Niebiesko-włosa pośpiesznie wrzucała najbardziej potrzebne
ubrania i przedmioty do dwóch ciemnych plecaków. Była bardzo skupiona, starając
się zmieścić jak najwięcej do małych toreb. Wiedziała, że nie mogły być za
ciężkie, a jednocześnie musiały posiadać wszystko co było im potrzebne do
przetrwania. . .
Dziewczyna była zdenerwowana, a głośno tykający zegar
uparcie przypominał jej o szybko uciekającym czasie. Wszystko miało się dzisiaj
zmienić. Ich życie miała stać się lepsze, wolne od śmierci i broni. Miało stać
się szczęśliwe.
- Ali! - głośny krzyk Christiana obił się o jej uszy, a
następnie dźwięk pięści obijających się o drewniane drzwi zagłuszył tykanie
zegara. Ciemnooka znieruchomiała, energicznie spoglądając w stronę wejścia do
pokoju. Wiedziała, że chłopak nie będzie długo czekać, zanim bez pozwolenia
wtargnie do pokoju, dlatego pośpiesznie zakopała plecaki pod kołdrą i
poduszkami w nadziei, że ten ich nie zauważy.
- Otwarte - powiedziała, poprawiając włosy. Brunet z hukiem
wpadł do pomieszczenia, w mgnieniu oka przyciskając jej drobne ciało do swojego
torsu. Wplótł prawą dłoń w jej włosy, jakby chciał upewnić się, że Stone mu nie
ucieknie.
- Maleńka - szepnął, całując jej czoło - Nie pozwolę... Już nigdy nie pozwolę cię
skrzywdzić - zaklinał, delikatnie nią kołysząc. Spojrzał w jej oczy, które
zapełniły się łzami, kiedy nieprzyjemne zdarzenie przebiegło po jej umyśle.
- Skąd ty... - wymamrotała, a jej dolna warga zaczęła drżeć.
Usta Christiana opadła na jej, nie dając jej dokończyć
zdania. Jego ręce uplotły jej talie, a język utorował sobie drogę do jej
wnętrza. Smakował ją, pieszcząc jej podniebienie długimi, namiętnymi
liźnięciami. Ta pisnęła cicho, by następnie wskoczyć mu w ramiona i opleść
nogami jego pas. Potrzebowała tego. Potrzebowała zapomnieć o wszystkim co się
stało. O gwałcie. O Nate'cie, który tak strasznie ją skrzywdził.
- Tak - jęknęła, kiedy oboje opadli na łóżko. Zapomniała o
wszystkim, kiedy intymne części ich ciała otarły się o siebie. Nigdy nie była
łatwa, jednak on miał coś w sobie, że nie umiała się mu oprzeć. Był taki...
Ich usta ponownie się spotkały. Chłopak ugryzł, nie
przygryzł jej dolną wargę, by następnie delikatnie ją possać. Niebiesko-włosa
jęknęła, ściskając jego pośladki. Działa na oślep. Sięgnęła po jego koszulkę i
szybko ściągnęła ją, by móc bez przeszkód muskać jego nieziemski tors. Czuła na
biodrze jego pożądanie. Chciał jej. Tak bardzo chciał.
- Poczekaj - szepnął, odgarniając kosmyk włosów za jej ucho
- Ali nie chce cię przelecieć jak byle jaką laskę... Poczekajmy z tym...Mamy czas- wydyszał, nie dając jej
szansy by zaprzeczyła. Przetoczył się na plecy, chcąc przytulić ją do siebie,
jednak natrafił na szpiczasty przedmiot, który wbił się w jego plecy - Co
do...- warknął, sięgając ręką pod kołdrę.
- Nie- pisnęła, odpychając go od siebie. Nie mogła dopuścić
by znalazł plecaki, by dowiedział się o ich planie, by naraził jej przyjaciół
na niebezpieczeństwo-Będzie lepiej jak już pójdziesz- dodała, wstając na nogi.
- Ali - zaczął, łapiąc ją delikatnie za ramiona - Co jest
pod kołdrą?- spytał, spoglądając na białą pierzynę. Ona jednak milczała- Co.
Jest. Pod. Kołdrą. - powtórzył, jednak kiedy oczy ciemnookiej się zamknęły sam
sięgnął po odpowiedzi.
