile razy mam ci jeszcze mówić, że dla mnie
liczysz się tylko ty!- westchnęła, zawieszając ręce na jego szyi i
przejeżdżając swoim noskiem po jego- Nie Christian, nie inny boski facet, tylko
ty Jack- zapewniła, składając delikatny jak piórko pocałunek na jego ustach.
- Chce, żeby twój świat zaczynał się i kończył na mnie...
Przynajmniej ja tak mam, jeżeli chodzi o ciebie- wymamrotał, jakby przytłoczony
i zawstydzony swoimi słowami. Crawford uśmiechnęła się szeroko, wiedząc, że
jego słowa są szczere, że on ją naprawdę kocha. Wszystkie wątpliwości, jakie miała,
co do tego zniknęły, a ona przestała się kontrolować. Nie zwracając uwagi na miejsce, w którym się
znajdują, czy ludzi, którzy ich otaczają, przyciągnęła jego usta do swoich,
delikatnie ciągnąć kosmyki jego jedwabistych włosów.
Pragnęła go, więc kiedy
ten zaskoczony rozchylił usta by nabrać powietrza, ta momentalnie przejęła
kontrolę nad pocałunkiem. Z wielką miłością zaczęła pieścić jego podniebienie,
na co ten przycisnął jej ciało do swoje, dzięki czemu dzieliły ich tylko zbędne
warstwy ubrań. Pożądanie powoli zaczęło płynąć w ich żyłach, wywołując przyjemne
dreszcze na całym ciele, a wydarzenia z rana odeszły w niepamięć.
Dziewczyna oderwała
się od ukochanego spoglądając w jego oczy i przygryzając dolną wargę.
- Nie rób tak- upomniał ją Brewer, delikatnie ciągnąć
za jej brodę- Wyglądasz wtedy strasznie pociągająco i mogę się nie powstrzymać,
żeby się na ciebie rzucić, a ty są inni ludzie- zamruczał, szybko całując jej
usta i ustawiając ją przodem do tarcz.
- W takim razie muszę to robić częściej- zachichotała, kiedy
szatyn objął ją w pasie i musnął szyję, obojczyk, ucho. Mimowolnie zamknęła
oczy, poddając się słodkim torturom.
- Mocno kusisz, ale musimy wracać do treningu- szepnął,
wyciągając z kieszeni jej spodni niewielki nóż. Brązowooka wydęła usta w
niezadowoleniu i proteście, na co ten posłał jej swój zniewalający,
rozbrajający kobiety uśmiech- Dokończymy wieczorem- obiecał. Crawford szybko
chwyciła broń i pozwalając prowadzić swoją rękę Jack'owi, wykonała pierwszy
rzut, trafiając w prawie ramię mężczyzny widniejącego na papierze. Uśmiechnęła
się i chwyciwszy tym razem mniejszy nóż, przymierzając się do kolejnej próby.
Jedynym problemem były ręce ukochanego, które ciągle spoczywały
na jej talii, strasznie ją rozpraszając. Wiedziała jednak, że ten robi to specjalnie,
dlatego starała się udawać, że nie ma z tym problemu, wykonując rzut, za
rzutem.
***
- Panno Crawford, Panno Bley poproszę do mnie!- krzyknął
wysoki mężczyzna, o ciemnych włosach i zaroście na twarzy. Już z daleka można
było powiedzieć, że do najmilszych nie należy, jednak blondynka uśmiechnęła się
sie delikatnie w nadziei, że ten też zmięknie- Pomyślałem, że wy dwie będziecie
idealne do tego zadania- poinformował, wpisując ich nazwiska do komputera i
uruchamiając szklane pomieszczenie.
