Mówisz, że kochasz deszcze, ale chowasz się pod parasolką,
gdy pada. Mówisz, że kochasz słońce, ale szukasz cienia by w nim schronić się,
gdy świeci. Mówisz, że kochasz wiatr, ale zamykasz okna, gdy wieje. Dlatego się boję, gdy mówisz, że mnie
kochasz.
~
Bob Marley
Alice powoli przemierzała korytarz, nerwowo stukając palcami
o prawą nogę. Sama nie wiedziała, czego
oczekuje, czego tak naprawdę pragnie. Nie mogła jednak znieść widoku brunetki i
blondyna. Jej krew momentalnie zaczynała wrzeć, serce przyspieszało, a w
brzuchu pojawiało się niemiłe uczucie, powszechnie zwane zazdrością. Nie była jednak pewna, czy podczas rozmowy, z Kim,
używając słów Kocham Go, nie poniosła
ją fantazja. Czy aby na pewno tak było?
Może to zwykłe zauroczenia. Bardzo mocne, ale jednak
chwilowe, przemijające. Przecież właśnie tak było z Harrym oraz Markiem. Było
im tak dobrze. Ona była zakochana, zrobiłaby dla nich wszystko, a pewnego dnia
to wszystko minęło. Jak za pstryknięciem
palców, machnięciem czarodziejskiej różdżki wszystkie uczucia, którymi ich
darzyła zniknęły, pozostawiając jej serce puste.
Jedynym problemem był fakt, że to się jeszcze nie wydarzyło,
przez co ona sama miała mętlik w głowie. Jej serce biło szybciej na jego
widok, oddech przyspieszał, a w brzuchu rodziło się przyjemne uczucie zwane
pożądaniem.
Niebiesko-włosa stanęła i nabrała powietrza, spoglądając na
ciemne drzwi wykonane z drogiego drewna. Niepewnie podniosła drżącą rękę i delikatnie
zapukała, po czym bez słowa pociągnęła za klamkę i weszła do pokoju.
- Nate!- pisnęła cicho, zapominając o oddychaniu. Jej oczy
rozszerzyły się do granic możliwości, a usta rozwarły.
Mimo wątpliwości, co do ich " związku ",
dziewczyna nie przypuszczała, że widząc coś takiego, jej serce pęknie na
tysiące kawałków. Pozostawi za sobą pustkę i cierpienie, które powoli acz
dotkliwie będzie ranić jej wnętrze. Można porównać je do choroby- raka. Nawet,
jeżeli uda nam się zwalczyć jego początkowe stadium, nigdy nie będziemy pewni,
że jesteśmy zdrowi, że on nie powróci.
Stone nie czekając na kogokolwiek reakcje, obróciła się na
pięcie i nie patrząc za siebie, wybiegła z budynku. Ciemność lasu powoli
zaczęła ją otaczać, a zapach martwych zwierząt podrażnił drogi oddechowy,
powodując drapanie w gardle. Ona sama
nie zauważyła, kiedy pod jej stopami pojawił się beton, ulica gdzie zostały
porzucone pierwszego dnia przez nachalnego kierowcę.
Jej serce ponownie przyspieszyło, a zimne powietrze nagle
uderzyło w jej drobne ciało, powodując dreszcze i gęsią skórkę. Alice nie miała
siły dużej walczyć, nie z przeciwnikiem, z którym nie wygra. Zmęczona położyła
się na betonie i zaczęła obserwować gwiazdy, starając się uspokoić nierówny
oddech. Ciężkie powieki mimowolnie się
zamknęły, a nieprzyjemny obraz pojawił się przed oczami.
Spojrzenie
niebiesko-włosej przebiegło po ciemnym pokoju, oświetlonym przez wiszącą, starą
lampę. Ta nie zdążyła nawet przekroczyć progu, kiedy ujrzała blondyna bez
koszulki i Dianę, nagą od pasa w dół. Ich ciała były bardzo, bardzo blisko
siebie, a usta złączyły się w jedność.
Sytuacja była jednoznaczna, nie potrzeba było tu żadnych wyjaśnień,
których najprawdopodobniej i tak by nie otrzymała. Para była zbyt zajęta sobą
by, chociaż zauważyć obecność ciemnookiej w pomieszczeniu.
Po policzkach Stone popłynęły gorzkie łzy, a ręce zacisnęły
w pięści. Była zła, smutne, rozgoryczona, a co najgorsze czuła się
wykorzystana. Nigdy nie cierpiała z
powodu miłości, złamanego serca czy zdrady. Uczucia, które nią targały były
nowe, a ona nie wiedziała jak sobie z nimi poradzić.