- Nie!- krzyknęła, jednak było już za późno. Christian
spojrzał na pełne torby, zdziwiony ściągając brwi w jedną. Powoli nachylił się,
biorąc do rękę nieduży nóż. Obrócił go między palcami, spoglądając na Stone,
która dokładnie obserwowała każdy jego ruch.
- Po co ci to? - zrobił krok do przodu, przewracając plecak,
z którego wysypały się ubrania, latarki, jedzenie...
- To nie twoja sprawa Christian - warknęła niebiesko-włosa,
gniewnie mrużąc oczy. Popełniła błąd ulegając pod naciskiem jego miękkich ust i
dłoni. Nie mogła spieprzyć wszystkiego. Nie teraz, kiedy byli tak blisko.
- Alison - jego szczęka zacisnęła się. Mężczyzna już dawno
zdał sobie sprawę, że dziewczyna należy do osób upartych, o specyficznym,
trudnym charakterze, jednak nie wyobrażał sobie by ich związek był oparty na
kłamstwie. Przynajmniej związek, którego on chciał - Odpowiedz na moje pytanie
- poprosił, nie chcąc podnosić głosu.
- Nie! - zaprotestowała, tupiąc nogą o ziemię jak mała
dziewczynka.
Brunet wywrócił oczyma, powoli grzebiąc w kupce przedmiotów.
Jego palce przebiegły po małej, podręcznej broni, ciepłych kocach, drogiej
bieliźnie...
- Planujesz coś? - uśmiechnął się zadziornie, podnosząc
czerwone figi, by ta mogła je dokładnie dostrzec. Jej policzki mimowolnie się
zaróżowiły.
- Oddawaj - pisnęła, rzucając się na niego. Wyciągnęła rękę
do góry, starając się dosięgnąć koronkowej bielizny, jednak mężczyzna był za
wysoki. Po chwili jego lewa ręka owinęła się wokół jej ciała, przyciągając ją
do siebie. Ich usta otarły się, przesyłając rozkoszny prąd wzdłuż pleców -
Oddasz mi moją własność? - spytała, ściskając jego pośladek.
- To zależy - wymruczał, obrysowując językiem jej dolną
wargę - Odpowiedz na pytanie, a te seksowne majteczki są twoje - powiedział,
wsadzając je do kieszeni spodni.
- W takim razie zatrzymaj je - rzuciła, spuszczając wzrok. Odsunęła
się od niego, obracając w stronę okna.
Dalej
Jack! Gdzie jesteś?
****
Blondynka potarła ramiona chcąc, choć troszkę ogrzać
zmarznięte ciało. Jej plecy były obolałe od nocy spędzonej na zimnej, betonowej
posadzce, a oczy były podrażnione od ciężkiego powietrza. Na ścianach, które ją
otaczały widniały ślady krwi, a w niektórych miejscach można było dostrzec
wyryte imiona czy przezwiska. Jeden napis wyróżniał się, odstawał od innych.
"Ostatnia
piekielna przystań przed niebem"
Kimberly zagryzła dolną wargę, spoglądając przez grube,
metalowe kraty. Była zmęczona, a jej powieki mimowolnie zaczęły się zamykać...
Sen był tak kuszącym rozwiązaniem. Ciemność ogarnęłaby ją, a te męczarnie
skończyłyby się na zawsze. Gdyby miała szczęście może już nigdy by się nie
obudziła. To byłby koniec tortur, koniec tej gry, w której została zmuszona
brać udział od dnia kiedy została wylosowana. Od kiedy jej imię zostało
wyczytane na tym cholernym koncercie, jej życie zmieniło się na zawsze -
straciło, a za równo zyskało kolory.
- Nie - zaprzeczyła, kręcąc głową. Nie mogła tak myśleć.
Prawda - straciła naprawdę wiele, jednak zyskała to co było w życiu
najważniejsze - szczerą, wieczną miłość.
Zyskała Jack'a Brewer'a. Chłopaka, który skrywa swoje prawdziwe " ja "
pod maską zimnego drania i tylko nielicznym pozwala dostrzec tą czułą,
wyjątkową część siebie. Tą którą Crawford tak bardzo pokochała.
****
- Ali?- usta Christiana musnęły jej ucho, a umięśniony tors
naparł na plecy - Kurwa wiedziałem, że jesteś pokręcona, ale teraz chyba
oszalałaś - warknął, wciskając w jej drobną dłoń kartkę papieru.