- Wiem pan, bo ja...- zaczęła Crawford, ale wystarczyło
jedno spojrzenie mężczyzny żeby ucichła- Czemu siedzisz cicho? Zrób coś z tym!-
warknęła jej podświadomość, jednak ta postanowiła to zignorować. Nie mogła
narobić sobie jeszcze więcej wrogów. Spojrzała szybko na Jack'a, który podniósł
dwa kciuki do góry i posłał jej jeden ze swoich zabójczych uśmiechów.... Nie,
od kiedy chodzi tu już nie tylko o nią- Bardzo chciałabym wzięć w tym udział-
rzuciła pośpiesznie, idąc w wyznaczone jej miejsce
- To będzie świetna zabawa Crawford- syknęła Nicki, a jej
oczy, aż zaświeciły z zachwytu. Brązowooka przełknęła głośno ślinę i odruchowo
sprawdziła, czy w tylnej kieszeni jej spodni nadal znajduje się nóż. Nie bała
się brunetki, jednak w tym momencie, kiedy wszyscy się na nią patrzyli nie była
pewna czy da radę dalej grać twardą i nie miłą dla niej... W końcu ona i Jack
byli przyjaciółmi i mimo, że jej się to nie podobało, nie mogła prosić go oto
żeby urwał tą znajomość. Nie miała takiego prawa.
- Waszym zadaniem jest trafiać w różne tarcze, które będą
się przed wami pojawiać- zawiadomił mężczyzna, a dźwięk jego głosu rozniósł się
po pomieszczeniu niczym echo- Będzie to od was wymagać też sporo ruchu, gdyż
cel nie będzie stać w miejscu... Aha, bronie macie po boku. Są one z gumy, więc
nie musicie się martwić- dodał rzeczowo i naciskając kilka kolorowych
guziczków, włączył starcie.
Kimberly zaczerpnęła powietrza i chwyciwszy pierwszy gumowy
pocisk rzuciła nim prosto do celu, a przy jej nazwisku pojawiło się dziesięć
punktów. Uradowana dziewczyna spojrzała na Bley, która tylko posłała jej
mordercze spojrzenie, po czym uśmiechnęła się do Jack'a i wykonała swój ruch,
zdobywając 30 punktów...
- To nie będzie proste- westchnęła brązowooka, szybko
chwytając dwa specjalne noże i rzucając nimi w tarcze. Punkty wzrosły i
blondynka ponownie prowadziła. Była jednak zbyt spięta. Zamknęła, więc oczy i
siłą wyobraźni, sprawiła, że przyjemne uczucie rąk szatyna na jej talii
wróciło. Jej ręce przestały się trząść, a serce odzyskało miarowy rytm.
Crawford bez zastanowienia chwyciła kolejne pociski i chowając kilka do
kieszeni ruszyła biegiem, za oddalającymi się tarczami. Czasami sama się
zastanawiała, jak to możliwe, że w zwykłym małym pomieszczeniu dzieje się tak
wiele, jedna w tym momencie nie miała na to czasu. Kiedy dogoniła swój pierwszy
cel, wystarczył jeden celny rzut, by zielona tarcza z hukiem wylądowała na
ziemi. Kimberly nie posiadała sie z radości. Wygrana zmieniła swoje znaczenie.
Nie chodziło tu już o zwykły tytuł, lecz o podziw w oczach Brewer'a...
Dziewczyna nie mogła tego stracić! Nie teraz, nie po takim dniu jak dzisiaj.
Szybki skręt, salto i strzał. Punkty rosły, a koniec był już
coraz bliżej. Nagle obok brązowookiej pojawiła się Nicki, która z niewiadomo,
jakich powodów, w ogóle nie walczyła. Wydawałoby się, że wręcz zależało jej na
przegranej. Brunetka uśmiechnęła się cierpko i odrobinę zwolniła. Crawford nie
miała jednak czasu się nad tym zastanawiać. Do wyjścia zostało już tak
niewiele, musiała jedynie pokonać ostatnią tarczę. Srebrną, otoczoną ostrymi
kolcami. Wyglądała naprawdę na drogą i na pewno nie był to hologram, czy inny
komputerowy obrazek rzucony na szklaną powierzchnie.
Kimberly wyciągnęła ostatni gumowy nóż i kiedy zbliżyła się
odpowiednio blisko rzuciła, trafiając prosto w środek. Pod jej nazwiskiem
pojawiło się jeszcze więcej punktów oraz wilki napis WINNER. Blondynka uśmiechnęła
się się i ruszyła w stronę wyjścia, kiedy nad jej głową przeleciał złoty
pocisk, przecinając linę trzymającą zębatą tarcze. Wielkie koło zaczęło spadać,
a blondynka nie umiała się ruszyć. Jej noga utknęła w jakiejś linie, czy czyś
na kształt podobnym do tego.