Odgłosy nadjeżdżającego auta ledwo do niej dotarły, jednak
ta nie miała siły by otworzyć oczy. Światła reflektorów przebiegły po jej
ciele, a dźwięk gwałtownego hamowania owiał jej uszy. Słyszała głośne
przekleństwo, następnie kroki i szeroki uśmiech. Potem była już tylko
ciemność.
***
-Kto by pomyślał, że gorzka czekolada może być taka słodka- wymruczał szatyn, zatapiając truskawkę w miseczce z brązową masą. Niespiesznie podniósł słodką przekąskę i zbliżył do ust Kimberly, delikatnie kładąc ją na jej dolnej wardze. Ta przejechała językiem po czerwonym łakociu, po czym ugryzła kawałek.
- Hmm... Masz rację. Bardzo, ale to bardzo słodkie-
przyznała dziewczyna, przełykając truskawkę i spoglądając na ukochanego, który
właśnie jadł resztę jej owocu. Długie rzęsy rzucały cień na jego kości
policzkowe, a oczy świeciły w ciemności.
- Jestem, aż tak interesujący Pani Crawford, że nie umie
oderwać pani wzroku?- spytał zadziornie Brewer, przechylając delikatnie głowę w
bok. Jego usta wykrzywiły się w seksowny uśmiech, który tylko wzmocnił uczucie,
które powoli zaczęło powstawać w jej brzuchu.
- Nawet nie wie Pan jak bardzo- szepnęła kusząco brązowooka,
przygryzając dolną wargę. Oparła głowę na jego klatce piersiowej, a jego ręka
owinęła się wokół jej talii. W odpowiedzi usłyszała tylko cichy śmiech, po czym
kolejna czekoladowa truskawka, wylądowała w jej ustach. Kilka kropel czekolady,
zostało nad jej wargą, więc Jack jednym ruchem nabrał słodką masę na palec,
po czym wsunął go do ust.
- Z ciebie smakuje nawet lepiej- stwierdził, uśmiechając się
szeroko. Blondynka zarumieniła się delikatnie i zanim zdążyła cokolwiek
odpowiedzieć, poczuła jak wargi szatyna opadają na jej.
W brzuchu Crawford powoli zaczęło rodzić się pożądanie. Jej
ręce szybko odnalazły włosy ukochanego, delikatnie ciągnąc za pojedyncze
kosmyki. Z ust Brewera wydobył się zmysłowy pomruk, a pocałunek stał się
bardziej agresywny. Ich zęby zderzyły się ze sobą, a oddechy znacznie
przyspieszyły.
Jego język przejechał po jej dolnej wardze, by po chwili wziąć
ją w posiadanie i zmysłowo possać. Ręce pogładziły plecy, po czym przeniosły
się pod pośladki, delikatnie podnosząc brązowooką i sadzając okrakiem na swoich
kolanach.
Kim jęknęła głośno, kiedy najintymniejsze części ich ciała,
otarły się o siebie, pod wpływem emocji przygryzając wargę szatyna. Korzystając
z okazji, wepchnęła język do jego ust, delikatnie eksplorując ich wnętrze. Jej
dłonie odnalazły jego policzki, przez co chłopak musiał zadrzeć głowę, by ich
usta się nie oderwały.
- Kocham Cię- wymruczała Crawford, gdyż musiała być pewna,
że on jest tego świadomy. Spojrzała w jego oczy, które mieniły się od iskierek
radości i pożądania.
- Ja ciebie też maleńka- szepnął, przelotnie cmokając jej nos, następnie ucho i brodę. Powoli zaczął schodzić coraz niżej, raz za razem delikatnie przygryzając skórę. W okolicy obojczyka, utworzył różową malinkę, na co dziewczyna głośno jęknęła.
- Ja ciebie też maleńka- szepnął, przelotnie cmokając jej nos, następnie ucho i brodę. Powoli zaczął schodzić coraz niżej, raz za razem delikatnie przygryzając skórę. W okolicy obojczyka, utworzył różową malinkę, na co dziewczyna głośno jęknęła.
Jego ręce odnalazły jej pośladki, zmysłowo acz stanowczo je
ściskając. Blondynka westchnęła, po czym chwyciła za skrawek bluzki i rzuciła ją
na ziemie. Na jej twarzy pojawił się
niepewny uśmiech, a usta Jacka odnalazły wzgórki jej piersi, delikatnie je muskając.
Gładząc plecy, natrafił na zapięcie od biustonosza, boleśnie powoli go
odpinając.
Szatyn spojrzał niepewnie w jej oczy, chcąc upewnić się, że
nie posunął się o krok za daleko. Ta jednak pozwoliła opaść bieliźnie na ziemię i spuściła
głowę, czując lekki wstyd. Jej policzki przybrały różany kolor, a usta
zacisnęły w prostą linie.