- Jak... - wymamrotała, spoglądając na naszkicowany plan
ośrodka wraz z dokładną trasą ucieczki - Christian to nie tak - szepnęła,
odwracając się do niego przodem - Wysłuchaj mnie.
- Chcesz uciec?- zapytał, spoglądając w jej ciemne tęczówki,
dokładnie oświetlone przez promienie słońca. Ta pomachała tylko twierdząco
głową. Nie mogła kłamać. Brunet wiedziałby o tym, a w najgorszym wypadku od
razu udał się do głównego zarządcy. Do tego nie mogła dopuścić! - Dlaczego
maleńka? Po jaką cholerę?
- Nie krzycz - poprosiła
- Czy to przez to co się stało? Przez tego...- zacisnął
zęby, chcąc uniknąć wypowiedzenia o kilka słów za dużo.
- Też... To wszystko nie pasuje do mnie... Do nas... -
westchnęła - Ja po prostu chce żyć. Chce znaleźć osobę, która mnie pokocha, z
którą będę mogła żyć długo i szczęśliwie - dodała - Wiesz co zrobili Kim i to
całkowicie be żadnego dowodu jej winy... Nie mogę... Nie chce, żeby to się
powtórzyło... Nie pozwolę!- powiedziała stanowczo, teatralnie wymachując ręką.
- Nie chce cię tracić - wyznał, dotykając jej policzka -
Dopiero coś się między nami zaczęło...
- Możesz iść z nami!- pisnęła, owijając ręce wokół jego
bioder - Też nie chce cię stracić... Tam będziemy bezpieczni. Tam będziemy
mogli być razem - dodała cichutko, muskając jego ciepłe wargi.
- Ali to szalone - stwierdził, całując jej czoło - Ale nie
pozwolę Ci iść same - Nie chciał też pozwolić by musiała spędzać czas z Nate'm.
Kochał ją i mimo, że nigdy nie myślał o ucieczce, teraz był gotowy zrobić dla
niej wszystko... Dosłownie wszystko.
- Cieszę się- szepnęła, wtulając głowę w jego klatkę
piersiową - Christian czy wszyscy wiedzą o... o gwałcie?- zapytała, spoglądając
w jego oczy.
- Nie... To znaczy opiekunowie wiedzą. Inaczej nikt by cię
nie szukał - westchnął niepewnie - Był urywek filmu... Zniszczyliśmy go zanim
ktokolwiek z uczestników mógł go zobaczyć - otarł łzę, która spłynęła po jej
policzku - Ali, spójrz na mnie. To nie ma znaczenia! To nie ma znaczenia!
- Jestem brudna...
- Jesteś piękna. Jesteś... - zaczął, zmuszając ją do
spojrzenia w jego oczy - Kocham Cię.
- Ja też Cię kocham- wyznała, zbyt poruszona całą sytuacją
by przemyśleć słowa, które wypowiedziały jej usta. Słowa, które nie do końca
mówiły prawdę.
- Ali?!- warkot Nate'a dobiegł do niej po chwili, a jego
postura zagrodziła wejście do pokoju - Chciałabyś nam o czymś powiedzieć?
****
- Kurwa, Alison umawialiśmy się - żadnych niespodzianek-
krzyknął Jack, wsuwając pistolet za pasek spodni. Noc powoli się zbliżała, a
szatyn był coraz bardziej podenerwowany. Każda godzina opóźnienia mogła zaważyć
na życiu Kim. Jego małej, kruchej istotki za którą był gotowy zginąć.
- On jest po naszej stronie! - zapewniła, zarzucając plecak
na plecy - Zaufajcie mi! - dodała, jednak grymas na twarzy Crawford'a nie
zwiastował niczego dobrego, dlatego postanowiła użyć tajnej broni. Musiała być
pewna, że będą zgodną drużyną - To klucz do celi Kim. Christian powiedział, że
postara się wyłączyć kamery na ten czas - wyciągnęła srebrny kluczyk z kieszeni
jeansów i uśmiechnęła się delikatnie- Jest po naszej stronie.
- Obyś miała racje.
****
Zimne powietrze owiało pomieszczenie, powodując ciarki na
skórze Kimberly. Jej ciało zadrżało, kiedy odgłos szybkiego kroku owiał jej
ucho. Strach momentalnie chwycił ją za gardło, kiedy każdy mięsień w jej ciele
napiął się, szykując się do walki. Dziewczyna bała się, że właśnie nadszedł
moment, kiedy całe jej życia stanie pod jednym, wielkim znakiem zapytania. A
zakończenie raczej nie zwiastowało się szczęśliwie.