- Kim!- w pomieszczeniu rozległ się paniczny krzyk, po czym
ciężkie ciało przygniotło jej- Maleńka... - ręce Jacka, przebiegły po jej
talii, ramionach, twarzy, jakby chłopak chciał się upewnić, że ona naprawdę tu
jest- Jezu!- Brewer mocno ją do siebie przytulił, przy okazji delikatnie
muskając jej usta- Nicki!!- warknęła, szybkim ruchem poderwawszy się na nogi,
podnosząc ukochaną ze sobą. Odstawił ją na ziemie i spojrzał na brunetkę, która
stała wpatrzona w nich, z wyraźnym niezadowoleniem malującym się na twarzy-
Kurwa! Co ty wyrabiasz?! Prawie ją zabiłaś!- wrzasnął, a ton jego głosu mroził
krew w żyłach. Blondynka wiedziała, że jej kochany, słodki Jack znikł...
Pojawił się bardzo, bardzo zły Brewer.
- Nie prawda! - zaprzeczyła, jednak nie było już w niej tej
pewności siebie, co zawsze- To było przez przypadek... Nie trafiłam- szepnęła,
spuszczając głowę. Było jej przykro? Nie raczej nie... Można to było nazwać
słabością do tego chłopaka. Tak, zdecydowanie o to chodziło.
- Nie trafiłaś!? Nie trafiłaś?!- krzyknął, przeczesując ręką
z frustracji włosy- Mogłaś podziurawić, Kim jak ser i tylko tyle masz do
powiedzenia?!- już nie podnosił tonu, a mimo wszystko dalej było go dobrze
słuchać. Jego oczy świeciły się od złości, która opanowała jego ciało. Miał
napięte wszystkie mięśnie, a ręce zaciśnięte w pięści.
- Przepraszam Jack- pisnęła.
- Co mi z twoich przeprosin do cholery!? Mogłaś zabrać wszystko,
co kocham i nie myśl, że zasrane przepraszam załatwi sprawę!- oświadczył,
odwracając się i obejmując ukochaną ramieniem- Tym razem to za wiele Nicki-
dodał i biorąc brązowooką na ręce, pośpiesznie opuścił salę treningową.
***
Po odświeżającym prysznic dziewczyna, powolnym krokiem
wróciła do pokoju i położyła się na łóżku, wtulając głowę w tors szatyna. Nagle
dopadło ją wielkiego zmęczenie, a oczy wręcz same się zamykały. Miarowy rytm
serca Jack'a uspokoił ją, a ręka gładząca długie włosy, sprawiała dużo
przyjemności.
- Tak się o ciebie bałem- westchnął chłopak, składając
delikatny pocałunek na jej czole i mocno przytulając jej kruche ciało- Nie wiem
co bym zrobił gdyby... - wskazujący palec Crawford pojawił się na jego ustach,
skutecznie go uciszając.
- Nic mi nie jest- zapewniła, spoglądając w jego brązowe
oczy, w których ciągle można było dostrzec strach- Śpij już- poprosiła, kładąc
głowę na poduszce i pozwalając mu wtulić głowę w jej piersi.
- Kocham cie Kimi- powiedział, na co blondynka delikatnie
się uśmiechnęła
- Ja ciebie też Jack.. Ja ciebie też- wymamrotała, zamykając oczy i odpływając w objęcia Morfeusza.
- Ja ciebie też Jack.. Ja ciebie też- wymamrotała, zamykając oczy i odpływając w objęcia Morfeusza.
Co mogę powiedzieć o rozdziale...
Pisało mi się go zaskakująco łatwo i może dlatego wyszedł dłuższy niż zwykle :)
Opinie pozostawiam wam
Co do Nicki, to nie martwcie się... Ona jeszcze nie wykorzystała całego swojego czasu
Aham... Jeszcze sporo ma do zrobienia :D
Chciałabym zaprosić wszystkich chętnych na Big girls don't cry, gdzie obecnie trwają poszukiwania nowej współpisarki.
Kocham was
Emi<3