- Hej- Brewer położył palec na jej brodzie, zmuszając ją by
spojrzała na niego- Jesteś piękna. Nie chowaj się- zapewnił, delikatnie całując
jej pełne wargi.
Uważając by jej nie skrzywdzić, położył ją na kocu, po czym wrócił
do szyi, zmierzając ku końcowemu celowi. Ręce ulokował na talii blondynki,
opierając swoje biodra o jej. Ich rozgrzane ciała szczelnie do siebie
przylegały, a szybkie oddechy mieszały ze sobą.
Crawford głośno jęknęła, wsuwając palce między kosmyki
brązowych włosów Jack'a. Jej usta były
rozwarte, wykrzywione w niewielkie "o". Po chwili poczuła jak szatyn zmierza jeszcze
niżej, zatapiając język w jej pępku, przez co ta zaczęła chichotać jak
uczennica i mimo prób nie potrafiła przestać.
Przez mgłę dostrzegła jak chłopak zrzucił koszulę i powoli zaczął zsuwać
jej spodnie, cały czas utrzymując kontakt wzrokowy.
Ich wargi ponownie się spotkały, by język szatyna mógł
swobodnie penetrować podniebienie ukochanej.
Ta pod wpływem adrenaliny i chwili
odwagi, pozwoliła dłonią pozwiedzać, powoli odpinając guzik dżinsów Brewera.
Owinęła nogi wokół jego pasa, po czym za pomocą stup zdjęła zbędą cześć
garderoby, na końcu skopując ją na ziemie.
Zadowolona z siebie, uśmiechnęła się zwycięsko, przeczesując
jego czuprynę. Nawet nie zauważyła, kiedy ten jednym ruchem zszarpał z niej
majtki i sam się rozebrał. Był to ostatni moment, kiedy oboje mogli się jeszcze
wycofać. Powstrzymać siebie od popełnienia wielkiego błędu, którego mogli
żałować do końca życia. Ostatnia chwila by powiedzieć krótkie słowo - "
Nie "
Kimberly nie miała jednak wątpliwości. Mimo, że znali się
bardzo krótko, a jej wiedza na temat przeszłości miłości jej życia, nie była
zbyt wielka, wręcz uboga, ufała mu i w ten wyjątkowy sposób chciała pokazać jak
bardzo go kocha. Delikatnie musnęła jego usta, jednoznacznie wyrażając zgodę.
Jack odwzajemnił pocałunek, ostrożnie rozchylając jej uda,
by jednym ruchem połączyć ich ciała w jedno. Ich nierówne oddechy, znacznie
przyspieszyły, a paznokcie brązowookiej wbiły w biceps szatyna. Z jej warg wydobył się głośny jęk rozkoszy, kiedy
ona podporządkowała się ruchowi ukochanego, wiedząc, że ten jej nie skrzywdzi.
Oboje to wiedzieli.
***
Stone powoli otworzyła ciężkie powieki, natychmiastowo
ujmując rękami głowę, która niemiłosiernie ją bolała. Dopiero po chwili
zorientowała się, że znajduje się w lesie, oparta o jedno z wyższych drzew. Jej
ubranie było całe poszarpane, a spodnie leżały niedaleko prawego buta. Było to
bardzo dziwne, a ona nie umiała znaleźć żadnego wyjaśnienia. Ostatnie kilka
godzin były wielką niewiadomą, stosem pytań, na które ta nie potrafiła
odpowiedzieć. Jedyne, co pamiętała to nieprzyjemne wydarzenia, a następnie
dźwięk nadjeżdżającego pojazdu.
Wszystko to było jednak zbyt skomplikowane, by jej
wykończony organizm mógł poskładać puzzle w zgodny obrazek. Szybko podniosła
się na rękach, stając prosto, kiedy przeszywający ból wystrzelił wzdłuż jej
nóg. Mimowolnie zachwiała się, opierając rękoma o pień by nie stracić
równowagi. Wziąwszy kilka głębokich oddechów, powoli podeszła do spodni i
schyliła się by je podnieś. Wyprostowała
się, a urywki zdarzeń, nagle uderzyły w nią niczym siarczysty policzek. W jej
oczach zebrały się nowe łzy, a usta zaczęły drzeć. Wszystko stało się jasne.
Została zgwałcona.
No i jest rozdział.
Miał się pojawić wcześniej, jednak z powodów prywatnych jest dopiero teraz.
Co do scenki Kim i Jack'a- mam nadzieje że nie przesadziłam ! :P
Ja jestem z rozdziału nawet zadowolona jedbak opinie zostawiam wam.
Dedykuję go mojej kochanej Katherine Pierce <333
Kocham was
Emi < 3