- Kim- cichy głos Jack'a, wybudził ją z transu. Każdy jej
zmysł obudził się do życia, skupiając się na ledwo słyszalnych słowach, a
właściwie słowie, które spowodowało, że jej serce podeszło do gardła. Cały
świat stanął, kiedy umięśniona sylwetka chłopaka, wyłoniła się z ciemności, a
promień światła, wpadający przez dziurę w drzwiach, oświetlił idealne rysy jego
twarzy.
Jego brązowe oczy lśniły, dziko błądząc po pomieszczeniu.
Mięśnie były napięte, a w prawej dłoni spoczywał nieduży pistolet, który
nadawał mu wyższości i pomagał ukryć uczucia za maską obojętności.
Blondynka powoli podniosła się z ziemi, mrugając kilkukrotnie,
chcąc upewnić się, że jej zmęczony umysł nie wpędza ją w pułapkę jej własnej
wyobraźni.
- Jack - wymamrotała,
wyciągając do przodu rękę, nagle odczuwając niepohamowaną potrzebę by go
dotknąć. By choć jej palce musnęły jego ciepłą skórę - Jack! - powtórzyła,
jakby te słowa były modlitwą, zaklęciem, które miało zrównać to piekło na
ziemi.
- Kim - Brewer uśmiechnął się delikatnie, ruszając w jej
stronę. Na ślepo szukał małego kluczyka w tylnej kieszeni spodni, pragnąc jedynie
wyciągnąć ją za kratek. Kiedy poczuł zimny metal na skórze, pośpiesznie sięgnął
do zamka - Kimi - szepnął, chowając jej ciało w swoich ramionach. Ciepło bijące
od niego zderzyło się z zimnem, które towarzyszyło jej przez całą noc - Maleńka
- szatyn ucałował przelotnie jej czoło. Crawford nie potrzebowała nic więcej by
nareszcie poczuć się bezpieczne. Miała wrażenie, że oboje są w niewidzialnej
bańce, która odizolowała ich od całego świata.
- Nie mamy czasu - głos Christiana wydobył się z małej
słuchawki w uchu Jack'a
- Musimy iść - oznajmił szybko, ujmując jej dłoń i
ostrożnie, acz pośpiesznie opuszczając piwnice ośrodka. Jack rozglądał się co
chwile, chcąc być pewny, że wszystko idzie zgodnie z ich planem. Porażka nie
była możliwa, a on był gotowy zrobić wszystko by osiągnąć sukces - by Kimberly
była bezpieczna.
- Jack co się dzieje? - spytała blondynka, starając się
nadążyć za chłopakiem, który wydawał jej się bardzo zdenerwowany. Podejrzewała,
że ma to związek z czynem którego właśnie dokonał, czynem który mógł kosztować
go całą swoją " karierę " jako zabójcę, czynem który mógł go zabić.
Kimberly czuła jak jej serce znacznie przyspiesza. Nie przemyślała tego. Szatyn
właśnie uratował jej życie, jednak jakim kosztem? Zabiją go. Zabiją go przeze mnie! - Nie mogę! - zaprotestowała,
puszczając jego dłoń z zamiarem powrotu do zimnej celi.
- Kim nie mamy czasu - szepnął, spoglądając na czarny
zegarek - Kochanie musimy się pośpieszyć - dodał cicho, świadomy, że każda
sekunda zguby naraża ich na niebezpieczeństwo.
- Nigdzie nie idę... Nie pozwolę cię skrzywdzić!-
powiedziała stanowczo, hamując łzy, które pojawiły się w jej oczach - Jeżeli
ktoś dowie się, że pomogłeś mi uciec oni... - nabrała powietrza, a jej ciało
zadrżało na samą myśl o tym.
- Kimi nic mi nie będzie- zapewnił, ujmując jej dłonie w
swoje - Nic nam nie będzie!- poprawił się, spoglądając w jej brązowe oczy,
które często mówiły więcej o niej samej, niż ta by tego chciała - Uciekniemy
stąd. Będziemy bezpieczni już zawsze. Musisz mi tylko zaufać - poprosił.
- Ufam - odparła, starając się ułożyć puzzle w jedną całość.
Uciec? Chcą z tond uciec? Jak?
- Chodźmy - rzucił, szybko przemierzając korytarz. Jego
kroki były ledwo słyszalne, a oddech wolny i umiarkowany - zupełnie niepasujący
do tak ryzykownej sytuacji - Szybciej - pośpieszył, kiedy obydwoje dotarli do
frontowych drzwi, by już po chwili znaleźć się na zewnątrz.
Zimne powietrze uderzyło w ciało Crawford, a oczy zakryły się
mgłą. Biegła na oślep, słuchając jedynie cichego głosu ukochanego, który
nadawał jej siły i wiary.
- Ogrodzenie znajduje się kilka minut na wschód od drogi. Będziemy
mieli 30 sekund by je przejść zanim prąd wróci - stanowczy głos, dochodzi do
niej po chwili. Zdezorientowana otwiera oczy, prawie potykając się o własne
nogi. Christian, Ali, Nate.... Wszyscy są tutaj. Biegną obok niej, co jakiś
czas obracając się za siebie. Ich twarze pokryte są potem, a ręce brudne, wręcz
czarne od nieznanej jej mazi. Dociera do niej, że Jack nie miał namyśli tylko
ich dwoje. Miał na myśli wszystkie osoby, które ta kocha.
Nagle wokół robi się zamieszanie, a głucha cisza znika. Słychać
krzyki, szumy i trzaski. W oddali pojawia się znajome światło latarń u wejścia
ośrodka, które może zwiastować tylko jedno - Już wiedzą.
- Szybko! - rozkazał Christian, przyśpieszając bieg - Już
niedaleko!
Kimberly przygryzła dolną wargę, mimo zmęczenia szybko
wykonując polecenia. Mimo hałasów, jej zmysły działały wręcz perfekcyjnie. Odgłos
przeładowywanego pistoletu ogłuszył ją na kilka sekund. Dziewczyna potrząsnęła
energicznie głową, skręcając za resztą w lewo.
Pierwsza kula trafiła w drzewo za jej plecami, a druga
przeleciała ze świstem obok niej, tak blisko, że czuła wibrowanie powietrza na
jej torze. Miała ochotę krzyczeć do Jack'a, żeby przyspieszyli jednak serce tak
jej waliło, że nie mogła z siebie wydobyć słowa. Zdała sobie jednak sprawę, że
jej głos zginąłby we wściekłym wyciu wiatru i wie, że już szybciej biec się nie
da.
Las po obu stronach, zlewa się w ciemnozieloną, wręcz czarną bezbarwną
masę, przez co wydaje się jeszcze bardziej obcy i przerażający niż zawsze.
- W imieniu rządu Stanów Zjednoczonych Ameryki rozkazujemy
wam zatrzymać się i poddać!- rozbrzmiewa głos z megafonu.
Wreszcie w mroku wyłania się wielkie ogrodzenie, oświetlone
przez niewielkie latarnie rozstawione co kilka metrów. Przypomina wielką
pułapkę, przeszkodę nie do pokonania, a jednocześnie jest ostatnim krokiem do
wolności.
- Kim posłuchaj mnie - krzyknął Jack, przystając - Kiedy
każę ci ruszyć, ruszysz. Kiedy każę ci skoczyć, skoczysz. Dasz radę przedostać
się przez ogrodzenie, ale nie będziesz mieć dużo czasu. Musisz się wspiąć, tak
szybko jak możesz, a potem uciekaj, okej?
Całe jej ciało przeszyła lodowata fala, kiedy usłyszała
desperacje i przerażenie w jego głosie.
- Ja? A co z tobą?- pisnęła, zdezorientowana.
- Będę zaraz za tobą - powiedział, a kąciki jego ust
delikatnie się podniosły.
- Jack... - lodowate palce zacisnęły się na jej żołądku. Na
jego twarzy migotał uśmiech, jakby już byli bezpieczni, jakby pochylał się, by
odgarnąć włosy z jej czoła lub pocałować w policzek.
- Obiecuje, że będę tuż za tobą - jego twarz stężała, kiedy
krzyki opiekunów stały się głośniejsze - Ale musisz mi obiecać, że nie
obejrzysz się za siebie. Ani na sekundę. Okej?- poprosił, delikatnie ujmując
jej dłoń.
- Jack nie mogę...
- Przysięgnij, Kim- szepnął, a jego oczy zabłysły.
- Trzy... dwa...- odliczał Christian
- Dobrze- blondynka niemal zakrztusiła się tym słowem, kiedy
łzy zamazały jej widok. Nie mamy szans.
Nie mamy żadnych szans ! - Przysięgam
- Jeden! - strażnicy są już tak blisko, że brązowooka mogła
dostrzec pojedyncze twarze: żółte zęby u jednego, kilkudniowy zarost u innego.
Strach chwyta ją za gardło, jednak jakimś cudem znajduję siłę by wspiąć się na
siatkę. Słyszy za plecami krzyki, ale wydają się one odległe, jakby dochodziły
spod wody. Jedna z kul trafia prosto w jej prawe udo, jednak mimo to podciąga
się centymetr po centymetrze.
- Szybciej Kim! Szybciej!- krzyki Jack'a upewniają ją, że
jest zaraz za nią. Skupia całą uwagę na jego głosie - to jedyna rzecz, która
każe jej iść dalej. Ostatkiem sił udaje jej się dostać się na szczyt ogrodzenia
i przejść ponad pętlami drutu kolczastego, a potem przetoczyć się na drugą
stronę i skoczyć kilka metrów w dół, uderzając zranioną nogą o twardą ziemie.
Nie czuje jednak bólu. Nie czuje nic. Jeszcze kilka metrów i będzie bezpieczna.
Wszyscy będą bezpieczni.
Czeka, aż Jack skoczy za nią. Nie słyszy, żeby skakał.
W panice wracają jej wszystkie siły. Zrywa się na nogi w momencie,
kiedy ogrodzenia znów zaczyna huczeć, jednocześnie dając znak, że prąd wrócił.
Odwraca się.
Jack ciągle stoi po drugiej stronie za szalejącym murem dymu
i drzew. Nie poruszył się nawet o centymetr, od kiedy stanęli pod siatką. Nawet
nie próbował.
Jego podkoszulek jest czerwony. Dziewczyna przez chwile ma
wrażenie, że to gra świateł, ale zaraz potem uświadamia sobie, że cały jest
przesiąknięty krwią, która rozpływa się na piersi szatyna, niczym atrament w
szklance z wodą. Armia opiekunów biegnie w jego stroną z wyciągniętą bronią. Łapią go ze wszystkich stron, jakby chcieli go rozerwać na strzępy. On jednak
stoi blady i nieruchomy, a ona jest pewna, że w życiu nie widziała nic
piękniejszego niż on.
Brewer spogląda na nią przez ścianę dymu, szczęśliwy, że
osoba, którą kocha ponad wszystko jest bezpieczna. Nie odrywa od niej wzroku.
Wie, że to koniec jednak nigdy nie wyobrażał sobie piękniejszej śmierci. Nigdy
nawet nie myślał, że się zakocha, że pozna osobę, z którą będzie chciał spędzić
całe swoje życie. Że znajdzie kogoś jak Kimberly Crawford.
- Biegnij- wyszeptał, a zaraz potem opiekunowie rzucają się
na niego. Zostaje zalany przez ich wściekłe karabiny i ręce, jak zwierze
otoczone przez sępy.
- Jack! - dziewczyna z trudem otworzyła usta, kiedy każda
komórka w jej ciele przesłała niemiłosierny pól wzdłuż jej ciała. Ledwie
poczuła kiedy czyjeś ręce oplotły jej talie, by następnie podnieść ją z ziemi - Kocham Cię!
Pamiętaj! Tego nam nie odbiorą!- pisnęła, krztusząc się własnymi łzami.
Uderzyła w ramią brata, chcąc wrócić do ukochanego i umrzeć razem z nim, jednak
Nate nawet nie drgnął. Przyśpieszył kroku, przez co Jack stawał się coraz
mniejszy, aż zniknął z pola widzenia blondynki - Tak bardzo Cię kocham...
Cóż kochani, tak kończy się pierwszy sezon opowiadania :)
Mam nadzieję, że nie zawiodłam was tym rozdziałem i że udało mi się odpowiedzieć na wszystkie nurtujące was pytania...
Bardzo by mi zależało, żebyście szczerze powiedziały co podobało wam się w tym sezonie, co wam się nie podobało i czego oczekiwałybyście od drugiego sezonu.
Mam już dla was jego zwiastun, a bohaterowie ukarzą się za niedługo :)
Rozdział jest dla każdej osóbki, która kiedykolwiek przeczytała chociaż jeden wpis na tym blogu!
Życzę wam miłych wakacji :)
Kocham was
Emi<3